Lifestyle

Wtorek 02.08.2011, Andrzej Chojnowski

Głos zza grobu

Są tacy, którzy twierdzą, że od lat nie żyje. Urządziliśmy więc seans spirytystyczny, by porozmawiać z martwym Michałem Wiśniewskim.

ich troje
CKM: Jak to jest być trupem?
Michał Wiśniewski: Ja się chyba zaliczam do grona żywych trupów.
CKM: Jaka to różnica?
M.W.: Czuję się żywy, choć wszyscy mnie uśmiercili. Jedyną osobą, która tego nie zrobiła, jest Nina Terentiew. W zeszłym roku tylko ona dostrzegła, że w grudniu 2006 wydaliśmy płytę, która rozeszła się w nakładzie dwustu tysięcy egzemplarzy.
CKM: Chcesz powiedzieć, że jesteś trupem od półtora roku?
M.W.: Chyba nawet trochę dłużej, tylko bardzo powoli umierałem. Ale, choć jestem żywym trupem, wydaję kolejną płytę. Więc dziękuję, mam się dobrze. Jak na trupa.
CKM: To już chyba życie pozagrobowe?
M.W.: To prawda. Nie przyznam się, że żyję. Wolę, by wszyscy myśleli, że umarłem. Bardzo dobrze się z tym czuję.
CKM: Jesteś trupem finansowym?
M.W.: Ujmę to dyplomatycznie: owszem, jestem. Ale może dzięki temu firmy, które się mną zajmują, są takie bogate? Mówię o firmach w Stanach i w innych ciekawych miejscach. I nie powiem ci, czy są moje. Bo w Polsce trzeba udawać bankruta. Zresztą, nie ja pierwszy i nie ostatni.
CKM: Czemu, jak Mark Twain, nie zrobisz konferencji i nie powiesz, że plotki o twojej śmierci są przedwczesne?
M.W.: Tłumaczyłem się z tego już tyle razy... Aż w końcu stwierdziłem, że jak wolą trupa — to niech mają trupa. Funkcjonuję na rynku muzycznym trzynaście lat, a osiem lat minęło od moich pięciu minut, po których miałem bardzo szybko umrzeć. Tymczasem jestem na drugim miejscu wśród najlepiej zarabiających artystów. Gram koncerty, mam kontrakty reklamowe. Powiem tak: jeżeli ktoś nie dostrzega dwóch tysięcy billbordów Avansu, wejścia w pokera i w ubezpieczenia, to znaczy, że powinien udać się do okulisty.
CKM: Jako trup widziałeś narodziny czegoś ważnego na polskiej scenie?
M.W.: Zauważam fenomeny. Ostatnio takim była tylko Doda. I Feel, jeśli chodzi o kwestię sprzedaży. Trudno im osiągnąć poziom sprzedaży Ich Troje, ale to postacie, szczególnie Doda, bardzo wyraziste. Obserwuję to z ciekawości. Szołbiznes polski mnie generalnie nie interesuje.
CKM: Opuszczenie świata żywych bardzo cię zmieniło. Zająłeś się biznesem, określasz Ich Troje mianem hobby...

M.W.: Zawsze tak było. To bardzo kosztowne hobby. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że aby wpakować te pieniądze, które w ten zespół od lat inwestuję, trzeba sprzedać bardzo dużo płyt. Jeśli sprzedaż spada, pojawiają się narzekania. A ja dziękuję, nie narzekam. Mam poczucie własnej wartości i nic mi go nie zepsuje. Jestem też mądrzejszy. Ostatnio pokłóciłem się z Dodą, bo chciałem jej coś wytłumaczyć. Ale ona nie jest mnie w stanie zrozumieć, bo jest dzisiaj w innym miejscu niż ja.
CKM: Dla niej jest za wcześnie...
M.W.: Dla niej jest w zasadzie za późno! Bo płyty już się nie sprzedają. Tylko ona jeszcze o tym nie wie. Ja też byłem w tym momencie, gdy sprzedawałem milion. Trzeba sobie zdać sprawę, że pięć minut naprawdę trwa pięć minut, a nie dwa czy trzy dni. Ona nie ma prawa tego wiedzieć. Ja też tego nie wiedziałem.
CKM: Ile patentów na zarabianie pieniędzy przećwiczyłeś w życiu?
M.W.: Tak naprawdę tylko jeden — to była produkcja kart plastikowych dla banków. Potem zająłem się Ich Troje. Własny interes to teraz Wiśniewski Poker i Wiśniewski Ubezpieczenia.
CKM: Ciągle bronisz się przed nazwaniem cię biznesmenem?
M.W.: Twórca to nie biznesmen!
CKM: Jak to? Michał Wiśniewski sprzedaje przecież ubezpieczenia emerytalne, rozkręca wielkie turnieje pokerowe...
M.W.: Ludzie pytają, jak można łączyć ubezpieczenia i pokera. Odpowiadam: to proste — mam dzieci, ich przyszłość jest dla mnie bardzo ważna. Jeżeli mam ochotę pokazywać tyłek na scenie, to pokazuję, ale wracam do domu i muszę myśleć o przyszłości. Nie jestem dzieciorobem, tylko odpowiedzialnym ojcem czwórki dzieci. Jestem przekonany, że one wyjadą z tego kraju, a ja im w tym pomogę, żeby mogły godnie żyć. Bo trzeba zakładać, że obietnice przedwyborcze nie zostaną spełnione i nie zdarzy się w Polsce cud.
CKM: Potrafisz wyobrazić sobie siebie bez występów na scenie?
M.W.: Tak. Przygotowuję wiele rzeczy związanych z muzyką, ale bezpośrednio w tym nie uczestniczę, nie chcąc psuć projektu swoim nazwiskiem. Ludzie nawet nie wiedzą, za iloma rzeczami stoję.
CKM: Masz swoją exit strategy?
M.W.: Myślę o niej. Dlatego zajmuję się innymi projektami.
CKM: Keith Richards twierdzi, że nawet jeśli będzie jeździł na wózku, nadal będzie grać ze Stonesami. Do kiedy ty chcesz ciągnąć Ich Troje?
M.W.: Tak długo, jak będę miał z tego fun. Właśnie za taką postawę zawsze szanowałem Franka Sinatrę. O nim też mówią, że jest trupem. Może to i prawda, ale obok Elvisa Presleya jest jednym z najlepiej zarabiających nieboszczyków wszech czasów!