Komar w Afryce

3500 kilometrów na oldskulowym motorowerze z czasów PRL-u? Tak kozackiej rzeczy mógł dokonać jedynie Polak z ułańską fantazją

Screen Shot 2016-05-19 at 10.45.47.png

23 kwietnia Piotr Polok odpalił swojego poczciwego Komara i w kłębach spalin ruszył z rodzimych Czechowic-Dziedzic w niebezpieczną, ekstremalną wyprawę. 

Sądzisz, że pojechał do Sosnowca? Nie, ów dzielny jeździec z południowej części województwa śląskiego pognał do północno-zachodniej Afryki. Wyobraź to sobie: niemal 3500 kilometrów na czterdziestoletnim motorowerze z dwoma biegami!

Kojarzysz Komara, czyli polski jednoślad, którego kolejne generacje były produkowane w latach 1960-1983 przez Zjednoczone Zakłady Rowerowe w Bydgoszczy i Zakłady Predom Romet? —A więc zapewne masz świadomość, iż nie jest to raczej wymarzony pojazd na długie wyprawy, lecz tani środek „lokalnego transportu”, wyposażony w jednocylindrowy, dwusuwowy silniczek o pojemności 49,8 cm³ i mocy 1,4 KM.

Pan Polok skorzystał z doświadczeń zdobytych podczas wcześniejszej wyprawy, gdy do Maroka dotarł na siedzeniu starej „emzetki”. Jednak wówczas dotarcie do Afryki na motocyklu ze 150-centymetrowym silnikiem było dla niego zbyt małym hardkorem, tak więc postanowił powtórzyć wyczyn na Komarze; swym pierwszym rumaku, kupionym przed laty w tajemnicy przed rodzicami.

Szalony motorowerzysta pędził na złamanie karku (wg danych producenta prędkość maksymalna Komara to aż 40 km/h) przez Europę, aby po 23 dniach dotrzeć do Półwyspu Iberyjskiego, gdzie wraz z Komarem (mającym flagę dumnie zatkniętą na bagażniku) przeprawił się promem przez Cieśninę Gibraltarską, docierając do Afryki. 

Oszczędzając swemu stalowemu rumakowi dalszego wysiłku, dzielny Polak wrócił do ojczyzny samolotem, natomiast Komar został wygodnie i bezpiecznie zlawetowany, aby w Czechowicach-Dziedzicach odpocząć przed kolejnymi wyzwaniami.


Korzystaliśmy m. in. z informacji serwisu motovoyager.net

Dodał(a): Michał Jośko/ fot.: Facebook, Instagram Czwartek 19.05.2016