Przypadek rządzi światem

Co łączy prowadzącego "Szkło kontaktowe" w TVN24 z redaktorami CKM? Okazuje się, że jesteśmy niemal rodziną

Grzegorz Miecugow

CKM: Po co Grzegorz Miecugow napisał książkę?
Grzegorz Miecugow: Któregoś dnia na wakacjach, bardzo spokojnych, na Sardynii, leżałem na leżaku i, patrząc w niebo, pomyślałem: chętnie napisałbym coś o kosmosie, o sensie bytu.
CKM: Ale „Przypadek” jest książką sensacyjną, thrillerem...
G.M.: Tak, bo nie ma sensu pisać dzisiaj esejów, one się nie przebijają. Dlatego chciałem opowiedzieć jakąś historię. I tak zaczął rodzić się pomysł, żeby ta historia działa się w Polsce, żeby bohater, z różnych powodów, musiał zniknąć, powłóczyć się.
CKM: Dzięki pana książce wiem, ile kosztuje fałszywa tożsamość. Prawdziwy paszport rzeczywiście można zdobyć w dwa tygodnie za trzydzieści tysięcy euro?
G.M.: To są sprawdzone informacje z dobrego źródła.
CKM: A ludzi załatwiających takie rzeczy trzeba szukać w stripklubach?
G.M.: Rozmawiałem z szefem stowarzyszenia byłych więźniów, człowiekiem, który odsiedział dwanaście lat za różne przestępstwa. Powiedział mi, że tam szukałby takiego kontaktu.
CKM: Od czego należy zacząć proces pisania książki?
G.M.: Ważną decyzją jest wybranie imion i nazwisk bohaterów. To nie jest tak banalne, jak się wydaje.
CKM: Główny bohater nosi niemieckobrzmiące nazwisko Szuster, jak u Pasikowskiego...
G.M.: Chciałem, by dobrze brzmiało, żeby nie było śmieszne. Z imionami łączą się często cechy charakteru, z nazwiskami też. Musiałem wymyślić wygląd bohatera i jego dzieciństwo, żeby dać mu nazwisko.
CKM: Denerwuje się pan przed debiutem?
G.M.: Nikt nie chciałby przeczytać, że stworzył straszną chałę.
CKM: Źle pan przez to sypia?
G.M.: Nie. Bardzo lubię spotykać się z ludźmi, ale na tych spotkaniach pytają zwykle o moją pracę w TVN. Liczę, że teraz pytania będą dotyczyć mojej książki i tego, co dzieje się na jej końcu, gdy pojawia się wspomniany wcześniej kosmos. Główny bohater spotyka osobę, która zaczyna mu porządkować w głowie, tłumaczy, że czasem trzeba popatrzeć na wszystko przez pryzmat tego, że światło z Gwiazdy Północnej leci do nas osiemset lat. A także przez pryzmat tego, że mamy dwoje rodziców, ale już czworo dziadków i ośmioro pradziadków. Jak dojedziemy do jedenastego pokolenia wstecz, a to nie jest tak daleko, mniej więcej XVI wiek, to przodków mamy już tysiąc dwudziestu czterech! Przy dwudziestym pokoleniu przodków są miliony.
CKM: Pan wcale nie chciał napisać książki sensacyjnej!
G.M.: Zależało mi, by dobrze się czytała. Chciałem też, aby pojawiła się u czytelników pewna refleksja, bo jak przyjrzymy się demografii, to jest prawie pewne, że mamy wspólnych przodków, pan i ja. Nie ma siły!
CKM: Którzy z polskich aktorów mogliby zagrać w ekranizacji pańskiego „Przypadku”?
G.M.: Nie mam pojęcia. Słabo znam się na kinie. Jak pada nazwisko jakiegoś aktora, muszę tuszować to, że nawet nie wiem, jak ten ktoś wygląda. Właściwie nie oglądam telewizji, bardzo rzadko chodzę do kina. Kojarzę jedynie nazwiska aktorów, którzy są już bliscy emerytury, bo pamiętam ich sprzed 20–30 lat (śmiech).
CKM: Pan, człowiek ekranu, ignoruje telewizję i kino?
G.M.: Powiem więcej, ja także mało czytam (śmiech). Średnio interesują mnie sztuczne światy stworzone przez innych autorów, choć taki świat sam stworzyłem. Wiem, to paradoks, ale życie jest pełne paradoksów.
CKM: Co pan czyta w takim razie?
G.M.: Lubię literaturę faktu i książki popularyzujące naukę. Teraz czytam dzieło poświęcone Karolowi Darwinowi, zmianom gatunkowym i ewolucji. Bo to wszystko, proszę pana, bierze się od aminokwasów, które w pewnym momencie zmieniły się w DNA. W tym sensie jesteśmy spokrewnieni nie tylko ze sobą, ale także z każdym drzewem i każdym zwierzątkiem.
CKM: Jako rodzina powinniśmy przejść na ty i to opić...


Dodał(a): Andrzej Chojnowski Środa 05.10.2011