Active

Sobota 15.02.2014, Sebastian Szczęsny, TVP Sport

Garbik i fajeczka

Najpopularniejszy i najbardziej rozrywkowy polski skoczek Piotr Żyła zwany „wiewiórem”, marzy o olimpijskim medalu, ale wie, że albo będą dobre skoki, albo gorzka pigułka

polscy skoczkowie
Nasze konto na twitterze

CKM: Piotrek, pamiętasz moment, od którego rozpoczęła się twoja wielka popularność?
PIOTR ŻYŁA: Hm, nie za bardzo. Na pewno stało się to w zeszłym sezonie, chyba od zawodów w Wiśle.

CKM: Od wywiadu, w którym padły te słynne słowa: „garbik, fajeczka i poleciało”...

PIOTR ŻYŁA: To można zauważyć po like’ach na fejsbuku. Po tym konkursie i wywiadzie gwałtownie mi wzrosła ich liczba.

CKM: To trwa już rok. Jak przez ten  rok zmieniło się twoje życie?
PIOTR ŻYŁA:  Zależy pod jakim względem. Jeżeli chodzi o moje wyjścia z domu, np. z żoną na zakupy, to na pewno się zmieniło. Ludzie rozpoznają mnie i często ktoś zaczepi, zagada czy poprosi o autograf. Jeżeli chodzi o całą resztę, to raczej nie.

CKM: A jak twoja rodzina się w tym odnajduje? Żona, dzieci?

PIOTR ŻYŁA: Mam nadzieję, że się odnajdują...(śmiech). Choć żona na początku to tak chyba nie za bardzo. Denerwowało ją to... No, zazdrosna w sumie była...

belka_zobacz-galerie.jpg

CKM: Ona powinna być dumna, nie zazdrosna!
PIOTR ŻYŁA: Tak, ale tu chodzi bardziej o fanki, których pojawiło się sporo. Ale spokojnie, ja jestem wierny swojej żonie, tak że nie musi się martwić. Niemniej na początku trochę ją to przerażało. Ostatnio miała delikatne pretensje, że zamiast pomagać jej na zakupach, to autografy na proszku do prania rozdawałem (śmiech). Generalnie już nie chce ze mną na zakupy chodzić.

CKM: Czy tak wcześniej wyobrażałeś sobie popularność?
PIOTR ŻYŁA: Nie sądziłem, że coś takiego może mnie spotkać. Obserwowałem Adama Małysza, kiedy chodziły za nim tłumy kibiców, autografy, zdjęcia... Współczuliśmy mu wtedy, że ma przerąbane.

CKM: Ale to jest miłe.

PIOTR ŻYŁA: To zależy z jakimi kibicami (śmiech). Jak coś nie pójdzie, to są tacy, którzy poklepią po plecach, ale są i tacy, którzy zaraz krzyczą, krytykują. Ostatnio mam problemy z prędkością dojazdową, to wszyscy poprawiają mi pozycję dojazdową. Są też złośliwe komentarze, że słabo skaczę, bo skoncentrowałem się na grze w reklamach, a nie na skakaniu.

CKM: Ale to twoje prawo wykorzystać swoje pięć minut. Jesteś głową rodziny, której trzeba zapewnić byt.
PIOTR ŻYŁA: W skokach można zarobić duże pieniądze, ale wydaje mi się, że to, co zarobiłem w reklamach, to, skacząc, nie udałoby mi się zarobić przez cały sezon Pucharu Świata. Nim zdecydowałem się wziąć udział w reklamach, konsultowałem się z wieloma osobami. To dla sportowca bardzo ważne. Wiem, że moja rodzina ma za co żyć, a ja mogę skoncentrować się wyłącznie na treningu.

CKM: Treningi, zawody, praca, zobowiązania wobec sponsorów. Masz w ogóle czas wolny?
PIOTR ŻYŁA: Nie bardzo (śmiech). W sezonie nie ma czasu na nic. Jeśli mam wolny czas, poświęcam go dzieciom. Wygłupiamy się, bawimy, oglądamy bajki.

CKM: A coś dla siebie? Co robisz, by oderwać się od skoków?
PIOTR ŻYŁA: Uwierz mi, jak przyjeżdżam do domu, to nie mam czasu myśleć o skokach (śmiech). Ale to bardzo ważne, by zająć głowę czymś innym. Można wtedy odpocząć, zregenerować się psychicznie.

CKM: Stąd pomysł na biznes ze sprzedażą kolorowych czapek zimowych, twojego charakterystycznego atrybutu? Jak biznes się kręci?
PIOTR ŻYŁA:  A dziękuję, dobrze. To żona wpadła na pomysł z czapkami i ona się tym zajmuje. Stoiska, internet – na początku jej pomagałem, ale teraz nie za bardzo mam czas. Wspólnie wybraliśmy wzory i działamy. To znaczy ona działa, a ja bardziej kibicuję.

CKM: Wracając do spraw sportowych. Co się stało, że tak nagle zaczęliście świetnie skakać? Naraz mamy 6, 7 dobrych zawodników.
PIOTR ŻYŁA:  Myślę, że pojawiła się większa rywalizacja w zespole, ale najważniejsza rzecz to chyba fakt, że zaczęło funkcjonować to, nad czym cały czas pracował sztab szkoleniowy. Jest indywidualne podejście do każdego zawodnika, a nie wszyscy wrzuceni są do jednego worka.

CKM: Poza tym tworzycie bardzo zgrany zespół.

PIOTR ŻYŁA: Tak, dzięki temu jest też łatwiej. Jeden podpatruje drugiego i są efekty. Na treningach skakałem tak samo dobrze, jak Kamil Stoch. On wygrywał zawody Pucharu Świata, a ja byłem gdzieś daleko. Stwierdziłem, że skoro on, to i ja mogę. I poszło! Poza tym dobrze czujemy się w swoim towarzystwie. Jest czas na pracę, jest czas na żarty. Mamy dystans do siebie, potrafimy się z siebie śmiać. Najczęściej śmieją się z moich wypowiedzi albo z tego, że znowu coś napisałem w internecie. Lubimy się, każdy z każdym może mieszkać w pokoju.

CKM: Rozmawiamy kilka tygodni przed olimpiadą w Soczi. Jakie są marzenia sportowe Piotra Żyły?
PIOTR ŻYŁA: Jedno z nich już się spełniło: zawsze marzyłem, by wygrać zawody Pucharu Świata. Chyba udało mi się je zrealizować, bo o nim zapomniałem (śmiech). Wiadomo, każdy marzy o medalu olimpijskim, ja też. Ale wolę sceptycznie do tego podchodzić, lepiej być miło zaskoczonym niż rozczarowanym. Mam już ileś sezonów na koncie i moim największym błędem było, gdy przed zawodami poczułem się zwycięzcą. A po nich? Gorzka pigułka. Wolę już tego błędu nie popełniać. Teraz lepiej najpierw skoczyć, a później się cieszyć... 


Materiał pochodzi z magazynu CKM/2/2014