Demon przy mikrofonie

Tede? Nie taki diabeł straszny, jak o nim rapują, czyli najsłynniejszy MC naszego kraju nad Wisłą opowiada o Szatanie, Nergalu, Katyniu i fascynacji Radiem Maryja

Tede

CKM.PL: Na nowej płycie „Mefistotedes” wcielasz się w rolę upadłego anioła, diabła... Można spodziewać się tego, że niedługo nagrasz duet z Behemothem, a może z ambony wyklnie cię ojciec Natanek?
Tede: Oczywiście nie przekazuję żadnych treści satanistycznych – nie wierzę w Boga, a więc z automatu nie wierzę też w Szatana. Taka zabawa konwencją... A z Nergalem raczej nie nagram kawałka, bo choć wsłuchiwałem się uważnie, to ni ch**a nie kumam, co on śpiewa. Nie rozumiem libretta jego piosenek. A jeśli chodzi o przeklinanie przez duchownych to bardziej liczyłem, że wspomni o mnie inny ojciec – ten z Torunia. To byłaby większa nobilitacja.

CKM.PL:  Czy w tym układzie masz zamiar urozmaicić swoje życie erotyczne, np. uprawiać seks z mrocznymi wyznawczyniami Szatana na kościelnym ołtarzu?

Tede: Nie, takich fantazji raczje nie mam. Tak więc, jak widzisz, bez rewelacji.

01_Tede_by_Tomek_Zak_mini.jpgCKM.PL: A jaki największy upadek imprezowy zaliczyłeś? Zdarzyło ci się przybaunsować tak, że np. obudziłeś się z majtkami naciągniętymi na głowę?
Tede:
Aż tak źle i harkorowo nigdy nie było. Ba! Nigdy nie zaległem nawet „na Polaka” – pijany w rowie. Ale kiedyś zdarzyło mi się wziąć kąpiel o piątej nad ranem, po powrocie z imprezy. Byłem tak nawalony, że urwał mi się film i ocknąłem się dopiero o dwunastej z ciałem pomarszczonym jak Benjamin Button na początku filmu. Co lepsze, postanowiłem wówczas posmarować się kremem. Za minutę skóra zaczęła piec tak, że z bólu wyłem do księżyca, choć było południe.

CKM.PL: A największy życiowy upadek seksualny?

Tede:
Chodzi ci o to, czy kiedykolwiek nie dałem w łóżku rady, coś mi tam nie stanęło? A więc oficjalnie: nie, nigdy nie przytrafiła mi się taka sytuacja.

CKM.PL: Chodziło mi raczej o obudzenie się po imprezie z jakimś straszliwym pasztetem u boku...

Tede: Nie, z jakimś takim strasznym, straszliwym to nie. Ale owszem, zdarzało się po pijaku zaciągnąć do łóżka dziewczynę, której uroda nad ranem, w dziennym świetle i na trzeźwo okazywała się... bardzo dyskusyjna. Facet wpada wówczas w panikę i delikatnie sugeruje, żeby opuściła jego chatę. Najgorzej, jeśli taka laska pyta wówczas: „Może odwieziesz mnie do domu”. No i panika: „Wiesz, bardzo chętnie, ten tego, ale mam zepsuty samochód, sorry”. No to ona, że możesz ją przecież po prostu odprowadzić na autobus. I kolejna fala paniki – wiesz, że nie możesz tego zrobić, bo jeszcze kumple z osiedla zobaczą...

CKM.PL: Na „Mefistotedesie” rapujesz o najprawdziwszych z Polaków – myślących o Smoleńsku, Katyniu, Grunwaldzie i Radiu Maryja. Na co dzień masz okazję widywać takich rodaków?
Tede: Stary podczas pisania materiału na nową płytę samochód praktycznie odstawiłem na kołki i przez wiele miesięcy poruszałem się wyłącznie komunikacją miejską. Obserwowałem i podsłuchiwałem różnych Polaków. Zresztą zaznaczmy, że nawet w samochodzie słucham wyłącznie Radia Maryja!

CKM.PL:  A więc powoli stajesz się moherowym beretem... Do tego odbywasz podróże w celu odnalezienia samego siebie. To starość?
Tede: Rzeczywiście odbyłem samotną podróż, chciałem posłuchać własnych myśli, pobyć sam ze sobą. Ale nie były to jakieś Indie albo Nepal, lecz tylko Hiszpania. Wiesz, ostatnio po raz pierwszy od wielu lat posłuchałem płyty „Sport”. I dopiero to uświadomiło mi naprawdę, jak innym człowiekiem jestem, niż Jacek Graniecki z 2001 r. Z jednej strony zauważyłem to, jaki zaliczyłem progres w technice rapowania. Lecz z drugiej – choć wewnątrz mnie wciąż jest sporo 19-latka – przekonałem się, o ile mąrzej dziś patrzę na życie. I to nie starość, lecz jakaś tam dojrzałość. A to zajebista sprawa!



Dodał(a): Alex DeLarge Czwartek 10.05.2012