Synowie "El Chapo" pilnują kwarantanny
Powiedzenie „ale Meksyk” nie wzięło się znikąd. Przykład: synowie „El Chapo” nałożyli na mieszkańców Culiacan godzinę policyjną. Choć w tym przypadku stosowniejsza byłaby nazwa „godzina kartelowa”.
Dolina Culiacán, Sinaloa, Meksyk
Działanie „Los Chaptios” zostało nagłośnione przez brytyjski dziennik „Daily Mail”. Ivan Archivaldo i Jesus Alfredo, synowie Joaquina Guzmana znanego jako „El Chapo”, postanowili rozprawić się z epidemią koronawirusa najlepiej jak potrafią – przemocą. W leżącym na zachodzie Meksyku mieście Culiacán narzucili mieszkańcom swoje zasady i twardo pilnują ich przestrzegania.
CZYTAJ TAKŻE: BRAZYLIJSKIE GANGI PILNUJĄ KWARANTANNY
Zasady są bardzo proste: po godzinie 22:00 nikt nie ma prawa wychodzić z domu. Jedynym wyjątkiem są osoby powracające z pracy. Co czeka na tych, którzy nie dostosują się do wprowadzonego zakazu? Areszt, tortury i grzywny. Wszystko koordynowane i organizowane przez narkotykową mafię. Swoim patrolem pochwalili się na TikToku, czyli nowym kanale społecznościowym polskiego prezydenta.
CORONAVIRUS 🔴
— Gerardo LLanes (@Gerard0LLanes) April 19, 2020
Lo que no hace el gobierno de la #4taTransformacion lo hacen los Chapitos por lo menos en Culiacán. Imponer ellos el famoso “toque de queda”😰 pic.twitter.com/groeqqPCWZ
Na przechwyconych nagraniach widać, jak mężczyźni patrolujący ulice grożą ludziom niestosującym się do ich poleceń. „To nie zabawa”, „Będziemy cię torturować”, „Po 22 masz być w domu” raczej nie brzmią jak przyjacielskie porady. Jakkolwiek ich motywacja nie byłaby szlachetna.
Okazuje się, że nie tylko synowie El Chapo stawiają czoła koronawirusowi. Agencja Reutera donosi, że córka narkotykowego bosa – Alejandrina, która na co dzień zarządza firmą El Chapo 701 sprzedającą m.in. piwo z wizerunkiem słynnego ojca, udziela się charytatywnie. Kobieta wraz z obstawą dystrybuowała olej, ryż oraz środki czystości w najbiedniejszych dzielnicach Guadalajary, drugiego największego miasta Meksyku.
Bilans koronawirusa w ojczyźnie tequili to 26 tys. zakażonych i 2,5 ofiar śmiertelnych. Jedna z mieszkanek stanu Tamaulipas położonego nad Zatoką Meksykańską przyznała w rozmowie z Fox News, że jej rodacy nie są szczególnie ostrożni, jeśli chodzi o epidemię. Kobieta wyjaśniła, iż życie w ciągłym zagrożeniu ze strony narkotykowych karteli sprawiło, że ludzie nie wierzą, że koronawirus może być realnym zagrożeniem.
– Od ponad dziesięciu lat żyjemy w „kwarantannie”. Jeśli nie zabiły nas mafijne porachunki, to wirus też tego nie zrobi – skwitowała.