Demolka muscle carów w slo mo

Ile musiało zginąć Mustangów, Camaro i Challengerów, by sklasyfikować ich bezpieczeństwo?! Zawsze zastanawiam się, co dzieje się dalej z takimi furami? Niektórzy twierdzą, że pakuje się je na statek do Polski. Tu podobno wszystko się wyklepie i będzie błyszczeć w ogłoszeniu. Póki co daj się zahipnotyzować crash testami muscle carów w slow motion. W sumie na potrzeby tego filmu „uśmiercono” kilkanaście takich fur.
crash-test-slo-mo.jpg

Jak zaznacza szef instytutu, który rozbił już tysiące aut, ludzie wybierający mocarne samochody, nie zwracają większej uwagi na ich bezpieczeństwo. No bo typowy amerykański muscle car kojarzy się z potężną mocą, umięśnioną sylwetką, olbrzymim spalaniem i ryczącą V8 pod maską.

Oszałamiające prędkości, szaleńcze przyspieszenia i wielkie przeciążenia wymagają precyzji, opanowania i świetnych umiejętności od kierowcy. Ale muscle cara może kupić każdy, bez względu na doświadczenie na drodze. Z założenia te wozy powinny więc być przygotowane na niespodzianki w trudnych okolicznościach. W rzeczywistości wygląda to jednak nieco inaczej.

Na starcie Adrian Lund - szef Insurance Institute for Highway Safety (coś w rodzaju europejskiego NCAP) – mówi, że żaden z testowanych wozów nie należy do najbezpieczniejszych. Podkreśla jednak, że mają inne role do odegrania.



Ford Mustang spisuje się dobrze, ale że gdyby poprawili pewne drobnostki, byłoby wyśmienicie. Jest o krok od Top Safety Pick, czyli nagrody dla najbezpieczniejszego auta w danej kategorii. Adrian Lund chwali system wczesnego wykrywania kolizji. To dla niego kluczowa sprawa, bo dzięki niej można uniknąć części aranżowanych przez jego instytut zdarzeń.

Z kolei Dodge Challenger, według Adriana, nie stanowił konkurencji dla pozostałych aut. Przede wszystkim chodzi o częściowe uderzenie czołowe. Podczas kolizji koło cofnęło się do przedziału kierowcy, co w rzeczywistości powoduje zgniatanie nóg kierowcy. Podczas testu manekin stracił stopę. Na szczęście jemu można ją z powrotem dokręcić.

Chevrolet Camaro zaliczył testy na poziomie „akceptowalnym”. Koło nie wbiło się do środka auta, a obręcz zgrabnie rozpadła na mniej inwazyjne kawałki. „Klatka bezpieczeństwa” pozostała niezmieniona, a manekiny nie odniosły większych obrażeń. Jednak również nie zasłużył na wyróżnienie Top Safety Pick ze względu na słabą wytrzymałość dachu i brak systemu zapobiegania kolizjom czołowym.






Dodał(a): Paweł Jaśkowski Piątek 17.06.2016