Bufet

Czwartek 06.10.2011, Michał Jośko

Whisky guru

Jim Murray to najwybitniejszy na świecie znawca whisky, a nasz człowiek miał przyjemność wychylić z nim szklaneczkę najwyżej przez niego ocenianego trunku

whisky

CKM: Ma pan pracę, za którą niemal każdy facet oddałby wszystko...
Jim Murray: Wbrew pozorom to naprawdę ciężka praca – niemal wciąż jestem w podróży, średnio 4 miesiące w roku zajmują mi codzienne tastingi ponad tysiąca gatunków whisky.

CKM: Jak miewa się pańska wątroba?

J.M.: Wyśmienicie! Jest w idealnym stanie, niczym u dwudziestolatka. Proszę pamiętać, że whisky tylko smakuję, po czym wypluwam. Nigdy się nie upijam.

CKM: Czyli jednak ta praca nie jest idealna... Pamięta pan swój pierwszy raz?
J.M.: Oczywiście. Gdy miałem 9 lat, wujek poczęstował mnie odrobiną whisky. I ku zaskoczeniu całej rodziny mały Jimmy poprosił o jeszcze (śmiech). Do dziś pamiętam ten aromat, zakochałem się w nim na zabój. Dziś mam 52 lata i wciąż kocham whisky ponad  życie– to moja największa pasja.

CKM: Jak wyglądały pana początki w zawodzie testera?
J.M.: Jako młody człowiek postanowiłem zostać niezależnym ekspertem – jeździć po destylarniach na całym świecie, degustować różne rodzaje whisky i oceniać je. Początki nie były łatwe, trzeba było sporo inwestować w podróże i długie odwiedziny w wytwórniach whisky. Na „dzień dobry” kosztowało mnie to 75 tys. funtów. W latach 70. ubiegłego wieku to była masa pieniędzy.

CKM: Co jest najważniejsze przy produkcji whisky?
J.M.: Świat nadętych znawców uwielbia twierdzić, że wyjątkowość danego trunku zależy głównie od zboża, wody czy klimatu; dorabiają jakieś ideologie. Ja twierdzę, że to bzdura! Dobrą whisky można wyprodukować nie tylko w Szkocji, ale też Austrii, Chinach czy Pakistanie. Bo wszystko zależy od człowieka, tzw. master blendera. Jeśli ten człowiek nie będzie miał talentu, doświadczenia i instynktu, nie zrobi dobrego trunku, nawet dysponując najlepszymi składnikami. No i beczki, w których starzy się whisky – wlewając najlepszy alkohol do kiepskiej beczki, spaprzemy wcześniejszą robotę.

CKM: Jakie są pańskie wrażenia z Polski?
J.M.: Bardzo uważnie przyglądam się waszemu rynkowi whisky, obserwuję, jak dynamicznie rozwija się tu spożycie whisky, głównie szkockiej, i cieszę się z tego. To doskonały czas na promowanie „Whisky Bible”, mojego przewodnika po świecie tych trunków. Chciałbym podpowiedzieć Polakom, co warto wypić, a czego zdecydowanie unikać. Taka działalność misyjna jest nadrzędną rolą mojej książki.

CKM: A co sądzi pan na temat polskich trunków?
J.M.: Jakiś czas temu próbowałem waszej Dark Whisky. Jest dosyć ciekawa. Zaintrygowała mnie Starka. Jej 30–letnia wersja bardzo przypomina brandy. To tajemnicza sprawa, bo przecież nie powstaje z winogron, lecz ze zboża. Ale już jej 50–letnia wersja jest zbliżona smakowo do whisky. To są naprawdę intrygujące trunki. Chociaż oczywiście daleko im do Ballantine’sa...

CKM: Właśnie – skąd pańska wielka fascynacja akurat tą whisky?

J.M.: Zaskakuje mnie niezmiennie jej doskonała równowaga składników. To klucz do sukcesu każdej whisky. W przypadku Ballantine’sa balans, o którym mówię, jest po prostu nie do podrobienia! Dlatego trunek bezproblemowo otrzymuje u mnie 96 na 100 możliwych punktów.

CKM: Co pana wkurza?
J.M.: Whisky jest tak doskonała i skończona, że w odpowiedniej jakości akceptuję ją w pełni. Ale nie zawsze akceptuję wszystko, co ludzie robią z whisky. Przede wszystkim chodzi o łączenie whisky z jedzeniem albo dziwne drinki na jej bazie. Najdziwniejszą taką hybrydą był drink z sokiem wiśniowym albo z gałką lodów. Choć całkiem miło wspominam na przykład połączenie whisky ze smakiem kokosa. Lecz umówmy się – najlepszy koktajl na bazie whisky to po prostu... Ballantine’s, ponieważ to jest najlepsza blended whisky.

CKM: No właśnie, większość znawców zachwyca się głównie ciężkimi „fachowymi” single maltami, natomiast pan...
J.M.: Ja wzbudzam kontrowersje w środowisku, gdyż niezmiennie podkreślam przewagę blendowanych whisky. Chodzi o to, że whisky mieszana ma większe bogactwo stylów i paletę różnorodności. Do tego daje każdemu większe możliwości odkrycia czegoś wyjątkowego dla siebie – bez względu na kraj pochodzenia, kulturę czy osobowość. Jest bardziej demokratyczna.

CKM: Demokratyczna? A co ze stereotypem, że whisky to trunek dobrze sytuowanych mężczyzn w średnim wieku?

J.M.: To jest właśnie stereotyp. Moje podróże oraz tysiące tastingów, które przeprowadziłem dla kobiet i mężczyzn, osób z różnych krajów, ale też i o różnej zasobności portfela, potwierdzają, że whisky jest bardzo demokratycznym gatunkiem alkoholu. Właśnie dzięki swej różnorodności stanowi doskonałą propozycję zarówno dla członka zarządu firmy, jak i urzędnika państwowego niższego szczebla oraz pracownika fizycznego.

CKM: Czy zdarza się panu czasami sięgnąć po inny trunek niż whisky?
J.M.: Tak. Po kawę (śmiech).

DOSSIER
Jim Murray – legenda i autorytet światowej sceny whisky, konsultant znanych blenderów. Autor serii książek „Whisky Bible” – corocznych publikacji składających się z 3759 przeanalizowanych i ocenionych gatunków whisky– w tym ponad 100 nowości rynkowych. W najnowszym wydaniu „Whisky Bible” (już na rynku) za whisky numer 1 w kategorii scotch standard whisky uznał Ballantine’s Finest, określając ją jako „poważne dzieło sztuki”. Ballantine’s Finest zdobyła ten tytuł drugi raz z rzędu!