Wojenne ewolucje, czyli 10 broni, które zmieniły losy świata

Historia ludzkości to historia tworzenia coraz bardziej śmiercionośnych narzędzi do zabijania innych ludzi. Ale, kto wie, może właśnie wkraczamy w erę bezkrwawego oręża?
iStock-890957484.jpg

O co wybuchła pierwsza wojna na planecie Ziemia? Może o zapas nieogryzionych kości mamuta, a może o podniecające zapachy nieznających mydła kobiet? Tego nikt nie wie. Możemy się jednak domyślać, że w ruch poszły gałęzie i kamienie, którymi napaleni ludzie pierwotni okładali się po łbach, targali za brody i kopali po jajkach. Pokonani pewnie stracili trochę kudłów i kilka ostatnich zębów, zwycięzcy zaciągnęli zdobycz do jaskini w celu tej czy innej konsumpcji. Pierwsza wojna na Ziemi była genialnie prosta – ale sprawy szybko zaczęły się komplikować.

1. Miecz
Zaczęło się od tego, że któryś z naszych praprzodków wrzucił do ogniska kamienie z dużą zawartością miedzi i cyny, które stopiły się w brąz. Ktoś kawałkiem tego brązu ozdobił maczugę, ktoś inny dzidę, a komuś udało się wykuć coś ostrego, co z czasem przeobraziło się w nóż, a potem miecz. Miecz jako broń rozstrzygająca wojny towarzyszy człowiekowi najdłużej ze wszystkich śmiercionośnych narzędzi. Przechodził wiele zmian: od mieczy krótkich w czasach antycznych, przez długie w średniowieczu, na kawaleryjskich szablach kończąc. Wyrabianie go i hartowanie było prawdziwym kunsztem, więc był bronią drogą i trudno dostępną (stąd dwa cenne nagie miecze oferowane nam przez Krzyżaków pod Grunwaldem!) oraz przechodził z ojca na syna (patrz choćby Podbipięta w „Ogniem i mieczem”). Uwaga: mieczami posługiwali się nie tylko antyczni bohaterowie i średniowieczni rycerze! Używany był jeszcze podczas II wojny światowej, że wspomnimy polską kawalerię, japońskich oficerów czy legendarnego komandosa Jacka Churchilla.

2. Łuk
Praojcowie dość szybko stwierdzili, że w bójkach z użyciem miecza słabszy fizycznie samiec nie ma szans. Któryś z pobitych wymyślił więc, że trzeba silniejszego załatwić z bezpiecznej odległości. Zaczął od rzucania kamieniem, potem wymyślił procę i w końcu łuk, który z czasem zaczął rządzić na polach bitew. Jedymi z pierwszych, którzy się o tym przekonali, byli Rzymianie w bitwie pod Carrhae w 53 roku p.n.e. Wcześniej nikt nie potrafił oprzeć się rzucanym przez legionistów oszczepom, a potem szturmom na miecze. Ale Persowie zasypali Rzymian z daleka strzałami i wybili ich niemal do nogi. Była to jedna z największych klęsk Rzymu, która zatrzymała jego ekspansję na wschód. Trzynaście wieków później łuk znów pokazał siłę pod Crecy w 1346 r. Angielski król miał mało rycerzy, ale za to dużo plebejuszy z tzw. długimi łukami. I kiedy francuscy rycerze ruszyli do szarży, łucznicy, potrafiący w ciągu minuty oddać 8–12 strzałów, wybili ich jak kaczki. A nasz ulubiony Jack Churchill jeszcze w 1940 r. zaliczył potwierdzone zabicie Niemca z łuku...

3. Koń
Klęski Rzymian w bitwie pod Carrhae nie byłoby, gdyby perscy łucznicy nie jeździli konno. Podjeżdżali pod rzymskie szeregi, strzelali i... uciekali. I tak w kółko, dopóki nie wystrzelali wszystkiego, co się ruszało. Rzymianie z klęski nie wyciągnęli większych wniosków. Upadek Cesarstwa Rzymskiego cztery wieki później wiązał się z pojawieniem hord konnych Hunów – i zdradą sprzymierzonych z Rzymem konnych Wizygotów, którzy w 378 roku wycięli w pień walczących pieszo legionistów pod Adrianopolem. Potem konne armie przez wieki dyktowały losy świata, że wspomnimy arabskich jeźdźców, którzy podbili Bliski Wschód i kawał Europy, czy bandę hiszpańskich konnych oberwańców, którzy zdobyli obie Ameryki, bo Inkowie i Majowie koni się bali. Ciężkozbrojny rycerz w siodle ze strzemionami (husaria!!!), rozstrzygał
wojny aż do pojawienia się broni palnej.

4. Muszkiet

Proch wymyślono w Chinach w IX wieku, w Europie pojawił się później, ale długo służył jako dekoracja: pierwsze armaty i „pistolety” porażały bardziej hukiem niż kulami. Jeszcze w 1605 roku pod Kircholmem polska husaria bez problemu rozbiła w puch liczniejszą armię szwedzkich muszkieterów, chronioną przez armaty i pikinierów. Ale niespełna sto lat później pod Kliszowem niepokonani „skrzydlaci jeźdźcy” musieli już uciekać w nieładzie pod ogniem szwedzkich kul. Broń palną dla piechoty oczywiście stale udoskonalano – muszkiety ładowano coraz szybciej, kule trafiały coraz celniej, a muszkieterowie (konkretnie trzech, plus D’Artagnan) trafili nawet do klasyki literatury. Owszem, udoskonalano też inną broń – jak armaty, które wielokrotnie rozstrzygały losy bitew, np. pod Gettysburgiem w 1863 r. – ale przez wieki nic nie było w stanie przełamać dominacji broni ręcznej. Zrobił to dopiero... CKM. I nie, nie chodzi tu o nasz magazyn.

5. Karabin maszynowy
Idea strzelania seriami była stara – możemy nawet wspomnieć wielolufowy wynalazek, z którego w Sienkiewiczowski Ketling walił do Turków oblegających Kamieniec Podolski. Ale tak naprawdę skuteczną kartaczownicę wymyślił dopiero w połowie XIX wieku Amerykanin Richard Gatling – szybkostrzelność dyktował celowniczy, obracając lufami korbką. W 1883 roku Hiram Maxim wymyślił, jak zautomatyzować wystrzał, wykorzystując energię odrzutu. I to była masakra. Jego CKM–y, czyli ciężkie karabiny maszynowe, rozstrzygnęły wiele wojen kolonialnych, np. w 1898 roku pod Omdurmanem, gdzie długimi seriami Anglicy utopili we krwi powstanie Sudańczyków. W sierpniu 1914 roku, gdy wybuchła wojna światowa (wtedy jeszcze nie wiedziano, że trzeba je będzie numerować), okazało się, że karabiny maszynowe potrafią masakrować nie tylko „barbarzyńców”, ale też białych panów – kładły pokotem całe pułki maszerujących na siebie nawzajem Niemców i Francuzów. Straty od broni maszynowej były tak ciężkie, że żołnierze ukryli się w okopach, a inżynierowie zaczęli myśleć nad jakąś inną bronią, żeby ich z tych okopów wykurzyć. I szybko wymyślili.

Resztę broni możesz zobaczyć w poniższej galerii.
ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ W MAGAZYNIE CKM NR 3/2017



Dodał(a): CKM/ fot. istockphoto.com Piątek 01.06.2018