Le Mans - dzień i noc

Reporter CKM obserwował od środka najwspanialszy wyścig samochodowy na świecie! I nie chodzi nam o Formułę 1. Ani nie o Picanto Cup. Przeczytajcie jak wyglądają kulisy legendarnego 24-godzinnego wyścigu Le Mans.

lemans-big.jpg


Powiem szczerze: chcesz oglądać wyścig, zostań w domu przed telewizorem. W telewizji masz powtórki, zbliżenia, „slow motion” i komentarze. Na torze jesteś niemal jak ślepiec. Ale w byciu na torze w ogóle nie chodzi o to, by wszystko widzieć i wiedzieć. Jesteś tu, żeby uczestniczyć w czymś, co dzieje się tylko raz w roku.

Żywa legenda

Le Mans to jedna z najstarszych i najważniejszych imprez wyścigowych tej planety. Po raz pierwszy ścigano się tu w 1923 roku. Wtedy była to impreza dla zapaleńców, zawody obserwowali głównie wieśniacy, a średnia prędkość wynosiła ok. 90 km/h.  Dziś wyścig w Le Mans to jedna z trzech najważniejszych imprez światowego motosportu – obok Grand Prix F1 w Monaco i wyścigu Indy 500 w USA. Nadal przyjeżdża tu wielu zapaleńców, ale o zwycięstwo walczą zespoły fabryczne z budżetami ćwierć  miliarda euro rocznie – Audi, Toyota i Porsche. W ostatnich dekadach tor uległ ogromnym modyfikacjom podnoszącym bezpieczeństwo ścigania. Zniknęła m.in. słynna sześciokilometrowa prosta, na której auta przekraczały 400 km/h. Podstawowa idea pozostała jednak niezmienna: przez 24 godziny non stop kierowcy ścigają się na drogach publicznych – 13 629 metrów trasy tylko w małej części biegnie po torze wyścigowym, a resztę wyznacza się na drogach łączących miasteczka wokół Le Mans. Średnie prędkości sięgają tu 250 km/h. Wygrywa najszybszy pojazd – albo raczej ten, któremu uda się przetrwać 24 godziny na torze i dotrzeć do mety.

Świątynia szybkości

Kiedy w sobotę rano wchodzę na tor po raz pierwszy, widzę to, co dotąd znałem z opowieści – ogromne tereny gęsto pokryte namiotami. Le Mans to sportowe sanktuarium, do którego co rok w czerwcu ściągają pielgrzymi. Tegoroczny wyścig obserwuje ponad 260 tysięcy ludzi. Przyjechali autami osobowymi, kamperami, motocyklami. Wśród namiotów stoją VW Golfy, gdzie indziej w oczy kłują Dacie, ale dostrzegam też Ferrari, Porsche i Aston Martiny. Pełna demokracja, wszyscy egzystują w takich samych równie złych warunkach – zwykle śpią w namiotach, chodzą w kaloszach, grzęzną w błocie, jedzą to, co uda im się zgrillować, piją francuskie piwo. No i kibicują jak opętani. Żaden inny motosport (naprawdę ŻADEN) nie ma tak fanatycznych kibiców jak wyścig Le Mans. Dla większości z nich jest to rodzaj religii, do Francji przyjeżdżają regularnie, znają wyniki wyścigów z poprzednich lat, pamiętają nazwiska kierowców, inżynierów, pamiętają wypadki oraz sensacyjne rozstrzygnięcia. Pragniesz splendoru i luksusu? Jedź na wyścigi F1. W Le Mans jest tylko sport. Ale żeby było jasne – sport, któremu firma jak Porsche poświęca tak wiele uwagi, nie może być jedynie kosztowną zabawą.


To fragment artykułu. Cały długi reportaż z 24–godzinnego wyścigu Le Mans przeczytasz w nowym numerze miesięcznika CKM (już w kioskach!)


08_ckm_2016-617.jpg

Po co iść do kiosku? Zamów CKM prosto do domu!
Nie tylko zaoszczędzisz pieniądze, ale dostaniesz ekstra książkę gratis!

prenumerata8-2016.jpg


Dodał(a): CKM Poniedziałek 18.07.2016