Ni to samochód, ni to motocykl, ni to Segway
Firma Lit Motors z amerykańskiego San Francisco już jakiś czas temu stworzyła prototyp nowatorskiego jednośladu, który łączy bezpieczeństwo i komfort jazdy samochodem z doznaniami zbliżonymi do motocykla: na zakrętach kontrukcja roboczo nazwana C-1 składa się na boki niczym rasowy ścigacz, po czym wraca do pionu dzięki dwóm żyroskopom. Gdy zatrzymujesz się, z boków pojazdu wysuwają się podpórki, nazywane „sprzętem do lądowania”.
Dziś producenci wreszcie deklarują, że konstrukcja jest na tyle dopracowana, że już niedługo trafi na rynek. Początkowa cena ma wynieść w przeliczeniu nieco ponad 90 000 zł.
Jeśli zastanawiasz się, czy już rozbijać świnkę-skarbonkę i składać zamówienie, oto garść informacji, które pozwolą podjąć ostateczną decyzję: całość ma napęd elektryczny, zapewniający rozpędzanie się do pierwszej setki w 6 s, natomiast baterie o pojemności 10 kWh zapewniają nawet 320 km zasięgu.
Jeśli energię uzupełniać przy pomocy gniazdka 120-woltowego (popularnego w USA), naładowanie ogniw zajmie około 6 godzin; podłączając C-1 do stacji szybkiego ładowania, poziom energii elektrycznej uzupełnisz do 80 proc. w zaledwie godzinę.
Dwuosobowa całość waży 360 kg, ma 2,8 m długości, 1,4 m wysokości oraz jedynie 1 m szerokości, co docenisz, gdy postanowisz przeciskać się w korkach niczym motocyklista.