Aligator Terminator

Marzysz o kowbojkach, które wszystkie dzieci w okolicy będą pokazywać palcami? W takim razie jedź na Florydę, ustrzel aligatora, obedrzyj go ze skóry i uszyj z niej sobie buty

krokodyl


W oddali widzę ciężkie, burzowe chmury. Horyzont raz po raz rozświetlają błyskawice. Kilkadziesiąt kilometrów stąd szaleje burza. Ale na pogrążonych w ciemnościach bagnach Florydy (USA) panuje niczym niezmącona złowroga cisza. Suniemy przed siebie w płaskodennej łodzi i oświetlamy pochodniami przybrzeżne szuwary. Bingo! Pomarańczowy płomień odbija się w charakterystycznych, paciorkowatych oczach olbrzymiego aligatora. Mike Fagan, nasz przewodnik i doświadczony łowca, szepce ochrypłym głosem: — Czas dorwać gada, panowie!

MASZYNY DO ZABIJANIA
Amerykańskie aligatory (alligator mississippiensis) mają zasłużone miejsce na samym szczycie łańcucha pokarmowego. Ewolucja zaprogramowała je do zabijania. A jeszcze trzydzieści lat temu groziło im wyginięcie... Programy ochronne doprowadziły do tego, że populacja tych przerażających gadów rozrosła się do milionów. Teraz często atakują ludzi i zwierzęta domowe. Od początku 2006 roku w szczękach aligatorów życie straciło czterech mieszkańców Florydy. — To przez tych przeklętych głupców, którzy je karmią — mówi ze złością Mike. — Aligatory tracą naturalny strach przed człowiekiem i zaczynają go atakować.

SPUDŁUJESZ, TO GO WNERWISZ
Zbliżamy się do aligatora. Gad nieruchomieje w świetle pochodni. Mike szepce mi do ucha: — Teraz spokojnie. Jeden gwałtowny ruch i da nura. Mój kumpel fotograf ma sporą wprawę w polowaniu przy użyciu harpuna. Powoli wstaje, bierze rozmach i rzuca. Trafił! Krokodyl nawet nie pisnął, ale lina przywiązana z jednej strony do harpuna, a z drugiej do czerwonej boi leżącej w łódce, rozwija się w ekspresowym tempie. Mike wręcza mi wielką strzelbę — ulubiony gadżet łowców aligatorów. W komorze jeden nabój .357 Magnum. Czuję się niepewnie. Mike wyczuwa moje obawy. — Musisz trafić dokładnie w kark. To jedyna niechroniona kością część jego łba. Spudłujesz, to zranisz go i wnerwisz jeszcze bardziej... Patrzę w oczy gada oddalonego kilka metrów i znowu ogarnia mnie fala paniki. Fakt, że poprzedniego wieczoru wlałem w siebie ocean wódki, nie pomaga. Biorę głęboki wdech, celuję i naciskam spust. Bum! Ocierając twarz z błota i krwi, widzę, że strzał był celny. Dzięki Bogu. — OK, chłopcze. Usztywniłeś go na dobre! — krzyczy Mike. Podpływamy łódką do aligatora. Mike wyjmuje duży myśliwski nóż i z rozmachem wbija w kark bestii. Chrup! Pęka przerwany rdzeń kręgowy. — To tak na wszelki wypadek — uśmiecha się Mike. — Żeby tu nie zgrywał chojraka. Słychać grzmot. Czujemy na plecach falę chłodnego wiatru. — Aligatory nie cierpią wiatru — tłumaczy Mike. — Wysusza ich wrażliwe oczy, więc kryją się po norach. To tyle na dziś, panowie. Czas na kufel zimnego piwa.

O KROK OD ŚMIERCI
Po paru głębszych Mike pokazuje swoje blizny. Ugryziony został tylko raz, ale mogło to skończyć się nawet śmiercią. — Skoczyłem na kark aligatora jak dżokej na konia. Ale on zręcznie odwrócił głowę i ciach! Wbił mi zęby w rękę i trzymał jak w imadle. Byłem pewien, że skurczybyk ją odgryzie! Szepnąłem mu do ucha: „Proszę... puść ją...”. I puścił. Innym razem — kontynuuje Mike — wściekły, zraniony aligator najpierw głęboko zanurkował, potem gwałtownie wynurzył się, waląc w dno łódki. A my hop, wprost w trzęsawisko... Słuchając tych opowieści i gryząc stek z mięsa aligatora, myślę sobie, że ten gość to legenda. Zamyślony ochlapuję sosem spodnie. Patrzę na nie i włosy stają mi dęba! Ciągle są utytłane brunatną krwią aligatora! A jesteśmy w familijnej restauracji.

ŚMIERDZĄCY DŻOB
Następnego ranka odwiedzamy dom Mike’a, pięknie położony nad brzegiem ogromnego jeziora. Czeka nas kolejny dzień zabaw z aligatorami — tym razem przy użyciu haka, liny i przynęty. Po tę ostatnią idziemy do stodoły. Już z daleka czuję potworny smród. Jakbyś wrzucił granat do krowiego wychodka. To pachnie przynęta — plastikowe worki wypełnione śmierdzącymi krowimi płucami. Wszędzie są muchy. Miliardy much. Doprowadzają mnie do szału. — Wszystko związane z polowaniem na aligatory śmierdzi — uśmiecha się Mike. — Taki to śmierdzący dżob. Mięso tutaj i tak jest dość świeże. Powąchajcie towar w drugiej stodole! Wrzucamy je do dużej misy, zostawiamy na słońcu i zabieramy, jak jest zielone — czyli w sam raz. Im bardziej zgniłe, tym więcej aligatorów je pokocha. A krowich płuc używamy, bo unoszą się na wodzie i wywabiają gady na powierzchnię.

ZABIJA PO ŚMIERCI
Prosto z farmy jedziemy nad szeroki kanał pełen aligatorów. Wbijamy w jego dno metalowe maszty z hakami. Na szczycie wiszą gąbczaste worki krowich płuc. Zasada jest prosta — wygłodniały aligator wyskakuje z wody, by połknąć przynętę i spadając, nadziewa się na hak. Jak na złość wieje chłodny wiatr i gady nie kwapią się do jedzenia. Następnego ranka wracamy nad kanał. Coś rusza się na pierwszym haku. To 3,5—metrowy aligator rzuca się, nie mogąc sięgnąć przynęty. Podpływamy do potwora. Mike zaczyna szarpać się ze zwierzakiem, ciągnie go na ląd. Szczęki gada otwierają się i zamykają niczym sekator. Ogon raz po raz wali w wodę. Nie trwa to jednak długo — zmęczone zwierzę słabnie i Mike może go dobić. Echo wystrzału rozchodzi się w po okolicy. — Aligator i cztery godziny po śmierci może odgryźć ci rękę! — ostrzega Mike. Nie bardzo rozumiem, co ma na myśli. Wtedy Mike zakłada swoją czapeczkę na nozdrza aligatora. Nieoczekiwanie martwy gad otwiera paszczę, by zatrzasnąć ją po chwili z siłą wystarczającą, żeby zmiażdżyć ludzką rękę. Łowca ostrożnie pakuje zwierzę do pudła pełnego lodu. Potwór dostaje konwulsji. O rany...

SKÓRA, FURA...
By ściągnąć skórę z dwóch upolowanych bestii, jedziemy do lokalnego specjalisty. Mike wrzuca nasz łup na metalowy stół w chłodni. Niewiarygodne, ale sześć minut później mięso i skóra są rozdzielone! Facet posługuje się wielkim nożem tak sprawnie, jak ja sztućcami. Z martwego aligatora nic się nie marnuje. Chude mięso jest lokalnym specjałem. Żona Mike’a upichciła nam wspaniały aligatorowy gulasz — smakował jak wieprzowina z delikatną rybną nutą. Nawet pazury znajdują zastosowanie — robi się z nich drapaczki do pleców i sprzedaje po 6 dolarów (ok. 20 złotych). Ale prawdziwym trofeum jest skóra. Można z niej robić portfele, odzież, nawet torby na kije golfowe. Największym sukcesem Mike’a była sprzedaż skóry z 5—metrowego aligatora na kurtkę za 40 tys. baksów (ok. 120 000 zł). Nasze dwie skóry są najpierw czyszczone strumieniami wody, potem zawijane i posypywane solą, w końcu pakowane w pudła. Zabieramy je do firmy American Tanning & Leather w stanie Georgia. Tam są moczone w formalinie przez cztery miesiące, by pozbyć się łusek, potem suszone, barwione i polerowane. Oczekiwanie trwa wieczność.

EPILOG
Po dziewięciu miesiącach od rozpoczęcia myśliwskiej przygody wreszcie wciskam się w swoje krokodyle buty. To dość dziwne uczucie — zabić coś, a potem się w to ubrać. Nagle przypominam sobie słowa wypowiedziane przez Mike’a Fagana: — Uważaj, gdzie stawiasz je na noc, chłopcze! Mogą się wymknąć i odgryźć ci to i owo. Śmiejąc się, zdejmuję je, kładę na kominku i mówię do siebie po raz kolejny: — Co to za, kurna, dziwna robota.


JAK ZROBIĆ BUTY Z ALIGATORA

1. Polowanie na gada to koszt ok. 15 000 złza 2 noclegi, pozwolenia, łódź, broń i przewodników. Sezon: maj–wrzesień. Firma Mike’a: www.alligatortradingcompany.com
2. ściąganie skóry aranżuje przewodnik z lokalnym specjalistą. Koszt zwykle ok. 100 dolarów (300 z?).
3. Garbowanie. Korzystaliśmy z usług American Tanning & Leather Co w Griffin w Georgii. Koszt: 200 dolarów (ok. 600 zł) za skórę. Odwiedź www.amtan.com
4. Wysuszone skóry mogą być barwione na dowolny kolor. Mocny połysk zrobi dobrze portfelom, paskom i torbom. Matowa skóra jest doskonała na odzież.
5. Kowbojskie buty zrobiliśmy w Falconhead (El Paso w Teksasie). Czas oczekiwania 2 miesiące, cena usługi 2000 zł. Formalności załatwisz online: www.falconhead.com


Dodał(a): ckm Czwartek 17.11.2011