Wojownicy ulicy


Wojownicy ulicy

TWARZĄ NA ASFALT
Chłopaki jeżdżą na tylnym kole („wheelie”), kręcą maszyny wokół własnej osi („cyrkiel”) oraz skaczą na zbiornik paliwa i rozkładają nogi na bok („spreader”). Stunterzy nagrywają niektóre numery i wrzucają na kultową stronę www.adrenalinemotorsport.pl.

- Sztuką jest zrobić combo, czyli połączyć kilka trików, jadąc „na gumie” – tłumaczy „Kikac”, właściciel odjazdowego Kawasaki ZX6R Ninja w kolorze miedzi. – Na przykład  łączymy „cyrkla” z „wheelie”, „jezuskiem”, a kończymy „stoppie”. „Stoppie” to jazda na przednim kole – najbardziej niebezpieczna figura w stuncie. Trzeba się rozpędzić, a potem poderwać tył motocykla do góry, wciskając przedni hamulec. Jeśli stunter popełni błąd, to leci twarzą na drogę przy prędkości 200 km/h. - Wtedy można dostać uczulenia na asfalt – śmieje się „Kikac”.

ĆWICZENIA NA PARKINGU
- Żeby zacząć myśleć o stuncie, trzeba jeździć kilka lat – mówi „Beku”. – Kiedy po raz pierwszy poderwiesz koło do góry, to jeszcze nie ogarniasz tematu. Trzeba dużo treningów i stalowych nerwów. W Polsce około 20 osób prezentuje światowy poziom ekstremalnej jazdy na motocyklu. Legendą jest „Cygan” z grupy Motodawcy. To on zaczynał ten sport nad Wisłą. Świetne wyniki osiągają też „Łukasz FRS” czy „Pasio”. I oczywiście Mistrz Polski w stuncie „Stunter 13”. - Jak oglądasz w sieci filmy z nim lub z Chrisem Pfeifferem, mistrzem Europy w stuncie, to nie jesteś w stanie odróżnić, który jest który, tak zajebiście jeżdżą – opowiada „Ostry”. – Ale Chris jest sponsorowany przez BMW i Red Bulla. A nasz „Stunter 13”? Mieszka sobie pod Opolem i „giba się” na parkingach.

JEST RYZYKO
Raptem „Kikac” proponuje mi przejażdżkę z „Ostrym”, ale pasuję. Po prostu boję się. Tymczasem Czarna Anka, wyraźnie znudzona, fotografuje wrak rozbitego Forda, stojącego nieopodal. - Pokażemy coś zajebistego – decyduje „Snopek”. – Chłopaki będą robili „cyrkle”, a ja przejadę między nimi na „hajczerze”. - Możemy zginąć – mówi „Maciek Dop”. - Zginąć? – interesuje się Czarna Anka, czyszcząc obiektyw aparatu. – No to szybciutko, szybciutko...

„PSY” I „LALECZKI”
„Snopek”, „Moku” i „Beku” umawiają się przed wykonaniem zabójczego numeru. Pozostali chłodzą swoje maszyny. Na motocykle do stuntu mówi się „psy” lub „laleczki”. To seryjne motory, które mają m.in. przerobione hamulce i wgniecione baki paliwa (tak, by można było na nich siadać). Ale nie każdy, kto przerobi motor, może zostać stunterem. Trzeba umieć zgrać się z towarzystwem. Na przykład by zostać „świeżakiem” na forum stuntowym, trzeba wysłać zdjęcie cycków swej dziewczyny z wypisaną na nich dedykacją „dla stuntpoland.com”.

NUMER ŚMIERCI
Słychać ryk motocykli. „Beku” i „Moku” kręcą się na tylnych kołach – cholernie blisko siebie. Nadjeżdża „Snopek”, podrywa koło, siada na kierownicy z nogami do przodu! Mijają się o centymetry! Uf! To było mocne. Czegoś takiego nie widziałem nigdy w życiu. Chłopaki z uznaniem kiwają głowami. Stunt sezonu! - Udało się – „Maciek Dop” ociera pot. - Powtórzcie – mruczy Czarna Anka, oglądając w aparacie zdjęcie z numeru śmierci. – Kadr mi się nie podoba...

JAK TO SIĘ ZACZĘŁO?
Stunt narodził się w Wielkiej Brytanii po II wojnie światowej. Wtedy to żołnierze z Royal Signals (korpus łącznościowy) zaczęli dorabiać do żołdu, popisując się wyczynową jazdą na jednośladach. W latach sześdziesiątych stunt trafił do Ameryki, ale nie zyskał popularności. Dopiero pod koniec XX wieku, gdy do ewolucji zaczęto używać japońskich maszyn, efektownych, dużych i głośnych, rozpoczęła się moda na stunt.

W ZIMIE TEŻ MOŻNA ŚMIGAĆ!


Dodał(a): Aleksander Hepner Środa 19.10.2011