Rozsławił restaurację obrażając klientów. Poleciały 'wieśniary' i 'łajzy'
W jednej z restauracji na wrocławskich Bielanach niewątpliwie nie obowiązuje zasada 'nasz klient, nasz pan'. Wręcz przeciwnie – osoby korzystające z usług lokalu, po wyrażeniu negatywnej opinii na temat obsługi i jedzenia, są obrażane przez właściciela. Choć wydaje się, że to powinno zadziałać na niekorzyść lokalu, w rzeczywistości przynosi mu to coraz większy rozgłos.
Klientka wystawiła ocenę 2/5 restauracji ze względu na "cenę nieadekwatną do jakości". Dodała później, że wypiła piwko i zamówiła jedzenie z McDonalda i wyszło jej to zdecydowanie na lepsze. Właściciel restauracji odpowiedział, że "mc donald i tani browar, to są twoje klimaty..." (pisownia oryginalna). Dodał także, że kelnerzy od początku wiedzieli, że mają do czynienia z "wieśniarą". Gdy tylko screeny tej wypowiedzi pojawiły się na niektórych grupach na Facebooku, ludzie szybko zaczęli wyszukiwać informacje na temat lokalu. Okazuje się, że już od kilku lat właściciel Marek Szczerba znany jest z ciętego języka.
Mężczyzna zdążył już pokazać się jako człowiek, który nie bawi się w używanie eufemizmów w stosunku do swoich klientów. W 2019 r. redakcja serwisu PRoto postanowiła skontaktować się ze Szczerbą, by dowiedzieć się, dlaczego tak się komunikuje z osobami przychodzącymi do jego lokalu: "Ludzie najbardziej oceniają ceny - to ich najbardziej boli. Każdy, kto przychodzi do restauracji, bierze do ręki kartę i zamawia z niej dania, więc dla mnie opiniowanie mnie negatywnie po wyjściu z lokalu jest beznadziejne, tragiczne. Ludzie roszczą sobie prawo do krytykowania mnie za moje ceny, choć wcześniej zamówienie im pasowało. Podobnie, jeżeli ktoś mówi, że jedzenie nie było najlepsze, choć wcześniej zjadł wszystko. To jest znowu oszustwem, bo wylizał talerz, a potem mówi, że jedzenie nie było najlepsze. Ale ja oczywiście nie daję gwarancji smaku, bo każdy ma inne preferencje, jednemu coś może smakować, a drugiemu nie. Daję gwarancję czystości, jakości i uczciwości" – mówił.
Chodź wypowiedź balansuje na granicy narcyzmu, to właściciel twardo trzyma się swojego zdania. Do tego stopnia, że gdy tylko zostanie skrytykowany, natychmiast odpowiada ze zdwojoną siłą. Szczerba twierdzi, że to uzasadnione i na łamach serwisu PRoto podał następujący przykład: "Proszę mi wierzyć, że przez te dziesięć lat dostałem kilkadziesiąt SMS-ów z podziękowaniami, dwa telefony z podziękowaniami, ale tylko jedną skargę od mężczyzny, który urządził sobie biuro w naszej restauracji i przez kilka godzin przyjmował w niej klientów, a zamówił tylko herbatę. Za 12 zł urządził sobie u nas biuro, rozłożył się z komputerami i przyjmował ludzi. Kiedy kelner zwrócił mu uwagę, zadzwonił do mnie i obrażał mnie za to, że dopuszczam do takich sytuacji, że u mnie jest takie chamstwo w restauracji. A więc cham skończony zarzuca mi chamstwo".
Szczerba uważa, że na chamstwo należy odpowiadać chamstwem i to jest idealne rozwiązanie. Zasada "Oko za oko, ząb za ząb" ma mu służyć już od kilku lat: "Moje chamstwo jest reakcją na chamstwo innych. Uważam, że każdy ma prawo do komentarza, ja sam komentuję, ale wydaję opinie albo bardzo negatywne, albo bardzo pozytywne" – stwierdził. To jednak nie wszystko. Mężczyzna ma problem z niezweryfikowanymi kontami w sieci, z których użytkownicy wypowiadają się na temat jego restauracji: "Powinienem olać te opinie i napisać, że przepraszamy. Ale nikt nie powinien mieć prawa do oceny, jeśli nie ma zweryfikowanego konta i adresu. Żyjemy w tragicznym świecie, gdzie można kogoś bezpodstawnie zniszczyć. Mam 56 lat i chcę wiedzieć, kto dokładnie mnie szkaluje" – dodał.
Podczas pandemii jeden z użytkowników wystawił negatywną opinię lokalowi: "Brak ogródka, jedzenie tylko na wynos. Choć krytyka rzeczywiście jest w tym wypadku nieuzasadniona, to sprawę dokładnie "wyjaśnił" Szczerba, odpowiadając na komentarz. Poszło m.in. o zalecenia rządu i szczepienie. Właściciel dodał także, że do lokalu mają wstęp tylko ludzie z klasą (czyli nie osoba wystawiająca opinię).
Może Szczerba skorzysta z pięciu minut sławy i stworzy nowy serial. Zamiast jeździć po restauracjach, by je "odbudowywać", będzie jeździł i niszczył samopoczucie klientom. Coś jak odwrócone Hell’s Kitchen.