"Uczennice pytają, czy mam dzieci, żonę" - wywiad z liderem heavy metalowego zespołu Nocny Kochanek

Największa muzyczna sensacja w Polsce początku 2017 roku? Zespół Nocny Kochanek oraz jego zwariowany wokalista Krzysztof Sokołowski, który mówi CKM m.in. o robieniu sobie jaj z szatana, skutecznym sprzedawaniu czegoś, co można dostać za darmo, oraz o uczennicach z jego gimnazjum.

nocny-kochanek-wywiad-ckm.jpg

CKM: Co zrobić, żeby stać się numerem 1 na liście najlepiej sprzedających się polskich płyt – a nie gra cię żadne radio w Polsce?
Krzysztof Sokołowski: Trzeba zostać „zdrajcą metalu” (śmiech)!

CKM: Tak jak ty i twoja kapela.
K.S.:
Zgadza się. My gramy heavy metal, ale robimy sobie przy tym jaja i dobrze się bawimy. Tak samo jak ci, którzy przychodzą na nasze koncerty. Zdajemy sobie sprawę, że dla wielu muzyków metalowych jesteśmy właśnie tytułowymi zdrajcami. Mam wrażenie, że mają oni do nas pretensje, bo grają przykładowo od 10 lat, piszą przewspaniałą muzykę okraszoną niebagatelnymi tekstami, a na ich koncerty przychodzi garstka osób. A tu nagle wyskakuje taki Nocny Kochanek ze swoimi żarcikami i wyprzedaje koncerty. Coś tu chyba nie gra, nie? (śmiech).

CKM: Noż ale jak można żartować ze smoków, toporów i szatana?!?
K.S.:
...i jeszcze z gołych bab! Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że od zawsze nie byliśmy normalni. Zawsze mieliśmy czas na pierdoły i głupoty. Nawet gdy graliśmy metal całkowicie na poważnie, jako zespół Night Mistress, to gdy tylko pojawiła się okazja, by nagrać „Minerała Fiutta” do filmu o Kapitanie Bombie, to weszliśmy w to bez wahania. Robimy to, bo lubimy zabawę – a że z tego dodatkowo jest kasa, to już jest sztos.

CKM: Sprzedajecie płytę za pieniądze – i równocześnie wrzucacie ją w całości i za darmo do internetu. To nie ma sensu!
K.S.:
Sprawdziło się to przy naszej pierwszej płycie, sprawdza się i przy drugiej. Kiedyś często mówiłem ze sceny, że zapraszam do naszego stoiska z płytami, a jak ktoś nie ma hajsu na płytę, to niech ściągnie album z torrentów. Bo dla nas jest ważne, by ludzie słuchali tej muzyki. Siedzę w heavy metalu od lat i zdaję sobie sprawę, jak wygląda słuchanie muzyki przez fanów. Nie każdy ma kasę, żeby kupić płytę, a nawet jeśli ma, to nie chce kupować kota w worku.

CKM: Patrząc po miejscu „Zdrajców metalu” na listach sprzedaży, to chyba działa.
K.S.:
Po umieszczeniu całej tej płyty na YouTube otrzymaliśmy pierdyliard pozytywnych komentarzy. Ludzie piszą, że zasługujemy, by kupić nasz album. Wyobraź sobie, że wiele osób kupiło płytę, chociaż nie mają odtwarzacza CD. A potem pytali, gdzie kupić dodatkowe mp3.

CKM: Skoro tyle sprzedaliście płyt, to już jesteście bogaci?
K.S.:
Wszystkim się wydaje, że teraz mamy mnóstwo kasy. Pytają: „Hajs się zgadza?”. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy jak funkcjonuje zespół. Nie jeździmy na koncerty samochodem na wodę, kluby nie zawsze zapewniają hotel, a koszulki same się nie produkują. Wkurza mnie, że zawsze trafi się ktoś, kto zagada w stylu: „Ej, dajcie koszulkę. Dajcie płytę”. No tak, udostępniliśmy naszą płytę na YouTube, więc dlaczego mielibyśmy nie rozdawać koszulek? Miło, że taki ktoś przyszedł na koncert, ale czujemy się, jakby nie miał do nas szacunku. Denerwuje mnie takie cebulowe podejście.

CKM: Zabrzmiało groźnie.
K.S.:
Może trochę sprostuję. Nie jest źle, nie narzekamy, ale też nie palimy cygar i nie popijamy ich Jackiem Danielsem... Może dlatego, że nie lubimy cygar (śmiech). A gdy w końcu ta kasa spłynie, co mi już od roku obiecuje menadżer (śmiech), to w końcu kupie sobie nowe auto, na wszelki wypadek.

CKM: Na wszelki wypadek?
K.S.:
Bo na razie jeżdżę nienajnowszą, ale wymarzona Alfą Romeo GT. Może i nie jest to auto najwyższych lotów, może i jest trochęe gejowska, ale jest super. Koledzy śmiali się, że nie będę wychodzić z serwisu samochodowego, ale mam ich w dupie. Jak się rzeczywiście rozleci za jakiś czas, powiem: „trudno”.

CKM: Czyli jeszcze się nie rozleciała?
K.S.:
Yyy… Jeszcze nie, choć kilka razy byłem w serwisie. Na razie jeździ i złego słowa nie powiem. Pomimo sportowego designu, jest dość przestrzenna. Tylne fotele też się sprawdzają, tapicerka jest wygodna (śmiech). Dlatego nowy wóz będzie mi potrzebny tylko na wszelki wypadek.

CKM: Czym jeździ kapela jako całość?
K.S.:
No cóż, mamy 12–letniego „Fiuta Dupato”. Już pierwszego dnia, kiedy go kupiliśmy, zepsułem klimatyzację. I do dziś nie działa. Czytelniku, jeśli masz pieniądze, to przelej nam coś na konto numer...

CKM: Teraz rozumiem, dlaczego, mimo sukcesu Nocnego Kochanka, jeszcze nie rzuciłeś dotychczasowej „zwykłej” pracy.
K.S.:
W szkole mam bardzo fajna ekipę. Pracuje tam od pięciu lat i jakoś szkoda mi zrezygnować!



CKM: W gimnazjum, w którym na co dzień uczysz języka angielskiego, wiedzą o twoim graniu?
K.S.:
Oczywiście. Raz brałem udział w szkolnym przedstawieniu i nawet kazali mi śpiewać. Wiec przywdziałem metalowe ciuchy, a wtedy jedna z moich uczennic powiedziała mi: „Ale pan wygląda. Jakbym była starsza, to bym się za pana brała” (śmiech). Poważnie!

CKM: Mów dalej...
K.S.:
W szkole zdarza się mnóstwo ciekawych sytuacji. Uczennice pytają, czy mam dzieci, żonę. Niektóre maja po 17, a nawet 18 lat, bo kiblują, ale na szczęście nie zdarza się to często. W sumie to ich zainteresowanie jest miłe, ale z drugiej strony, patrząc na różnice wieku, to chyba powinienem się trochę obawiać.

CKM: Czy twoje uczennice przychodzą na koncerty Nocnego Kochanka?
K.S.:
Uczennice – nie wiem, ale ostatnio w warszawskiej Proximie wypatrzyłem dwie koleżanki matematyczki, pod samą sceną.

CKM: Rzucały stanikami w twoją stronę?
K.S.:
Nie poznałem na tyle koleżanek z pracy, żeby rozpoznać, czy to były ich staniki (śmiech).

CKM: A dyrekcja?
K.S.:
Dyrekcji na koncercie nie widziałem, ale jest naprawdę tolerancyjna i przychylna. Już podczas rozmowy kwalifikacyjnej powiedziałem, ze gram w zespole i często wyjeżdżam na koncerty – i nie był to dla nich żaden problem.

CKM: To jest właściwy moment, żeby zadać jedno pytanie całkowicie na serio. Jako nauczyciel z gimnazjum, co myślisz o reformie edukacji w Polsce?
K.S.:
Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć. Pamiętam czasy, kiedy wprowadzano gimnazja, i każdy się zastanawiał, czy to ma sens. Kiedy sam zaczynałem pracę w gimnazjum, to myślałem, że to największe siedlisko szatana i zastanawiałem się, kto o zdrowych zmysłach wpadł na pomysł, by dzieci z klasy 7., 8. podstawówki i 1. liceum wrzucić do jednego worka – przecież to najgorszy wiek. Ale z biegiem lat zauważyłem, że jestem w stanie dogadać się z tymi ludźmi. Nie są źli. Wystarczy sobie wypracować metodę współpracy. Ale ogólnie likwidacja gimnazjów to ciężki temat..... Heavy metal, jak sama nazwa wskazuje, też jest ciężki. Z wyjątkiem Nocnego Kochanka.

CKM: Czy dobrze robić jaja w muzyce?
K.S.:
Czy ogólnie w muzyce – nie wiem, ale w heavy metalu na pewno dobrze. Sam jestem fanem ciężkiego grania i uważam, że w Polsce zdecydowanie brakowało Nocnego Kochanka. Metal jest pompatyczny, napuszony i potrzebował oddechu. Muzyka ma przede wszystkim dawać radość. Kiedy przychodzisz na koncert metalowy i słyszysz, że kolejny zespół śpiewa o diabłach i innych szatanach, to w końcu zaczyna to powszednieć i trochę się przejadać. Wyszliśmy naprzeciw oczekiwaniom fanów.

CKM: A zaczęło się od kultowych kreskówek o Kapitanie Bombie…
K.S.:
Jakkolwiek gejowsko by to nie zabrzmiało – od Kapitana Bomby zaczęła się nasza przygoda z Nocnym Kochankiem. Twórca tej kultowej kreskówki, Bartek Walaszek...

CKM: ...dodajmy, że to też brat Fagot ze znanej kapeli Bracia Figo Fagot...
K.S.:
...zgadza się. A wiec Bartek kilkukrotnie wykorzystywał naszą muzykę w kreskówkach, gdy jeszcze graliśmy jako Night Mistress – i to była dla nas świetna promocja. Kiedyś potrzebował całego kawałka do filmu „Zemsta Faraona” i ta współpraca zaowocowała „Minerałem Fiutta”. Chwile potem ludzie na koncertach Night Mistress zaczęli domagać się tego utworu. Krzyczeli: „Dajcie nam fiuta” (śmiech) i nie było opcji, żeby pominąć ten kawałek. Tym bardziej, że wtedy supportowaliśmy właśnie Braci Figo Fagot. Myśląc o Kapitanie Bombie, zawsze kreci mi się łezka w oku.

CKM: Wasze teksty są dla jaj, ale muzykę gracie na serio i, nie tylko moim zdaniem, bardzo dobrze. Gdzie uczyłeś się śpiewu?
K.S.:
Byłem kilka razy w życiu na lekcjach wokalu u różnych nauczycieli. Z każdej lekcji coś wyniosłem: zegarek, kolczyki (śmiech)... Ale żaden nauczyciel nie uczył mnie śpiewu metalowego. Wiec po prostu starałem się imitować głosy swoich ulubionych wokalistów, takich jak Bruce Dickinson z Iron Maiden czy Rob Halford z Judas Priest, a w początkach nawet Roman Kostrzewski z KAT–a. Próbowałem, aż w końcu to zaczęło się klarować i brzmieć poprawnie.

CKM: W ogóle słuchasz kogoś spoza metalu?
K.S.:
Menadżera (śmiech). Kiedyś nie dopuszczałem do swoich uszu niczego, co nie było heavy metalem. Z wiekiem chyba dojrzałem. Lubie czasem uciec od ciężkiego grania i zasłuchać się w nastrojowych i smętnych kawałkach Adele czy tez pośpiewać sobie razem z Bryanem Adamsem.

CKM: Jakaś kapela z Polski?
K.S.:
Kiedyś, jako prawilny metalowiec, wymieniłbym na pewno Turbo, KAT i TSA. Ale z nowszych? Nie wiem…

CKM: Niektóre zespoły metalowe rozwalają gitary na scenie, inne niszczą Biblię, a co wy psujecie podczas koncertów?
K.S.:
My od 15 lat psujemy sobie wątroby. Nasz manager czuwa nad nami i ostatnio coś wspominał o podpisaniu z nami umowy w związku ze spożyciem. Niestety, mówię to teraz całkiem serio! Chyba nam zazdrości, że po alkoholu nie jest już tak pobudzony jak my śmiech).

CKM: To à propos pobudzenia. Macie swoje groupies?
K.S.:
Backstage to dość pojemne miejsce. Miejsca starczy dla wszystkich (śmiech)! Najgorsze jest to, że musimy często stawiać czoła chłopom. Kiedyś na przykład zdarzyła się taka sytuacja po koncercie w Częstochowie, że gość podszedł sobie zrobić ze mną zdjęcie – a przy okazji powiedział, że gdybym nie był hetero, to on powiedziałby, że mnie kocha. Nie wiedziałem, jak się zachować. Chyba powinienem mu podziękować?

CKM: Bezapelacyjnie. Każdy fan jest na wagę złota...
K.S.:
Mamy tez fanów, którzy jeżdżą za nami po całym kraju. To dla nich żaden problem, żeby w jeden weekend wybrać się do Wrocławia, a w następny – do Gdańska. Trochę się ich boimy... (śmiech) Pozdrawiam w tym miejscu łódzki fanklub „Hewi Metal Fany”.

CKM: Zdarza się wam imprezować z fanami?
K.S.:
Pewnie! Na przykład w zeszłym roku podczas koncertu w Gdańsku zaprosiliśmy ludzi na imprezę na plaży. Bawiliśmy się tam do białego rana, a ja jakoś o wschodzie słońca złamałem sobie rękę. Tyle że nie zdawałem sobie z tego sprawy i następnego dnia zagrałem kolejny koncert. Dopiero po tygodniu uznałem, ze trzeba wybrać się do szpitala...

CKM: Wspaniałe jest życie hewimetalowca!
K.S.:
Ale też nie popadajmy w skrajność. To nie jest tak, ze na okrągło chlejemy podczas koncertów. Trzeba znać umiar ze względu na szacunek dla fanów. Wiec oczywiście nie stronimy od alkoholu, ale staramy się utrzymać jego poziom we krwi na stałym poziomie. Żeby ani nie spadał, ani nie szedł za bardzo w górę...

Wywiad ukazał się w CKM nr 4 kwiecień 2017

04_ckm_2017-617.jpg

Kup CKM przez internet: czy zamówisz jeden numer czy prenemuretę – wysyłka gratis (i dodatkowe prezenty też gratis)! Kliknij tutaj.



Dodał(a): CKM Piątek 30.03.2018