Lifestyle

Czwartek 25.07.2013, Mateusz Zieliński

Million Dollar Man

Marcin Korecki wygrał w pokera już ponad milion dolarów, jednak w CKM mówi nie tylko o grze w karty, ale też m.in. o swoim 325-konnym samochodzie, znajomości z Robertem Kubicą oraz usługach seksownych masażystek

Marcin Horecki
CKM: Gdy widzisz policję, to gwałtownie skręcasz w bok i uciekasz?

Marcin Horecki: Nie, oczywiście, że nie (śmiech). Wprawdzie w Polsce od trzech lat poker jest obwarowany wieloma restrykcjami, dozwolony tylko w kasynach i obłożony absurdalnie dużym podatkiem – co powoduje, że nie odbywają się u nas żadne turnieje – lecz formalnie jest legalny. Nikt mnie więc nie ściga ani nikt nie goni.

CKM: Jednak na zagranicznych turniejach często można zobaczyć różne podejrzane typki: co drugi w kapturze i ciemnych okularach...
M.H.: Ale ja nie jestem żadnym podejrzanym typkiem! Inni gracze też nie. Te gadżety to element pokera, taki sam jak karty czy żetony. Okulary są niezbędne, bo rywal może czasem odczytać z oczu jakieś informacje. Gramy w klimatyzowanych salach, więc kaptur na głowie jest przydatny, gdy po prostu zrobi się zimno.

CKM: Czy masażystki również są elementem pokera?
M.H.: Jak najbardziej. Zwykle dzień turniejowy zaczyna się około południa i gramy 10–12 godzin bez żadnej przerwy – i tak kilka dni z rzędu. Kiedy więc siedzisz tyle godzin bez ruchu przy stoliku, to zaczynają boleć plecy, mięśnie i wtedy możesz zawołać masażystkę, żeby cię trochę pościskała.

CKM: A nie łatwiej odejść od stolika na pięć minut i się poruszać?
M.H.: To się nie opłaca, bo z upływem czasu na turnieju żetony tracą na wartości. Lecz ja osobiście z masażystek i tak nie korzystam, rozpraszają mnie.

CKM: Fakt, zazwyczaj są bardzo seksowne.
M.H.: Nie o to chodzi, po prostu jakikolwiek dotyk nie pozwala mi się skupić. Czasem przy stolikach trafiają się atrakcyjne pokerzystki albo krupierki, jest nawet jedna bardzo ładna krupierka z Polski, która jeździ na turnieje po całej Europie. Ale jak ktoś jest profesjonalistą, to potrafi się skupić na grze i nic go nie rozprasza. Po angielsku to się nazywa „in the zone” – jesteś w strefie gry i nie interesuje cię nic innego poza kartami i rywalami.

CKM: Rzeczywiście nic innego? Widziałem na turnieju pokerowym w Berlinie, jak gracze przy stolikach słuchali muzyki, grzebali w komórkach, a nawet... oglądali filmy na iPadach trzymanych na kolanach!
M.H.: Tak, wtedy oczywiście na chwilę się dekoncentrujesz, ale z własnego doświadczenia wiem, że jak za długo patrzę w te karty, to zaczynam grać słabiej. Więc wolę odpuścić jedno rozdanie i na chwilę zająć głowę czymś innym – ciągle jednak kontrolując, co się dzieje na stoliku.

CKM: Co więc robisz podczas pokera oprócz grania w pokera?
M.H.: Najchętniej czytam książki. W trakcie turniejów przeczytałem już parę powieści sensacyjnych, m.in. Cobena, Koontza, a ostatnio Severskiego – „Nielegalnych” i „Niewiernych”.

CKM: Ile w tej grze jest umiejętności, a ile przypadku i hazardu?
M.H.: W krótkim okresie element losowy gra znaczenie. Ale w dłuższym czasie każdy gracz będzie miał tyle samo szczęśliwych, co pechowych rozdań i to, jak je rozegra, będzie zależało wyłącznie od niego. Czyli im dłuższa gra, im dłuższa próbka, tym element przypadku się zmniejsza i zbliża do zera. Oczywiście mówimy o odmianie „Texas Hold’em”, obecnie najpopularniejszej na świecie.

Marcin Horecki
CKM: Jak wygrać milion dolarów?
M.H.: Trzeba mieć przede wszystkim analityczny umysł, zdolność logicznego myślenia, umiejętność obserwacji i zapamiętywania, co się dzieje dokoła. Plus psychologia, odrobina matematyki i kontrola emocji. Chodzi nie tylko o zachowanie tzw. pokerowej twarzy, ale także o opanowanie nerwów po jakiejś porażce. Wiele osób po dużej stracie wpada w tzw. „tilt”, denerwuje się i zaczyna  źle grać. Chcąc się jak najszybciej odegrać, podejmują błędne decyzje, np. zamiast spasować, wchodzą w grę i przegrywają.

CKM: Jak przygotowujesz się do ważnego turnieju?
M.H.: Przede wszystkim cały czas analizuję rozgrywki, opracowuję strategię i bardzo często rozmawiam ze znajomymi pokerzystami. Całymi godzinami rozważamy, jak można rozegrać dane ręce, czyli układy kart, i co zrobić, żeby w konkretnej sytuacji wyciągnąć od przeciwnika jak najwięcej żetonów.

CKM: Sportowa dieta?
M.H.: Nie jest niezbędna, choć akurat ja nie piję, nie palę i generalnie prowadzę zdrowy tryb życia. Ale to dlatego, że kiedyś wyczynowo uprawiałem narciarstwo i tak mi zostało. W pokerze dobra kondycja fizyczna pomaga o tyle, że duży turniej może trwać nawet tydzień i pod koniec ktoś w słabszej formie może być tak zmęczony, że jego umysł nie będzie już pracował.

CKM: Prócz zawodowców w pokera gra mnóstwo celebrytów...
M.H.: To dobrze, że są– znane nazwiska dodają pokerowi wiarygodności, pokazują, że jest to rozgrywka dla uczciwych ludzi. Ale to wciąż amatorzy, choć niektórzy jak na amatorów mają dość wysoki poziom. Grałem do tej pory m.in. z Michałem Wiśniewskim, Wojtkiem  Łozowskim, zaś w Londynie wyeliminowałem Borisa Beckera, słynnego niemieckiego tenisistę. Grywałem też kiedyś jeden na jednego z Robertem Kubicą.

CKM: Jak poszło?
M.H.: Hm, powiedzmy, że udało mi się z nim wygrać symboliczną kwotę. Lecz łatwo nie było (śmiech).

CKM: Zdaje się, że z Kubicą łączy cię nie tylko zamiłowanie do kart.
M.H.: Prawda, ja też lubię pościgać się samochodem. Na komputerze ciągle gram w „Richard Burns Rally”, a w realnym świecie m.in. wygrałem zawody gokartowe pokerzystów w San Remo. A co najlepsze, prywatnie mam Opla Insignia w wersji OPC...

CKM: ...czyli silnik V6 2,8l Turbo, 325 KM, 4x4...
M.H.: Na torze testowym w Dudenhofen wyciągnąłem nim 260 km/h. A na autostradzie w Niemczech udało mi się nawet pojechać 280 km/h!

CKM: Sądzę, że niektórzy za taką jazdę oddaliby milion dolarów.