Historia tankowania

Kończy Ci się paliwo w aucie – skręcasz na najbliższą stację benzynową, zalewasz benzynę lub ropę, bierzesz toksycznego hot doga i ruszasz dalej. Gdy taka sama sytuacja ma miejsce w samolocie, tankowanie odbywa się w powietrzu. Jeśli maszyna jest do tego przystosowana.
historia-tankowania.jpg

W powietrzu sytuacja jest bardziej skomplikowana, bo podczas lotu z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę nie ma miejsca na najmniejsze nawet błędy, jeśli w grę wchodzi przelewanie paliwa lotniczego. Rozlane na rozgrzane silniki, w razie nieszczelności, momentalnie mogłoby zamienić samoloty w dwie bezwładne kule ognia. Jednak zanim technologia ewoluowała do obecnej postaci, maszyny tankowano w powietrzu ręcznie.

W uproszczeniu – człowiek z bańką paliwa na plecach przechodził z jednego samolotu do drugiego, otwierał wlew, uzupełniał braki i tą samą drogą wracał do maszyny, z której przyszedł. Poważnie. Pierwsi dokonali tego Frank Hawks - jako „dawca” w dwupłatowcu Lincoln Standard, w którym na przednim fotelu zasiadał również kaskader Wesley May oraz Earl Daugherty, jako „biorca”, w Curtisie JN-4.

Gdy oba aeroplany znalazły się na wysokości około 300 metrów, Wesley wyszedł na prawy górny płat Lincolna i wspiął się na lewy dolny płat Curtisa, który leciał kilka centymetrów wyżej. Na plecach miał 5-galonowy pojemnik (18,93 litra) z paliwem. Zatankował samolot Earla i wrócił do Franka. Akcja rozegrała się 12 września 1921 roku. Później było już tylko wygodniej.



Dwa lata po tym wyczynie, amerykańska armia użyła po raz pierwszy węża do tankowania, który i tak obsługiwany był ręcznie przez jednego z pilotów w samolocie „biorcy”. Sytuacja rozwinęła się dynamicznie w trakcie II Wojny Światowej, kiedy zautomatyzowano przekazywanie paliwa i pojawiły się długodystansowe maszyny B-29. Następnie Boeing wprowadził przewód sztywny, a amerykańska armia na początku lat 80. XX wieku połączyła tę technologię z przewodem elastycznym oraz mini spadochronem stabilizującym swobodne zachowanie podajnika. Tak powstała najbardziej zaawansowana cysterna o największym zasięgu – KC-10.

Pamiętaj jednak, że jeśli lecisz samolotem pasażerskim i zabraknie paliwa, to nie pozostaje Ci nic innego jak modlenie do swojego boga. Zamów w międzyczasie najdroższy alkohol na pokładzie, zegarek i miniaturkę aeroplanu, na które zawsze szkoda Ci było kasy. Żeby dobić do szczytu bezczelności, zapłać za wszystko kartą kredytową.





Dodał(a): Rich Giański / fot.: youtube.com Piątek 20.11.2015