„Rosjanie nie musieli kupować mundialu. Oni mieli inne narzędzia wpływu"

O przyjaźni szefa FIFA i Władimira Putina, o tym, po co Rosji był mundial i o tym, dlaczego herszt rosyjskich kiboli wyjeżdża za granicę na mundial - rozmawiamy z Radkiem Leniarskim i Romanem Imielskim, autorami najnowszej książki „Najważniejszy mecz Kremla”.
kreml.jpg

CKM: Czego kibice piłkarscy dowiedzą się z tej książki o mundialu w Rosji?
Roman Imielski, Radosław Leniarski:
Mamy nadzieje, że kibicom piłkarskim przekazaliśmy trochę naszej prawdy o kraju, który organizuje dla nich najfajniejszą imprezę świata. Jacek Hugo-Bader napisał, że po lekturze nie będzie ani jednego „pożytecznego idioty”, na których tak bardzo liczył Władimir Putin. To trochę nasz cel, rzeczywiście. Nie będzie takich, którzy pójdą w świat bezkrytycznie sławiąc ten piękny kraj.

CKM: Dlaczego?
R.I., R.L.: Bo w Rosji jest wspaniała przyroda, wiele zabytków architektury, nawet takich, które zapierają dech, i jest mnóstwo wspaniałych ludzi, ale to nie jest cudowna kraina. Dlatego dowiedzą się, dlaczego „kucharz” Putina Jewgienij Prigożyn przerzucił się z kręcenia musztardy w proszku na produkcję trolli. Dlaczego wysłał do redakcji opozycyjnej „Nowej Gaziety" „Maszę Hari". Dowiedzą się, co to są szansony i dlaczego ich zakazano w Samarze, poznają łagiernego szansonistę Żdamirowa. Ale także dowiedzą się, jaka wódka jest najlepsza na świecie. Naprawdę. Nie „Stolicznaja", nie słynna „Bieługa". Jest lepsza i my jej próbowaliśmy. Bo od razu wiedzieliśmy, że będzie to książka trochę śmieszna, trochę straszna i trochę smutna.

CKM: Po co Rosji był mundial?
R.I., R.L.:
Przede wszystkim to lekarstwo na użytek wewnętrzny. Rosjanie poczują się lepiej, kiedy wszyscy do nich zjadą, takie będą mieli poczucie. Państwowe telewizje, państwowa prasa, sojusznicy Putina nie pozwolą pomyśleć inaczej o mundialu jak tylko o wielkim sukcesie, jak o pokazie siły i sprawności państwa.

CKM: I rzeczywiście będzie to prawda?
R.I., R.L.: Po części. Mundial z pewnością zakończy się sukcesem. Tylko że na takich imprezach państwa-organizatorzy rzadko mają szansę się wykazać. Ogrom wysiłku związanego z meczami, ze sportem, spoczywa na FIFA, najbogatszej sportowej organizacji z wieloletnim doświadczeniem w organizacji takich turniejów. Stadiony i bezpośrednia okolica są jakby wyjęte z lokalnej jurysdykcji. Natomiast to, czy kibice wyjadą z przekonaniem o wspaniałej gościnie, to już inna sprawa. Gros przyjeżdża na jeden mecz, czyli na dwa, góra trzy dni i raczej bawi się z innymi kibicami. Nie zagląda w zakamarki.

Czego możemy dowiedzieć się o Rosji przez pryzmat organizacji mundialu?
R.I., R.L.:
Niewiele oprócz tego, że nie sama reprezentacja jest źródłem narodowej dumy, bo ona jest raczej źródłem poczucia obciachu, jak nasza reprezentacja w latach 90. Mundial ma dać Rosjanom przekonanie o powszechnej akceptacji ich ojczyzny jako mocarstwa, które stać na organizowanie największych imprez sportowych dla całego świata.

CKM: Stąd najpierw igrzyska olimpijskie w Soczi 2014, a teraz mundial.
R.I., R.L.: Tak, choć tak naprawdę zaczęło się od mistrzostw świata w lekkoatletyce w Moskwie w 2013 roku. Potem dopiero były igrzyska w Soczi, teraz mundial. Za każdym razem skala trudności rosła. Niestety, musimy tutaj dodać, że na mistrzostwach świata w lekkoatletyce rosyjscy sportowcy koksowali się na potęgę za przyzwoleniem władz, a to co działo się na igrzyskach w Soczi... W słowniku nie ma takich słów, którymi kulturalny człowiek mógłby właściwie opisać zakłamanie Rosjan odpowiedzialnych za zimowe igrzyska. O tym też piszemy. Mamy nadzieję, że za rok, dwa lata nie wybuchnie podobna afera, tylko że związana z mundialem. Możliwości oszustw jest mniej, to fakt, ale tych, którzy twierdzą, że to niemożliwe, bo mundialem zajmuje się FIFA, ostrzegamy, że moglibyśmy podobnie pomyśleć przed Soczi.

Mundial_rozk_plaska.jpg

CKM: Piszecie, że Rosja przeżywa w tej chwili jeden z najczarniejszych momentów w historii od czasu zakończenia zimnej wojny. W takim razie skąd pomysł na organizację mundialu?
R.I., R.L.: Pomysł ma znacznie dłuższą historię niż najczarniejszy moment od zakończenia zimnej wojny. Przypomnijmy, że w roku 2010, kiedy decydowało się, że Rosja będzie organizatorem mundialu, cena baryłki ropy rosła w postępie geometrycznym, aby w dwóch następnych latach osiągnąć rekordy. Podobnie było z gazem. No i prezydentem był wtedy Dmitrij Miedwiediew, to była taka krótka przerwa na panowanie absolutne Władimira Putina. I wielu w świecie wtedy myślało, że w Rosji idzie odwilż, że Miedwiediew to taki fajny gość, zupełnie inny niż ten Mr Strongman.

CKM: To zdecydowało o przyznaniu Rosji mundialu?
R.I., R.L.: Nie do końca. Były wszechmocny szef FIFA Sepp Blatter jest kumplem Putina przynajmniej od początku zeszłej dekady, kiedy to Blatter miał w Sztokholmie wykład dla przywódców świata. Nie każdego Putin zaprasza do Nowo-Ogariewa, gdzie ma swój prezydencki dworek, a Blattera zapraszał. Przypomnijmy, czym zajmował się Putin jako agent KGB pracujący w Niemczech – pozyskiwaniem ludzi.

Dlatego Rosjanie nie musieli kupować mundialu. Oni mieli inne narzędzia wpływu. Blatter z rozrzewnieniem wspomina swoje wizyty w Związku Radzieckim jeszcze z lat 80. On po prostu lubi Rosję i ma tam wielu znajomych od dekad. I, jak przyznał po latach, decyzja o przyznaniu Rosji mistrzostw świata zapadła jeszcze przed oficjalnym głosowaniem Komitetu Wykonawczego FIFA w grudniu 2010 roku. Co już samo w sobie jest skandaliczne.

Czym w takim razie jest futbol dla samych Rosjan? Jak oni odnoszą się do mundialu?
R.I., R.L.:
Hokej jest numerem jeden, Rosjanie w tym roku znów zostali mistrzami olimpijskimi, w kraju była ogromna euforia. Doping kibiców na hokeju jest cudowny – nikt tam nie krzyknie „Strzelcie kurwom gola”. Przychodzą całe rodziny i wspierają własną drużynę, pozytywnie. Hokejowi kibice mieszają się na trybunach i nie rozumieją zachowań na stadionach piłkarskich, gardzą nimi. No i jest to prawdziwie widowisko – wiadomo, świetni zawodnicy, ale i oprawa, której nie powstydziłaby się NHL. Byliśmy w grudniu zeszłego roku na meczu Ak Bars Kazań - Lokomotiw Jarosław i naprawdę byliśmy pod wielkim wrażeniem. No i chyba przynieśliśmy szczęście Ak Bars, bo potem niespodziewanie wygrali Kontynentalną Ligę Hokejową (śmiech).

CKM: A co z piłkarską reprezentacją?

R.I., R.L.: Za to piłkarska Sborna jest źródłem niekończących się dowcipów. Przed mundialem domagano się zwolnienia selekcjonera Stanisława Czerczesowa, tego samego, który doprowadził Legię do tytułu mistrza Polski. Część Rosjan bardzo obawia się, aby drużyna nie zrobiła im obciachu, części jest już nawet to obojętne, ale oficjalnie „Wszyscy jesteśmy jedna kamanda". Nie zaśpiewamy, ale DJ Smash, Polina Gagarina i Jegor Krid cudownymi głosami śpiewają mniej więcej tak:

„Spasiba kamanda, my siemia i druzja – eta siła.
Niepakororjonnyje, niepabieżdiennyje.
Wsio w naszych rukach,
mnie udacza zwaniła".

Czyli: „Dziękuję, zespole, jesteśmy rodziną i przyjaciółmi – to siła. Wszystko w naszych rękach, szczęście do mnie dzwoniło". Ale to takie zaklinanie rzeczywistości, bo drużyna naprawdę jest słaba, choć może wyjdzie z grupy, bo ma za rywali Arabię Saudyjską, Egipt i Urugwaj.

CKM: Co powoduje tę słabość piłkarzy rosyjskich?
R.I., R.L.: Rosyjscy dziennikarze mówili nam, że jednym z powodów są gigantyczne zarobki tamtejszych gwiazd. Taki Aleksandr Kokorin dostaje w Zenicie Sankt Petersburg 3,5 miliona euro rocznie plus premie w myśl zasady „czy się stoi, czy się leży, 15 się należy". Po co ma jechać na Zachód rozwijać się, jak u siebie jest bogaczem i królem życia. Jak był kilka lat temu na wakacjach na Lazurowym Wybrzeżu i akurat miał urodziny, to postawił wszystkim w knajpie szampana po 500 euro za butelkę. Ma gest, bo ma z czego.

Jak mundial zmieni postrzeganie Rosji - zarówno przez obcokrajowców, jak i przez Rosjan?
R.I., R.L.:
Niewiele zmieni. Bo mundial to impreza sportowa. Kibice przyjadą na poszczególne mecze. Inni zajmą się mundialem, gdyby wydarzyła się jakaś afera – ktoś rzuciłby z trybun banana w czarnoskórego zawodnika, wybuchłaby bójki między kibolami. Ale tak nie będzie. Na trybunach nie będzie kiboli klubowych, o to zadbały odpowiednie organy bezpieczeństwa. Rozmawialiśmy z hersztem rosyjskich kiboli i on woli na czas mundialu wyjechać za granicę, by nie mieć kłopotów. Bo już ma potężne, choć jeszcze dwa lata temu był hołubiony przez władze na czele z Putinem.

Politycznie? Będzie bojkot głów państwa na otwarciu, ale po pierwszym gwizdku nikt tego nie będzie pamiętał, bo będzie się liczyć tylko to, kto wygrał, kto przegrał, i dlaczego sędzia podyktował karnego. Mundial to impreza o ciężarze właściwym większym niż pojedyncze gesty nawet najważniejszych polityków. Zawsze tak było.

Czy w całej tej historii – pełnej korupcji, przekrętów i innych nieczystych zagrań – jest coś pozytywnego? Coś was zaskoczyło podczas pisania tej książki?
R.I., R.L.:
Rzeczywiście obraz Rosji jest taki, jaki jest. Ale Rosjanie to naprawdę wspaniali ludzie, gościnni, uczynni. No, można poza tymi tajniakami, co nas zgarnęli z hotelu w Sarańsku, stolicy Republiki Mordowia (śmiech). Wiele miast rosyjskich na każdym zrobi wrażenie, bo są zadbane i piękne. My polecamy Kazań, stolicę Tatarstanu, tam zresztą biało-czerwoni zagrają z Kolumbią.

Pozytywny będzie sport. Mundial to najlepsza sportowa impreza pod słońcem. Spotkanie świata, którego centrum jest piłka. Nie da się tego zepsuć. No chyba że mundial będzie jakiś wyjątkowo nudny. Ale tego i sobie, i wszystkim w świecie nie życzymy.

KSIĄŻKA UKAZAŁA SIĘ NAKŁADEM WYDAWNICTWA AGORA 9 MAJA 2018


Dodał(a): Jakub Rusak/ fot. Paweł Kiszkiel, Maciej Zienkiewicz/ Agencja Gazeta, materiały prasowe Piątek 15.06.2018