Zhakowany los szczęścia
Mężczyzna nie chciał ujawnić swojej tożsamości więc zgodnie z prawem stanu Iowa nakazującym zwycięzcy loterii podanie danych osobowych, nie otrzymał wygranej. Co ciekawe, po licznych próbach, facet w końcu odpuścił i zrezygnował z nagrody. To zainteresowało organizatorów loterii. Wszczęto śledztwo.
Momentem przełomowym było dotarcie do monitoringu, na którym zarejestrowano moment kupna zwycięskiego losu. Po opublikowaniu wizerunku ujętego na nagraniu mężczyzny, policja szybko ustaliła, że jest to najprawdopodobniej... szef działu bezpieczeństwa loterii, który oczywiście ma zakaz gry w miejscu pracy.
Na koniec pozostaje pytanie, jak mężczyźnie udało się wygrać loterię? Odpowiedź jest bardzo prosta - jest on jedną z zaledwie dwóch osób, które miały fizyczny dostęp do silnie zabezpieczonych generatorów liczb losowych. Domysły potwierdziły z resztą kamery znajdujące się w ich pobliżu, które zarejestrowały wizytę dyrektora na miesiąc przed wygraną.
Choć mężczyzna twierdzi, że odwiedził pomieszczenie, by ustawić prawidłowy czas w zegarach serwerów, faktem jest, że dowodów obciążających jest naprawdę sporo. W dodatku jego znajomi wyznali prokuraturze, że dyrektor jest fanem rootkitów - złośliwego oprogramowania, które potrafi w niezauważalny sposób manipulować systemem. Co więcej mężczyzna miał się im chwalić, że stworzył własnego rootkita, potrafiącego usunąć ślady swojej działalności oraz siebie samego po spełnieniu odpowiednich zadań.
Jak widać, na pozór perfekcyjny plan wzbogacenia się zawiódł... Zamiast wakacji na Kajmanach, oskarżonego może czekać przymusowy urlop w więzieniu...