Lifestyle

Wtorek 14.11.2017, Michał Jośko

Zenek Martyniuk – wywiad z królem prawdziwej Polski

Lider zespołu Akcent w szczerej, męskiej rozmowie. Chcesz naprawdę poznać największą legendę muzyki disco polo? Zapraszamy!

161123CKM_Zenek-MK0020.jpg

CKM: W wielu regionach Polski jesteś nazywany Królem. Miliony Polaków nucą twoje przeboje. I mimo to... praktycznie nie jesteś hejtowany. Jak to robisz, że wszyscy w Polsce cię lubią?
Zenek Martyniuk: Może ludzie potrafią docenić to, że jestem sobą? Fajne, przemyślane teksty, które mają sens, plus dobrze zaaranżowana muzyka – to sprawia, że ludzie nie hejtują. Słuchając tych piosenek słyszy się, że jest w nią włożone całe serce, więc po co atakować artystę, który je wykonuje?

CKM: Pamiętasz, jak się to wszystko zaczęło?
Z.M.:
Jako czternastolatek, w 1983 roku, zacząłem grać na gitarze i występować w zespole, nazwijmy go, studniówkowo–weselno–zabawowym Akord. Zaliczałem występy szkolne, później przeglądy piosenki harcerskiej, białoruskiej czy radzieckiej. Później, w 1989 roku, powstał Akcent i zaczęło się na dobre.

CKM: Gdy stałeś się wielką gwiazdą, był moment, w którym zaczęła ci odbijać szajba?
Z.M.:
Na szczęście popularność przychodziła powoli, było mnóstwo czasu, żeby stopniowo trawić coraz większą sławę. Pamiętam, że w roku 1991, po wydaniu pierwszej kasety Akcentu, usłyszał nas pewien Belg, który zachwycił się tak, że zaproponował granie w jego restauracji w Brukseli. Robiliśmy to przez rok. Tak więc można powiedzieć, że pierwsze zagraniczne tournée nastąpiło bardzo szybko (śmiech).

CKM: Ale to jeszcze nie był przełom w karierze?
Z.M.:
Gdy wróciliśmy w 1992 roku, to zdarzyło się np. zagrać na wielkiej imprezie disco polo w warszawskiej Sali Kongresowej, ale wciąż trudno było mówić o jakiejś olbrzymiej sławie. Przez całe lata nasza działalność opierała się głównie na graniu na weselach, prowincjonalnych zabawach w Białymstoku, Siemiatyczach i okolicach. Przełom nastąpił w roku 1995 – gdy na Polsacie pojawił się program Disco Relax. Wtedy nasza muzyka zaczęła docierać do całej Polski. Zainteresowanie było takie, że o godz. 17 grało się np. koncert dla 13 tysięcy ludzi, ale to wciąż za mało, więc na dziewiętnastą organizatorzy upychali kolejne 16 tysięcy widzów! Zaczęły się też pierwsze zaproszenia na koncerty do USA, teledyski na Times Square...

CKM: W disco polo osiągnąłeś już absolutnie wszystko. Nie myślałeś o zmierzeniu się np. z death metalem?
Z.M.:
Nie. Zawsze najbliższe było mi granie po prostu ładnych, pozytywnych piosenek. Zaznaczam: podobają mi się różne gatunki muzyczne. Chodzi o tworzenie naprawdę dobrych piosenek, bez trzymania się na siłę konwencji. Gdy uznam, że w danym numerze fajnie zabrzmi jakaś ostrzejsza, przesterowana gitara – wrzucam ją, nie myśląc „przecież to nie pasuje do disco polo”. Zresztą już od dzieciństwa zasłuchiwałem się w rocku. Smokie, Slade, Lady Pank, Budka Suflera, Lombard, Oddział Zamknięty…

CKM: Nie kusiło, żeby w czasach PRL–u zacząć grać antysystemowo?
Z.M.:
Zawsze miałem bardziej sentymentalną, niż buntowniczą duszę. Jakoś po prostu wolałem śpiewać piękne piosenki o miłości, niż protest songi, namawiające do walki z milicją. W ogóle nie mam tak rokendrolowej natury, żeby np. rozwalać gitary na scenie. Powiedz: czy nie lepiej śpiewać, że kogoś się kocha, zamiast że nienawidzi?

CKM: Masz też słabość do reggae. Jakieś „jamajskie” używki? W końcu są takie pozytywne...
Z.M.:
Zdecydowanie nie. Czuję klimaty reggae, ale nigdy nawet nie próbowałem jakichś trawek itp. Zapalić to ja mogę co najwyżej papieroska.

CKM: Czy gdy dostajesz mandat od policji, nie kusi cię nagranie kawałka w duchu „HWDP”?
Z.M.:
Nawet nie przyszło mi coś takiego do głowy! Naprawdę mam sentymentalną duszę. Pochodzę ze „ściany wschodniej”, a my tutaj najlepiej czujemy romantyczne piosenki. Tak swoją drogą, pewnie właśnie dlatego już dawno temu zakochałem się muzyce cygańskiej. Znam wielu Cyganów, grywałem na mnóstwie ich festiwali czy wesel. Po prostu ich muzyka jest melodyjna, wpada w ucho, płynie z serca. Czuję ją tak świetnie, że z czasem zaczęto mnie wręcz nazywać „Białym Cyganem”. A wracając do twojego pytania: pójście w stronę kontrowersji, ostrego i wulgarnego przekazu nigdy mnie nie kręciło. Gdy w roku 1989 powstał zespół Akcent, głównymi inspiracjami byli artyści tacy jak Modern Talking, Bad Boys Blue czy CC Catch. Chcieliśmy grać coś podobnego. W roku 1991 wyszła nasza pierwsza kaseta, no i się zaczęło…

CKM: Jesteś absolwentem studium ekonomicznego. Czy dzięki wykształceniu od początku byłeś dobrym biznesmenem?
Z.M.:
Na początku kariery nikt nie myślał o jakichkolwiek pieniądzach. Byliśmy szczęśliwi, że w ogóle ktoś chce nas wydać, że w ręku będziemy mieli swoją kasetę. A jak już jakaś piosenka trafiła na listę przebojów polskiego radia w Białymstoku czy Olsztynie, gdy zaczęły się jakieś wywiady – pełna ekstaza! Ludzie, którzy nas wydawali, odpalali grosze, kłamiąc, że sprzedaż jest słaba. A tymczasem discopolowe kasety, w tym nasze, sprzedawały się w milionach egzemplarzy i mnóstwo ludzi zarabiało na tym krocie. Wiesz, w latach 90. ponad 70 proc. polskiego rynku muzycznego stanowiło piractwo. Zdarzało się, że handlarz kasetami podjeżdżał nowiuteńkim Mercedesem i mówił: „To dzięki tobie”.

CKM: Z kolei dziś radykalnie spadły nakłady…
Z.M.:
Tak, naszego ostatniego albumu sprzedało się około 25 tysięcy sztuk, co jak na obecne realia jest megawynikiem. Dodajmy, że to wszystko przy słabej dystrybucji muzyki disco polo. Podejrzewam, że gdyby płyta Akcentu była dostępna wszędzie, tak jak nagrania popularnych artystów rockowych, popowych czy rapowych, znalazłoby się i z pół miliona Polaków, którzy by ją kupili. Naprawdę, zapotrzebowanie na tego rodzaju twórczość jest ogromne. To niezmienne, że disco polo zawsze kochali różni ludzie.

CKM: Nie pomyślałeś kiedykolwiek: „Polska jest za mała jak na mój talent, czas na światową karierę”?
Z.M.:
Absolutnie nigdy. Widzisz, wydaje mi się, że aby zrobić karierę na Zachodzie, lepiej się tam urodzić, znać odpowiednio język, a nie sądzić, że ktoś tam marzy o karierze Polaka. Ale nasz kraj to niemal 40 milionów potencjalnych fanów – mi to wystarczy, jest dla kogo grać, jest dla kogo robić to coraz lepiej, dochodząc do perfekcji.

CKM: Nie mówimy tu o gatunku zbyt prostym, aby bawić się w jakiś przesadny perfekcjonizm?
Z.M.:
Ludzie mogą się śmiać z disco polo jako muzyki prostackiej, ale mi to nie przeszkadza. Tak, jestem perfekcjonistą, który od całych dekad pracuje nad brzmieniem. Chcę, aby aranże były coraz lepsze, współpracuję wyłącznie z naprawdę dobrymi muzykami, nagrywam w dobrym studiu. I to chyba słychać. Nie satysfakcjonuje mnie proste granie na tanich klawiszach za 50 zł. Już w początkach działalności Akcentu niemal wszystkie pieniądze inwestowało się w coraz lepszą muzykę. Jeździłem do Niemiec, gdzie wciąż kupowałem moduły, mikrofony, wzmacniacze, nagłośnienie koncertowe Bose i najdroższe końcówki mocy, bo te tańsze się paliły na koncertach. Żona robiła wyrzuty, że za te pieniądze można by przecież kupić mieszkanie! Ale dla mnie priorytetem była muzyka.

CKM: Dzięki temu perfekcjonizmowi twoja sława przekroczyła granice disco polo, inspirują się tobą artyści z zupełnie innych „bajek” muzycznych.
Z.M.:
Jeżeli tak robią, to oznacza, że mam jakiś tam wyróżniający się styl. To może dowartościować. Fajnie i miło, jeśli młodsi artyści, także spoza disco polo, inspirują się moją muzyką.

CKM: Zapraszają cię także do programów takich jak „Taniec z gwiazdami” – prywatnie Zenek lubi pokręcić nogą?
Z.M.:
Zapraszają, tyle tylko, że zdecydowanie nie lubię tańczyć! Robię to jak typowy facet: wyłącznie wtedy, gdy jestem na przyjęciu z żoną, a ona zmusi mnie do wyjścia na parkiet. W ogóle jestem niespecjalnym imprezowiczem... Jeszcze odnośnie telewizji – właśnie dostałem propozycję wystąpienia w polskiej edycji pewnego programu na holenderskiej licencji, który ma pojawić się na „jedynce” czy „dwójce”. Chodzi o to, że znane osoby trafiają do filharmonii i dyrygują orkiestrą symfoniczną. Zobaczymy, czy czas mi na to pozwoli. Gram mnóstwo koncertów.

CKM: Skoro o koncertach mowa – czasami słyszy się, że w świecie disco polo dzieją się po nich sekscesy większe niż np. w branży rapowej…
Z.M.:
Wiesz, zdarza się, że na scenę wpadają pluszowe misie czy biustonosze. Ale nigdy nie było jakichś niemoralnych propozycji. Tak, są fani, którzy jeżdżą za nami na koncerty, ale jakieś czatowanie dziewczyn pod hotelami, żeby mnie uwieść? Nigdy.


CKM: Jakie są największe minusy życia muzyka?
Z.M.:
Może jedzenie? W tej branży naprawdę trudno odżywiać się zdrowo. Wyobraź sobie: grasz cztery koncerty w ciągu jednego dnia – a kiedyś było to nawet sześć – wracasz późno do hotelu, kładziesz się spać o piątej, szóstej nad ranem. Wstajesz około południa, jesz śniadanie i gnasz na kolejne występy. Często kolejny posiłek możesz zjeść dopiero o północy albo o pierwszej nad ranem. W międzyczasie ewentualnie jakiś hot–dog na stacji benzynowej… Niby można by wozić jakieś zdrowe jedzenie w pudełkach, ale wiesz, jak to jest.

CKM: A jednak w ostatnim czasie straciłeś sporo kilogramów. Czy to oznacza, że gdy ktoś postawi ci przed nosem schabowego oraz kiełki zbożowe, wybierzesz drugą opcję?
Z.M.:
Kiełki? Facet powinien jeść jak facet! Spadek wagi to wynik operacji wyrostka robaczkowego. Wcześniej ważyłem jakoś 95–97 kg, po niej schudłem do 80 kg. Ale powoli wracam do normy, dziś waga wskazuje już 90 kg. Owszem, lubię czasem zaliczyć jakiś basenik, pograć w piłkę nożną, tenisa ziemnego czy stołowego, no ale nie jestem typem ekstremalnego sportowca.

CKM: Z twoją popularnością mógłbyś myśleć o karierze politycznej. „Zenek na prezydenta” – to brzmi dobrze.
Z.M.:
Interesuję się polityką, już od podstawówki regularnie oglądam programy informacyjne, żeby wiedzieć, co się dzieje. Potrafię do tych spraw podchodzić spokojnie, na chłodno. Nie dostaję szału z powodu tego, co wyprawia się w Sejmie. Ale sam nie chciałbym się tym zajmować. Dwa–trzy lata miałem propozycję startowania do Europarlamentu. Ale gdzież ja tam do Brukseli? Za daleko tam z Białegostoku. Jak ja bym tam latał? Przecież u nas nie ma nawet lotniska. Były też jakieś propozycje wstąpienia do partii Kukiza, ale też dałem sobie spokój. Nie nadaję się do takiego dyrygowania ludźmi.

CKM: Skoro jesteś nazywany Królem, to może jak nie prezydent, to chociaż monarcha?
Z.M.:
Wiesz, od fanów dostałem nawet kiedyś koronę. Ludzie wyrażają swoją sympatię na różne sposoby – były np. pomysły, żeby w Białymstoku powstał mural z moją podobizną. Mówiąc żartobliwie: może kiedyś, gdy stanę się bardziej popularny, doczekam się pomnika? Chociaż nie, bo co to ja – John Lennon, żeby mieć własne pomniki?

Zenon Martyniuk
Urodzony w roku 1969 w Gredelach (województwo podlaskie). Na koncie
ma ponad 20 albumów, nagrywanych z zespołami Akcent, Ex–Akcent i Crazy Boys – oraz jedną płytę solową. Miłośnik przełamywania muzycznych stereotypów (np. wystąpił wspólnie z raperem Sobotą w programie Kuby Wojewódzkiego). W listopadzie 2016 roku otrzymał statuetkę „Super Osobowości”, zostając uznany przez Super Express za najważniejszą postać ostatniego ćwierćwiecza i wygrywając m.in. z Marylą Rodowicz, Edytą Górniak oraz Dodą.

ARTYKUŁ PIERWOTNIE UKAZAŁ SIĘ W MAGAZYNIE CKM Nr 2 (224) LUTY 2017

ZOBACZ TEŻ GORĄCĄ SESJĘ DODY DLA CKM!