Przeżył katastrofę lotniczą i drogową. Ginęli inni, on miał jedynie zadrapania

Śmiało rzec można, że ten człowiek dwukrotnie oszukał przeznaczenie. Erwin Tumiri igra sobie ze śmiercią, ponieważ najpierw w 2016 r. przeżył katastrofę lotniczą z piłkarzami brazylijskiego Chapecoense, w której zginęło 71 osób, a niedawno autobus, którego był pasażerem, spadł ze wzgórza. W tej sytuacji życie straciło 21 osób, ale Tumiri ponownie wyszedł z tego wyłącznie z kilkoma zadrapaniami.

28 listopada 2016 r. Erwin Tumiri wsiadł do samolotu tak, jak robił to codziennie. Pracował jako mechanik pokładowy. Na połacie Avro RJ–85 pojawili się piłkarze z zespołu brazylijskiej ekstraklasy – Chapecoense. Lecieli na finał turnieju Copa Sudamericana. Na pokładzie było 68 osób oraz dodatkowo ośmiu członków załogi. Lądowanie w Medellin jednak się wydłużyło ze względu na brak dostępnej przestrzeni, przez co kontroler ruchu nakazał pilotom krążyć wokół lotniska. W ostatniej chwili zgłosili awarię spowodowaną brakiem paliwa, ale zanim udało im się wylądować, silniki się wyłączyły i samolot uderzył w zbocze góry.

Katastrofę przeżyło tylko sześć osób. Tumiri był dokładnie przeszkolony, jak zachować się podczas takiej sytuacji: "Oparłem się o szybę, włożyłem torby między nogi i zaparłem o siedzenie" - mówił świeżo po całej sytuacji. Po tej katastrofie postanowił się przebranżowić, ale nadal chciał pozostać w branży lotniczej. Został więc pilotem, by w ten sposób pokonać swój strach i zapobiec podobnym sytuacjom w przyszłości.

Po ponad czterech latach Erwin Tumiri ponownie uczestniczył w katastrofie. Był pasażerem autobusu, nad którym kierowca stracił kontrolę podczas jazdy i spadł ze wzgórza. Podczas tego wypadku zginęło 21 osób, lecz Tumiri ponownie wyszedł z niego jedynie z kilkoma zadrapaniami. Wyczołgał się spod wraku o własnych siłach, a ze szpitala wyszedł po kilku godzinach, choć początkowo lekarze prognozowali, że spędzi tam minimum tydzień, by w pełni odzyskać zdrowie i siły.

Choć Erwina można określić mianem wyjątkowego szczęściarza. Gorzej za to z ludźmi, którzy uczestniczą z nim w podróżach. Zapewne niewielu śmiałków chciałoby gdziekolwiek z nim jechać po usłyszeniu takich historii. Tumiriemu pozostaje spróbować swoich sił na loterii. Był już jeden facet, który siedmiokrotnie uniknął śmierci, a w "nagrodę" udało mu się wygrać pokaźną sumę. Być może Tumiri zdecydował, że spróbuje pobić jego rekord.


Dodał(a): Konrad Klimkiewicz / instagram Czwartek 04.03.2021