Moto

Wtorek 14.02.2012, Michał Jośko

Oldschool kolego

Chcesz poderwać dwudziestolatkę? To zapuść wąsy i kup wielki amerykański wóz. Najlepiej Buicka Rivierę, najseksowniejszy w historii Muscle Car.

 buick riviera Na młodziutkich studentkach  nie robią już wrażenia najnowsze buty Rebooka, nudzi je koszulka polo z najnowszej kolekcji Tommy’ego Hilfigera, a iPad budzi przerażenie. Dlaczego? – Młode kobiety fascynują się teraz oldschoolem w stylu lat 70. – twierdzi Krzysztof Zbuła, psycholog trendów. – Nie imponują im odtwarzacze MP4, smartfony i laptopy, tylko analogowe płyty, skórzane kurtki i wielkie amerykańskie samochody. Szukają prawdziwych twardzielowatych samców, a nie wymuskanych inteligentów. Mówiąc językiem popkultury, koniec ery CSI: Miami, teraz w modzie są Starsky & Hutch.

Sex, Sesje i Męski Styl - uaktywnij się na naszym Fan Page'u


Cudowne lata
Ekspertów szanuję, więc włożyłem skórzaną kurtkę, pod nos dokleiłem sobie wąsy i wskoczyłem w Buicka Rivierę trzeciej generacji, która powstała w 1971 roku. Oczywiście w topowej najmocniejszej wersji GS. Wszystko, aby przekonać się, jakie wywołam wrażenie na ulicach, wyglądając... jak własny ojciec? Działam! Do diaska, tak! Kiedy kilkadziesiąt lat temu tworzono Rivierę, cel był jasny – miał to być wóz łączący piękno Rolls–Royce’a z drapieżnością Ferrari. Zarazem elegancki niczym Jacqueline  Kennedy Onassis (megaznana bogata laska, taka Paris Hilton tamtych czasów) i potężny jak ciosy Muhammada Alego (ówczesny superbokser). Podczas krótkiej przejażdżki obejrzało się za mną kilka lasek, a dwie nawet mi pomachały. Czy to podziałał wąs, czy zabójczy tyłek mego auta? Misternie powyginana szyba i linia bagażnika sprawiły, że tę wersję nazwano Boattail (z ang. rufa statku). Rzeczywiście, jego tył ewidentnie kojarzy się z luksusowym jachtem. Ale w tamtych czasach dizajnerskie auto nie osiągnęło sukcesu. Jego stylistyka za bardzo wyprzedzała epokę. Produkowano go tylko trzy lata (od 1971 r. do 1973 r.) i sprzedano nędzne 34 tys. egzemplarzy.


Muzyka dla ucha
Pojazd wydaje zabójczy pomruk. Wciąż i wciąż nie mogę nacieszyć się tym rozkosznym dźwiękiem. Na wolnym biegu Riviera wydaje z siebie bulgot zmysłowy i głęboki niczym głos Elvisa Presleya. Po naciśnięciu gazu zaczyna mruczeć, przypominając miły dla ucha baryton Johnny’ego Casha, a kiedy wciskam gaz do dechy, pojawia się burza dźwięków godna bogów rocka – Led Zeppelinów. W amerykańskiej nomenklaturze moje auto określało się skromnie jako „pełnowymiarowe coupé”, ale tak naprawdę praktycznie każdy wóz na ulicy wygląda przy nim jak zabawka. Riviera ma ponad 2 m szerokości i 5,6 m długości. To wymiary zbliżone do... Maybacha 57!


Rejs w nieznane
Czas wypłynąć tym krążownikiem na szerokie wody. Mój Buick to muscle car z jedynym słusznym napędem na tylną oś (mniej radykalny przedni napęd trafi do Riviery dopiero w 1979 r.). Ale jeżeli nastawiasz się na zabawę w dzikie zarzucanie „ogonem” w zakrętach, lepiej nie zbliżaj się do tego pojazdu! Nie chodzi nawet o to, że w Rivierze do szaleństw zniechęca po amerykańsku nieprecyzyjny układ kierowniczy i zawieszenie miękkie niczym pianki marshmallow. Chodzi raczej o fakt, iż taka jazda tym luksusowym krążownikiem jest przejawem złego gustu, nie przystoi. W tym Buicku zainstalowano tzw. Max Trac, jeden z pierwszych w historii systemów trakcji. Zapobiega on utracie przyczepności napędzanych kół i pozwala na uniknięcie obciachu, jakim jest pisk opon podczas zbyt szybkiego startu. Jadąc Rivierą, nie powinno się przyciągać uwagi paleniem gum – zupełnie wystarczy cudna karoseria i rasowe brzmienie silnika oraz podwójnego wydechu.

Wściekły bizon
Kobiety wożone tym samochodem zachwyciłoby coś jeszcze: kiedy jadę dziurawą jak ser ulicą, w środku auta zupełnie nie trzęsie. Dzięki miękkiemu  zawieszeniu Riviera kołysze się dostojnie jak pełnomorska jednostka płynąca po wodach Zatoki Meksykańskiej w bezwietrzny dzień. Masz ochotę na nieco adrenaliny? Wciśnij gaz, a z Buicka wyjdzie natura bizona z Dzikiego Zachodu! Wprawdzie trzybiegowy automat TH–400 (oczywiście z dźwignią przy kierownicy) biegi zmienia, mówiąc delikatnie, z rozmysłem. Lecz drzemiący pod maską gigantyczny silnik V8 o pojemności 7456 cm3  nie potrzebuje szybkiej skrzyni – tu wszystko załatwia olbrzymia pojemność i moment obrotowy, godny ciężarówki (515 Nm). Dodajmy, że osiągany przy zaledwie 2800 obr./min! Najbardziej kręcą cię konie mechaniczne? Tutaj znajdziesz ich aż 330. Choć w roczniku 1972 wobec nowych norm emisji spalin firma Buick dokonała pewnych modyfikacji, w wyniku czego moc nieco spadła, w tym egzemplarzu nie ma o czymś takim mowy. Ma być mocny, a nie ekologiczny!


Wielkie pragnienie
Jazda Buickiem to przyjemność, która wzmaga apetyt. Obok szosy widzę amerykański fast food, zajeżdżam więc na burgera. Przed barem stoi piękna dziewczyna wyglądająca jak... jeden z symboli lat 70. – seksowna rollergirl, zwana też wrotkarą. Hej, maleńka, fajne mam wąsy, może dasz się zaprosić na mlecznego  szejka z wielką porcją frytek? Na szczęście dziewczyna wybrała tylko  colę, imponując ekonomicznością... godną Buicka Riviery. Tak, to nie pomyłka – z rozsądnym kierowcą za kierownicą to monstrum z 7,5–litrowym silnikiem spala poniżej 20 l/100 km! To prawdziwy wyczyn, biorąc pod uwagę, że samochód ten skonstruowano przed kryzysem paliwowym w 1973 roku, czyli w czasach, gdy jankescy projektanci nie zwracali uwagi na głupoty takie jak średnie spalanie. Oczywiście mocne wciśnięcie gazu  sprawi, że silnik wypije więcej niż goście wszystkich kasyn Las Vegas razem wzięci. Ale nie czas myśleć o pieniądzach. Riviera dostarcza wrażeń, których nie da się przeliczać na kasę – widzę to, obserwując, jak rollergirl z podziwem głaszcze wykończony skórą, drewnem i mazerowaną stalą (tzw. pawie oczko) kokpit wozu. Jest wyraźnie podniecona. Kręci ją prędkościomierz  wyskalowany do 120 mil na godzinę, wskaźnik paliwa, temperatury silnika i liczniki przebiegu dziennego. Prócz tego są tu bajery, które każdą dziewczynę doprowadzą do ekstatycznego przebierania wrotkami – pełna elektryka, gustowny zegar analogowy radio stereo, klimatyzacja oraz kontrole prędkości pozwalający uniknąć spotkania z amerykańskim policjantem. A jeśli wszystkie te afrodyzjaki zadziałają, to potem docenisz kolejny bajer: funkcję szybkiego odparowywania szyb. Ech, to jest życie w amerykańskim stylu!

Generacje Riviery
I (1963–65) Na drogi trafia piękne, luksusowe i mocarne coupé.
II (1966–70) Przeprojektowana Riviera rośnie i zyskuje efektowne chowane reflektory.
III (1971–73) Jedyna słuszna wersja okraszona niesamowitym tyłem w kształcie rufy łodzi. Nią właśnie jeździmy.
IV (1974–76) Kanciak bazujący na poprzedniej wersji, ale pozbawiony najlepszych smaczków stylistycznych.
V (1977–78) Riviera staje się jeszcze brzydsza, zmniejszają się jej gabaryty i pojemność silników
VI (1979–85) Oprócz V8 pod maskę trafiają silniki V6 oraz diesel. Przedni napęd. A fe!
VII (1986–93) Riviery nie możesz już kupić z V8. Wóz maleje do żałosnych 4,77 m długości.
VIII (1995–99) Stylizacja godna lat 90. ub. wieku. Pod maską wciąż brak V8.Koncept 2007 Wóz zaprojektowany w Szanghaju. Stylistyka inspirowana starymi Buickami i... chińskimi artefaktami.

Za pomoc w realizacji materiału dziękujemy firmie www.zabytkowedoslubu.pl