Hieny wojny

Na wojnie można dobrze zarobić. A najlepiej zarabiają Ci, którzy wysyłają na nią żołnierzy
shutterstock_88466497.jpg

Półtora miliona dolarów. To całkiem przyjemna sumka, prawda? Patryk Karkowski ciężko pracował, żeby ją zarobić. Parę lat temu pewien nigeryjski polityk zlecił jego firmie zorganizowanie pułku składającego się z tysiąca ludzi. Miel i to być doświadczeni najemnicy, którzy rozbiliby separatystów działających przy granicy z Nigrem. Patryk sformował oddział w kilka miesięcy i dziś z dumą opowiada o dobrze wykonanej robocie. I co z tego, że paru najemników wróciło z Afryki w czarnych workach, a wielu innych siedzi w więzieniu? To nie jego zasrany interes.


BIZNESMEN
Patryk Karkowski ma dziś 43 lata i nie wygląda na człowieka, który zajmuje się poszukiwaniem najemników. Elegancki garnitur, krawat, drogi zegarek na ręce i nowoczesny telefon komórkowy każą raczej postrzegać go jako spełnionego biznesmena. I nic dziwnego, bo dziś werbowanie najemników wygląda prawie tak samo, jak każdy inny biznes. Polak od lat współpracuje z Blackwater (od niedawna znaną jako Xe) – słynną na cały świat prywatną armią najemników, oficjalnie nazywającą się agencją ochrony. Zadaniem Karkowskiego jest poszukiwanie dla firmy osób, głównie byłych żołnierzy, które mają specjalistyczne umiejętności wojskowe, np. są wykwalifikowanymi saperami, artylerzystami czy specjalistami od broni. Najlepsi w tym są oczywiście byli członkowie służb specjalnych – amerykańskich, brytyjskich, rosyjskich lub polskich.

BEZPIECZNA ROBOTA

Blackwater zdobyła sławę w Iraku i Afganistanie, gdzie na zlecenie rządu USA ochraniała amerykańskie ambasady oraz pracowników dyplomatycznych. Jednak wśród zleceń, które realizowała, były nie tylko konwoje i ochrona ważnych postaci. To też „zapewnienie bezpieczeństwa” w punktach zapalnych świata, np. w Kosowie czy Somalii. A to już wiązało się z bezpośrednimi potyczkami oraz regularnymi bitwami. Firmę założył w 1996 roku ekscentryczny miliarder Erik Prince, wcześniej komandos. Za 100 milionów dolarów zbudował w USA najnowocześniejsze w świecie centrum szkolenia jednostek specjalnych. Tam przechodzi obowiązkowe szkolenie każdy przyszły pracownik firmy. Rocznie o pracę w Blackwater stara się 40 tysięcy osób, w większości byłych żołnierzy sił specjalnych. Miesięczne zarobki zaczynają się od 18 tysięcy dolarów, ale na zatrudnienie ma szansę zaledwie jeden na pięciuset chętnych.

soldier_art.jpgOGŁOSZENIE O PRACĘ

Patryk, zanim zajął się werbunkiem dla Blackwater, sam był najemnikiem. Wyjechał z Polski, gdy miał 19 lat. Uciekał  przed wyrokiem skazującym go za chuligańskie wybryki. W Legii Cudzoziemskiej spędził 10 lat. Później był instruktorem w armii francuskiej, w końcu znalazł pracę w elitarnej amerykańskiej firmie sprzedającej broń. Firma ta, poza oficjalną działalnością, zajmowała się również werbowaniem najemników. Skąd się ich bierze? – Wielu ludzi zna się z tej branży – odpowiada Patryk, zaciągając się głęboko dymem z papierosa. – A tamci ludzie znają kolejnych ludzi. I w razie czego wystarczy zadzwonić i powiedzieć: słuchaj, jest ciekawa robota w Afryce czy w Azji, może ty albo ktoś z twoich znajomych chciałby pojechać.– Jeśli nie starczy ci znajomych, są też inne sposoby na znalezienie najemników – mówi Patryk. Na świecie raz na jakiś czas odbywają się targi militarne. Firmy, które prócz legalnej działalności zajmują się też werbunkiem najemników, w dyskretny sposób dają to do zrozumienia. Na targach militarnych w Londynie (w grudniu 2009 r.) w ulotce reklamującej spółkę Patryka są takie zdania: „Zalety naszej firmy potwierdzili weterani różnych wojen” i „Naszego sprzętu używali nawet najemnicy na frontach”. – To wystarczy. Ten, kto chce się zaciągnąć, po lekturze takiej ulotki będzie wiedział, gdzie się zgłosić – przekonuje Patryk.

RYZYKO SŁUŻBY

Andrzej Woliński na werbunku zarobił jakiś milion dolarów. Wcześniej w Legii Cudzoziemskiej spędził 15 lat. Po powrocie do Polski założył firmę ochroniarską. Dogadał się z kolegą z Legii, który po zakończeniu służby został doradcą prezydenta Republiki  Środkowoafrykańskiej. Doradca odpowiedzialny był za stworzenie małej armii potrzebnej prezydentowi do zapewniania spokoju wokół stolicy. Szybko nawiązali współpracę. Andrzej szukał kandydatów wśród byłych żołnierzy, kolegów z Legii, weteranów sił specjalnych. Nie gardził  też przestępcami, szczególnie z dawnego ZSRR, często mających doświadczenie w Specnazie.  – Otworzyłem konto w banku szwajcarskim i tam mocodawcy z Afryki regularnie przelewali mi pieniądze: dwa tysiące dolarów za każdego najemnika – mówi Andrzej. – Przez dwa lata uzbierało się tego ponad milion dolców. Sytuacja się zmieniła, gdy afrykański prezydent został obalony, a część najemników zginęła w trakcie walk. – Za to nie mogę brać odpowiedzialności. Każdy z nich jest świadom ryzyka, z którym wiąże się służba najemna – zastrzega się Andrzej Woliński. W 2004 roku z zasadzce w Iraku zginęło dwóch polskich pracowników Black-water, byłych żołnierzy GROM. Dwóch innych Polaków zostało poważnie rannych. Patryk Karkowski już nie pamięta, czy to właśnie on ich zwerbował. – Szczerze mówiąc, niewiele mnie o obchodzi. Ja swoje zrobiłem i swoje zarobiłem – mówi.

PRAWO KARNE

We wszystkich krajach NATO, również  w Polsce, zarówno służba w najemnej armii, jak i werbunek do niej są zakazane. Ale obecnie w Polsce za to pierwsze przestępstwo siedzi dokładnie 18 ludzi, za drugie raptem... dwóch.– Dlatego kandydat na najemnika, który do nas się zgłosi, nigdy nie otrzyma pozytywnej odpowiedzi. Zawsze usłyszy, że to niezgodne z prawem i firma się tym nie zajmuje –powiada Patryk. – Jednak kilka dni później zadzwoni do niego ktoś inny współpracujący z nami i umówi się na spotkanie. Andrzej Woliński wypracował inny system. Kto spośród chętnych wydał mu się odpowiednim kandydatem, temu przekazywał europejski adres biura, które założył jego kumpel – doradca w Republice  Środkowoafrykańskiej. Było też hasło umowne, które brzmiało „Jestem od Andrzeja”. Potem wysyłał do tego doradcy mejla z imieniem i nazwiskiem najemnika. Ten system gwarantował brak jakichkolwiek nieporozumień. Jeśli przyszły najemnik przejdzie „rozmowę kwalifikacyjną”, dowiaduje się, do kogo i w którym miejscu na świecie ma się zgłosić i co powiedzieć. Żołd dostaje dopiero po werbunku. Do kraju docelowego musi dolecieć na własny koszt.

OCHOTNICY

Kto się zgłasza? – Część ucieka przed wymiarem sprawiedliwości, część chce przeżyć przygodę. Jeszcze inni robią to z pobudek ideologicznych, chcąc walczyć z krwawymi reżimami. Ale najczęściej chodzi po prostu o pieniądze. To świetnie wyszkoleni żołnierze, a wojna to ich jedyny sposób na  życie. Jeżeli mają narażać dupę, to chcą za to solidnych pieniędzy I dostają je – mówi Patryk. Samodzielny najemnik, dobrze obeznany ze sztuką wojenną, zarabia na froncie przynajmniej 5 tysięcy dolarów miesięcznie. W Blackwater jeszcze więcej. Dlatego Andrzej Woliński ubiega się dziś o stałą pracę właśnie w tej firmie. Na stanowisku, na które aplikuje, musiałby chronić amerykańskie ambasady w krajach afrykańskich i odpowiadać za ochronę dyplomatów. To oznacza, że stanąłby przeciwko watażkom, dla których jeszcze niedawno werbował najemników. Ale to mu nie przeszkadza.– Werbownik jest trochę jak alfons, bo bierze pieniądze za cudzą pracę i to niemoralną – mawiał płk Robert Denard, jeden z najsłynniejszych łowców najemników. – I tak samo jak alfons musi się ukrywać. Ale tak samo jak alfons zawsze znajdzie tego, kto mu zapłaci.

WERBOWNICY  WOBEC PRAWA

§ Za werbunek do obcej armii, lub służbę w niej, polskie prawo przewiduje karę od 3 miesięcy do 5 lat więzienia (art. 141 § 1 i art. 142 § 1 kk)
§ Za werbunek do oddziałów najemników, lub służbę w nich, grozi w Polsce od 6 miesięcy do 8 lat więzienia (art. 141 § 2 i art. 142 § 2 kk)
§ W USA i innych krajach NATO za werbunek do służby najemnej grozi nawet do 15 lat więzienia

NAJSŁYNNIEJSI WERBOWNICY

Mike Hoare – brytyjski oficer, po II wojnie  światowej zamieszkał w RPA. Stworzył armię najemników, która walczyła o secesję Katangi – zbuntowanej prowincji Konga rządzonego wówczas przez komunistów.
Robert Denard – Francuz, werbował najemników, którzy pod jego dowództwem (i za aprobatą NATO) zorganizowali zamach stanu na Komorach i utworzyli tam bazę do wypadów na państwa komunistyczne w Afryce.
Roger Faulques – zawodowy żołnierz francuski, werbował żołnierzy do elitarnego pułku spadochroniarzy w Legii Cudzoziemskiej i na polecenie rządu francuskiego współorganizował przewroty w państwach komunistycznych w Afryce.
Christian Tavernier – Belg, w latach 60. XX wieku zwerbował 3,5 tysiąca najemników, którzy walczyli o secesję Katangi. Z kolei w latach 90. sprowadził do Afryki najemników z Serbii, co jednak skończyło się całkowitą klęską.
Jean Schramme – belgijski właściciel majątku i farm w Kongu. Gdy wybuchła tam wojna domowa, zorganizował 900–osobowy legion do obrony własności byłych farmerów.
Leszek Szymowski  – niezależny dziennikarz śledczy, publikuje m.in. na łamach „Wprost” i „Angory”. Specjalizuje się w tematach związanych z zagrożeniami dla bezpieczeństwa Państwa.



Dodał(a): Leszek Szymowski Poniedziałek 23.01.2012