Gadające ze sobą auta

„Rozmawiające” ze sobą samochody mają przekazywać sobie informacje o niebezpieczeństwach na drogach, kiepskich warunkach atmosferycznych, a docelowo będą komunikowały się z infrastrukturą, by np. zwalniać przed światłami czy zakorkowanymi skrzyżowaniami.
gadajace-auta.jpg

Nad takimi rozwiązaniami pracują m.in. General Motors, Volvo, Daimler czy Toyota. Ostatni koncern już wprowadził takie systemy w Japonii w 2015 roku. Kolejne będą Stany Zjednoczone, a później Europa. GM zapowiada, że pierwsze „smartauta” zjadą z taśm produkcyjnych już w przyszłym roku.

System stworzony przez GM nazywa się V2V – vehicle to vehicle (pojazd – pojazd). Dzięki niemu auta poruszające się po drogach komunikują się między sobą za pomocą fal radiowych odpowiednich częstotliwości. Gdy znajdują się w odpowiedniej odległości, wysyłają sobie tysiące impulsów z danymi, dotyczącymi prędkości samochodów, warunków na drodze i ewentualnych niebezpieczeństw. Systemy takie mogą ostrzegać przed tym, co znajduje się za wzniesieniem i czy wyprzedzanie w takich okolicznościach jest bezpieczne. Również zabezpieczyłby „martwe pole” w aucie, czyli obszar między tym, co widzimy w lusterku, a tym co zaczynamy widzieć w bocznej szybie. V2V również może ostrzegać o ostrym hamowaniu auta poprzedzającego, by w porę zareagować i nie wjechać komuś w tylny zderzak.
Dorzućmy do tego informacje, które już mamy dzięki nawigacji, czyli dane o korkach, natężeniu ruchu, objazdach i mamy system idealny.



Czy to oznacza, że samochodybędą prowadzić się same? Autonomiczne auta, czyli takie, które nie wymagają ani kierowcy, ani operatora na zewnątrz pojazdu to zupełnie inna działka, ale w połączeniu z V2V tworzyłaby komplet. To jednak bardziej komplikuje sprawę, więc te technologie rozwijają się niezależnie ze względu na szerokie spektrum możliwości.

Do rozwiązania pozostaje kwestia „zauważania” samochodów bez zaawansowanych systemów przez „smartauta”. Specjaliści obstawiają, że będzie możliwe zamontowanie systemów typu V2V w autach, które już wyjechały z fabryki bez nich na pokładzie. Kwestia tego czy dorzucimy sobie taki koszt, czyli na ile wyceniamy nasze bezpieczeństwo.




Dodał(a): Paweł Jaśkowski Piątek 15.01.2016