Rozmowa rozrywkowa
CKM: Kiedy ostatnio miałeś robiony manicure, pedicure albo nakładałeś sobie maseczkę z alg?
Pezet: Hm... Manicure robi mi czasem moja dziewczyna. Ale to
chyba jedyny zabieg upiększający, z jakim mam do czynienia. W sumie nie jestem
metroseksualny. Na przykład nie depiluję się.
CKM: Na pewno?
P.: No dobra. Golę sobie jaja. To też się liczy?
CKM: Żałuję, że dopytywałem. Zmieńmy wątek. Lubisz wąchać używaną damską bieliznę?
P.: O, strasznie kręci mnie damska bielizna. Pewnie jestem
trochę fetyszystą. Ale to chyba dotyczy większości facetów. Założenie na głowę
jakichś fajnych używanych stringów? Mógłbym się skusić.
CKM: Potrafisz się podniecić, jeśli dziewczyna nie przeklina w łóżku?
P.: Bez tego też da radę, chociaż o wiele lepiej jest, gdy
bluźni. To taka moja mała słabość. W drugą stronę to też działa.
CKM: Na mieście mówią, że w grę wchodzi też pissing...
P.: Hmm... Chyba faktycznie mnie to kręci. Ale to zapewne
bardziej dodatkowa zajawka niż dewiacja. Owszem, wchodzi w grę. W ramach zdrowego rozsądku, oczywiście. Nie
oznacza to, że chciałbym mieć cokolwiek wspólnego z Beatą Kozidrak albo Arturem
Gadowskim, którzy śpiewali o złotym deszczu. Olewam ich! No i zaznaczmy jasno —
to ja sikam, sikanie na mnie nie wydaje mi się sexy. Chociaż znam jedną dupę,
która mogłaby to zmienić (śmiech).
CKM: A czy podnieca cię twórczość duetu Verba? Wolałbyś nagrać coś z nimi czy ze swoim odwiecznym wrogiem Tedem?
P.: No, sprawa jest oczywista — niezależnie od moich
osobistych nieporozumień z Tedem — jest on raperem. Natomiast kolesie z Verby,
przez media usilnie wrzucani do szufladki „hip hop”, to gatunkowa żenada. Żadna
z dwóch wymienionych twórczości mnie nie podnieca, ale jeśli miałbym wystąpić z
typkami z Verby, pewnie dałbym im po pyskach.
CKM: Myślę, że zazdrościsz im po prostu niepowtarzalnej klasy i fajnych garniturów.
P.: Kurde. Rozgryzłeś mnie. Rzeczywiście, nikt tak jak oni
nie nosi gajerów za kilkadziesiąt złotych. A ja co? Jakieś tam Lacoste, Henri
Lloyd, Burberry czy Prada. I jeszcze kilka innych firm, na które mnie nie stać
(śmiech). A poważnie — źle czułbym się w takich garniturach.
CKM: Występowałeś kiedyś przed 50 Centem. Znając jego używkowe upodobania, pewnie razem daliście sobie w nos?
P.: No tak! Walnąłem z nim dwie krechy koksu, ale potem on
się wysypał. Powiedział: „Pezet, polska koka mnie przerasta” (śmiech). Serio —
nie ćpaliśmy razem. Ale tylko dlatego, że jakiś czas temu dałem sobie z tym
spokój. Każdy ma swoje granice. Ja swoje przekroczyłem i odpuściłem sobie.
CKM: No to może zamiast narkotyków zaczniesz brać jakieś sterydy? Pomyśl, jak zmężniałbyś po takich „koksach”.
P.: E, kariera strong mana mnie nie kręci. I te strzykawy
trzeba sobie wbijać. Nie, to nie dla mnie. Płacić za zrobienie z siebie
mutanta?
CKM: Skoro o płaceniu mowa, czy w trasach koncertowych, oprócz groupies, były jakieś tirówki?
P.: Nie korzystałem z takich pań i nie mam zamiaru. Ale
oczywiście znam wielu raperów, którzy to robili.
CKM: A bardziej luksusowe prostytutki?
P.: Powiedzmy tak —
nie pamiętam. Wiesz, kiedyś dużo było używek (śmiech).
CKM: Jesteś seksoholikiem?
P.: Nie. Chyba nie. Chociaż nie wiem. Różnie to bywa...
CKM: A więc mały test — podczas tej rozmowy ile razy pomyślałeś „cholera, siedzę tu i marnuję czas, zamiast uprawiać seks z dziewczyną”?
P.: Daj mi chwilę (liczy). No, na bank ponad dwadzieścia
razy, czyli średnio myślałem o pieprzeniu co jakieś dwie minuty. To dużo?
CKM: Daj mi chwilę, przeliczę, ile razy pomyślałem tak samo.
PIERWSZA LIGA
Mieszkaniec warszawskiego Ursynowa notowany przez urzędy jako Paweł Kapliński. Urodził się w 1980 roku. Zadebiutował w roku 1999 na płycie składu Płomień 81, tworzonego z Onarem. Występował także razem z Grammatikiem, Redem, O.S.T.R.–ym, Ajronem czy swoim bratem Małolatem. Najgłośniejszymi płytami Pezeta były „Muzyka Klasyczna” (2002) i „Muzyka Poważna” (2004), nagrane wspólnie z Noonem. Był także prowadzącym program „Rap Fura” emitowany przez telewizję VIVA. W tym roku wydał kolejny mocny album „Muzyka rozrywkowa”, którego seksualne rozpasanie wywołało rumieniec zawstydzenia na twarzach wszystkich słuchaczy, nawet tych bardziej wyzwolonych.