Universal soldier

Są trzy rzeczy, które cieszą serce każdego uczciwego mężczyzny – chętne kobiety, zimne piwo i wojna w słusznej sprawie

wojna

Dobra wojna jest elementem życia. Bez walki o byt i modernizacji sposobów mordowania konkurentów do samic i jadła nie byłoby postępu w dziejach ludzkości. Ba! — nie brakuje naukowców, którzy twierdzą, że bez wojen homo sapiens nie byłby dziś tym, kim jest. Może byłby homo, ale niekoniecznie sapiens. Najprawdopodobniej nadal siedziałby na drzewie i wcinał tam kwaśne korzonki (niedowiarków odsyłam do książki „Ciemna strona człowieka”, autorstwa amerykańskiego antropologa Michaela P. Ghiglieriego). Nie da się ukryć — zabijamy się od tysiącleci i z pewnością nadal będziemy się zabijać. Tej prawdy nie zmieni ani twój dobrodziej proboszcz, ani żadna pacyfizująca feministka. Są to poniekąd skutki naturalnej, czyli zgodnej z naturą polityki prorodzinnej (patrz: wspomniany M.P. Ghiglieri lub „Być człowiekiem”, książka spłodzona przez małżeństwo brytyjskich profesorów — Mary i Johna Gribbinów). To, że lubimy wojować i wojować będziemy, jest zatem pewne. Nie do końca wiemy jednak, jak będzie wyglądać wojna przyszłości.


Mortal Combat
Oczywiście będzie krwawa, bo po to jest wojna. Wojna bez krwi i ofiar to jak ciepłe piwo lub spocona gruba kobieta — w ogóle nie kręci. Będzie to jednak wojna wielce nowoczesna i trendowa. Twój bój ostatni, twoje zmagania do ostatniej kropli krwi będą wspomagać kosmiczne lasery, rakiety międzykontynentalne, lub — jak Bóg da — rakiety międzyplanetarne, totalnie skomputeryzowane czołgi, inteligentne helikoptery, myślące samoloty z samonaprowadzającymi się rakietami oraz miniaturowe i bezzałogowe łodzie podwodne z torpedami niszczącymi całe kontynenty. W tym pięknym otoczeniu nie będziesz już mógł wystąpić w hełmie, onucach i z kałachem w dłoni. Nie wystarczy ci nawet przemycony amerykański stinger do zwalczania wrogich samolotów. To dobre dla członków fanklubu „Czterech pancernych i psa”. Jako żołnierz przyszłości musisz wyglądać groźnie i zawadiacko, czyli przypominać herosa z gry komputerowej „Mortal Combat” lub kinowej bajki science fiction w rodzaju „Universal Soldier”. Musisz być jednoosobowym systemem zbrojnym, dysponującym najnowocześniejszymi technologiami, wyposażonym w nowe materiały, elektronikę, informatykę, łączność audiowizualną, system namierzania przez satelitę. Będziesz cichy jak kot i jak kot będziesz widział w ciemności. Musisz też mieć kompletny przegląd pola walki, mundur, który cię ukryje przed wzrokiem wroga i ochroni przed chłodem albo upałem oraz broń, która niezawodnie zabije przeciwnika. Będziesz też nieśmiertelny. Niemożliwe? Wszystko jest dziś możliwe. Za to właśnie, aby niemożliwe stało się możliwe, płaci się dziś naukowcom.

Francuski łącznik 
Na przykład jajogłowi znad Sekwany wiedzą już dokładnie, jak będziesz wyglądał, jak będziesz mordował i jak będziesz się nazywał w niedalekiej przyszłości.Francuski żołnierz XXI wieku zwie się bowiem FELIN, co znaczy tyle, co KOCI (przymiotnik od rzeczownika „kot”), ale w slangu wojskowym rozszyfrowuje się ten skrót jako „Piechur o Zintegrowanym Wyposażeniu i Łączności”. Najważniejsza część twego „kociego” wyposażenia to broń, która umożliwi ci tzw. odchylenie linii strzału. Jako „koci” żołnierz siądziesz sobie zatem bezpiecznie za skałą lub płotem, wystawisz zza węgła karabin z kamerą i laserowym celownikiem i strzelisz celnie na odległość 600 metrów (wiedz, że nawet Hans Kloss nie trafiał w nocy w cel dalszy niż 30 metrów). Jeśli wróg zobaczy błysk z lufy karabinu i wypali w twym kierunku — co dotąd było jednym z zagrożeń walki nocnej — to cię i tak nie zabije. Ty jesteś bezpieczny i oglądasz wroga dzięki umieszczonej na broni kamerze wideo, z której obraz pojawia się na ekranie, zamontowanym w hełmie. Jeśli wolisz akurat oglądać gwiazdy na niebie, zawsze możesz odłączyć ekran i odczytać wszystkie potrzebne do walki dane na małym czytniku, przymocowanym, jak zegarek, do nadgarstka.

Licencja na zabijanie
Poza ekranem hełm pełen jest wspaniałej elektroniki do zabijania. Zamontowana na nim kamera ma wzmacniacz światła (na wypadek marszu nocą), reaguje na zmiany termiczne i pozwala dostrzec nocą mysz z odległości kilkuset metrów. System elektroniczny o nazwie „swój—wróg” ostrzeże cię, byś nie strzelił do kolegi (a kolega do ciebie). Mikrofon i słuchawki pozwolą wam pogadać; słuchawki ochronią ponadto bębenki, gdyby coś w tej całej elektronice zawiodło i jakaś nieprzyjacielska bomba
gruchnęła obok ciebie. Gdybyś się tym faktem zanadto zdenerwował, pamiętaj, że cały czas jesteś pod komputerową kontrolą i atak serca ci nie grozi — cztery czujniki badają częstotliwość bicia twego serca, ciśnienie krwi oraz temperaturę ciała. O wszystkim, nawet o twej mimowolnej erekcji (podczas walk jest to częsty i potwierdzony przez naukę przypadek), informują sztab. A wszystko po to, żebyś za bardzo się wojaczką nie przemęczył, jak jakiś prymityw nie podniecał i mógł mordować w spokoju ducha i serca. Temu samemu zbożnemu celowi służy aż jedenaście modeli różnych mundurów operacyjnych, chroniących cię przed zmiennymi warunkami pogodowymi, ogniem oraz upodabniającymi cię do otoczenia: trawy, piasku, lasu, asfaltu, czy tynku na ścianie. Newralgiczne punkty ciała: kolana, łokcie, szyję i brzuch, jak u średniowiecznego rycerza, chroni ci przed postrzałami tzw. ochrona balistyczna, m.in. kamizelka kuloodporna. Na dłoniach masz kuloodporne rękawice. Tą całą aparaturą elektroniczną kieruje centralny komputer zasilany bateriami, które nosisz sobie w plecaku zamiast marszałkowskiej buławy. Dostarczają one energii aż na 12 godzin efektywnego zabijania!

Big Brother
Wystarczy zatem, abyś wskoczył w mundur, podłączył kabelki i ze zwykłego rekruta zamieniasz się w Zintegrowanego Piechura. Zintegrowanego głównie z dowódcą dysponującym dodatkowo (też na plecach) centralką informatyczną, zwaną przez żabojadów Thompad. Umożliwia ona m.in. wydawanie rozkazów za pomocą klikania w ikonkę (w końcu mamy epokę komputerów). Czujniki mówią dowódcy, jakie postępy robisz w naukowym mordowaniu. To tak jak w dobrej grze komputerowej — im więcej wrogów zabijesz, tym więcej masz punktów na ekranie komputera twego dowódcy. Twój przełożony niczym Wielki Brat ogląda na żywo obrazy i dźwięki z pola walki, które przekazywane są z kamer na hełmach jego podwładnych. Otrzymuje też dzięki systemowi nawigacji satelitarnej informacje o usytuowaniu żołnierzy, o ich stanie psychofizycznym, a nawet o zapasach amunicji, która wam pozostała do wystrzelania. Słowem — dowódca wie wszystko, co ułatwia mu optymalne prowadzenie walki i unikanie niepotrzebnych strat. Jedynym, jak na razie, problemem francuskiego wojownika XXI wieku pozostaje waga wyposażenia — około 30 kilogramów. To może sprawić, że będziesz zrzucał je szczególnie chętnie.

American Dream
Jeśli nie podobają ci się francuskie rozwiązania, pamiętaj, że nad podobnymi programami pracują także Niemcy, Brytyjczycy i Amerykanie. Niemiecki żołnierz XXI wieku nazywa się banalnie Soldier System, brytyjski FIST (Pięść), a amerykański Land Warrior (Wojownik Naziemny). Jeśli zdecydujesz się na amerykańską „licencję na zabijanie”, wiedz, że nie otrzymasz aż tylu kompletów mundurów, co w wojsku francuskim (w końcu Francja to ojczyzna mody...), ale za to twój strój, dzięki wpleceniu kilometrów światłowodów, ma mieć zdolność natychmiastowego przybrania barw otoczenia i uczynienia cię... niewidzialnym. Będzie też wyjątkowo trwały, dzięki wielowarstwowym tkaninom, m.in. z włókien węglowych i kevlarowych. Pod wpływem impulsu elektrycznego tkanina ta ma twardnieć i zamieniać się w pancerz chroniący przed postrzałami. Innym razem, gdy wokół panuje upał, mundur z pancernej skorupy zmienia się i jest przewiewny niczym T—shirt. Wszystkim steruje oczywiście komputer z plecaka. Fakt, że ważyć ma poniżej 700 gramów, zdaje się dowodzić, że technika amerykańska przewyższa technikę francuską — ale może to tylko pozory? W każdym razie Warrior ma mieć jako zasilanie bardziej wydajne od baterii ogniwa wodorowe dostarczające wyposażeniu energii na 3 dni mordowania. Małe ogniwa można zamontować np. w podeszwach butów, przez co w plecaku zwolni się miejsce na butelkę burbona (na wypadek gdyby zimną nocą zawiodła termika munduru). Buty należą zresztą do gatunku inteligentnych: chronią stopę przed urwaniem, gdy wejdziesz na minę, a podeszwy reagują na rodzaj podłoża, sprawiając, że biegniesz cicho i bez poślizgu. Hełm „made in USA” ma te same bajery, co hełm francuski, plus czujnik zmian pola magnetycznego informujący o nadlatujących pociskach. Można wtedy próbować schylić się na czas i przeżyć... Poza tym hełm spełnia w razie potrzeby rolę maski przeciwgazowej, ma też bezpośrednie połączenie ze zbiornikiem płynu, który nosisz na plecach. Gdy poczujesz pragnienie, możesz podczas wyczerpującej walki pociągać przez rurkę prosto do gardła i — co za przeoczenie! — żaden czujnik nie powie dowódcy, ile ma to procent. Broń Warriora ma działać na dwa rodzaje amunicji: jeden normalny, drugi kierujący się na źródło ciepła. Żeby pocisk nie zawrócił i nie trafił samego Warriora, rozważa się zaopatrzenie jego munduru w system klimatyzacji. Ponadto na przedramieniu przewidziano miejsce na wyrzutnię minirakiet

Matrix Forever
To jednak nie wszystko. Poszczególne armie opracowują kolejne wynalazki, jak np. latające, miniaturowe samolociki. Wypuszczone przez ciebie dwuskrzydłowce przekażą np. obraz ze 123. piętra wieżowca i poinformują cię, czy nie kryje się tam np. ruski snajper. Opisane powyżej mundury XXI wieku też już nie wystarczają wojskowym. Trwają prace nad superkombinezonem o bełkotliwej, czyli trudnej do zapamiętania dla Słowianina nazwie — Exoskeleton. Ów „szkieletomundur” zapewni ci niezwykłą mobilność: bieg długodystansowy z prędkością 24 km/h, czy skoki na odległość 10 metrów (np. z dachu jednego budynku na drugi) — zupełnie jak w filmie „Matrix”. Zresztą do skoków służyć ma także rakietowy plecak, który dotąd można było obejrzeć tylko w jednym z odcinków przygód Jamesa Bonda. Trwają prace nad bronią, która pozwoli kulom na lot po linii krzywej i nieregularnej. Karabiny wykorzystujące pole magnetyczne mają wysyłać pociski z szybkością 20 km/s (dziś 1 km/s).

Szok przyszłości
I po co to wszystko? Jak już zaznaczyłem, tak zostaliśmy zaprogramowani przez Matkę Naturę, że kochamy bawić się w wojnę i uwielbiamy gadżety. Szczególnie te służące do zabijania. Tzw. poinformowany żołnierz — a takim będziesz po skomputeryzowaniu się w systemie FELIN czy Warrior — będzie sprawniejszy, skuteczniejszy, trudniejszy do zranienia. Sceptycy twierdzą jednak, że czasami jest lepiej, jeśli jako zwykły szeregowy nie wiesz wszystkiego, bo możesz np. odmówić wykonania rozkazu posyłającego cię na pewną śmierć. Ponadto każdy skomputeryzowany wojownik to kolosalny wydatek, na który nie będzie stać większości armii świata, a i w najbogatszych armiach będzie takich żołnierzy niewielu. Zwolennicy tych rozwiązań argumentują, że mimo to masz szansę — będziesz przecież niezastąpiony w krótkich konfliktach, operacjach interwencyjnych typu misja ONZ w Bośni lub jako członek jednostki specjalnej obalającej prezydenta kraju, który obraził śmiertelnie kobietę twego prezydenta. Ale jak poradzisz sobie jako FELIN, Warrior lub FIST podczas długotrwałego konfliktu, kiedy nie będzie czasu podładować baterii, komputer w plecaku „zawiesi się”, wysiądzie chip w kamerze, a naprzeciw ciebie codziennie stanie tłum uzbrojony w kije i maczety? No cóż, jak mawiali starożytni: „nec Hercules contra plures”, czyli „i Herkules dupa, kiedy ludzi kupa”...

Dodał(a): ckm Poniedziałek 31.10.2011