Nieznane wspomnienia o Chadzie. Fragmenty 'Za drinem drin. Perypetie hip-hopowej wytwórni RRX'

Nie może się nazywać fanem hip–hopu ten, który chociaż raz nie miał na słuchawkach Chady. Tomek już za życia zapracował na miano legendy. Mieliśmy także przyjemność z nim rozmawiać, najpierw w 2014 r., kiedy to odsiadywał wyrok, a później w 2018 r., w rok jego śmierci. Niepublikowane dotąd wspomnienia o Chadzie można znaleźć m.in. w książce „Za drinem drin. Perypetie hip-hopowej wytwórni RRX” napisanej przez Krzysztofa Kozaka i Huberta Kęskę. Poniżej znajdziecie wspomnienie na jego temat właśnie pierwszego z wymienionych autorów.
thumbnail_01. Chada.jpg

Krzysztof Kozak o Chadzie. Fragmenty książki „Za drinem drin. Perypetie hip-hopowej wytwórni RRX”

Chada patrzył z pobłażaniem na takich jak oni [WSP – przyp. red.]. Grał w wyższej lidze, otaczał się innym towarzystwem. Nie miał w ogóle kontaktu z WSP. To znaczy mogli się gdzieś minąć ze dwa razy, ale nie próbowali nawet do niego podchodzić czy się z nim kolegować. Oni mieli swoją grupę, a Chada był autorytetem na ulicy. Krążyły o nim legendy.

Był grubym złodziejaszkiem, nie chuliganem. Już potrafił wyjebać samochód czy mieszkanie. Z pewnością był level wyżej. Absolutnie, zupełnie inna półka. Nie schylał się po kilkaset złotych, nie ryzykował przypału – miał inny zakres ryzyka.

Taktowny, elegancki, zawsze pachnący. Ciuchy Lacoste, wąskie dżinsy, mokasyny i złoty kajdan na szyi. Sama firmowa odzież.

Podczas gdy inni dużo gadali, on był zdystansowany i rzeczowy. Potrafił się uśmiechać, lubił zażartować. Taki typowy mafioso – na pierwszy rzut oka uroczy.

Chciał być w studiu sam. Sesje z nim były długie, ale ten czas szybko mijał, bo zawsze dużo rozmawialiśmy o muzyce, filmie. Nagrywałem nasze rozmowy.

Przyjeżdżał do studia między odsiadkami. Materiału z jego nagraniami uzbierałoby się na całe dwie płyty. Przy czym bardzo zmieniał mu się repertuar nagrywek. Raz rapował, że „dojedziemy, rozjebiemy i jak frajer, to trzeba kosić na nim hajs”. A później przechodził w stan głębokiej pokuty. Następny kawałek był o tym, że „rozumie błędy swojego życia i już nie chce nikogo więcej krzywdzić”. Nie mogłem zrozumieć, jaki jest naprawdę.

Był tajemnicą. Za każdym razem te utwory były inne. Jakby nie potrafił określić, po której jest stronie.

Chada spotykał się z taką Kasią. Kasia pochodziła z dobrego domu, jej rodzice działali w branży farmaceutycznej, a ona była aktorką. Grała w takiej jednej telenoweli. Tomek był w niej zakochany, to był naprawdę poważny związek. Kiedyś nagrał dla swojej Kaśki ciekawy kawałek. Tam w tekście było: „Pamiętam te twoje piękne kreacje, przy świeczkach jedliśmy kolację”. I coś tam. Jak to usłyszał Kaczy, to leżał na ziemi i turlał się ze śmiechu. Chada i Kaczy mieli wspólny projekt o nazwie Proceder. Gdyby się ukazał, zmiótłby konkurencję z planszy. Kilka utworów miałem zaszczyt realizować.

Ten czas w życiu Chady był specyficzny. Usiłował żyć inaczej. Jak poznał Kasię, to niby się zmienił. To był poważny związek, ale czy wzięli ślub? Nie jestem pewien. Na pewno Chada miał taki plan. Próbował się zmienić. Ale w jego żyłach płynęła gangsterska krew. Był nauczony życia w środowisku dilerów i rozbójników. Nie ma co gadać – gość, który z kałacha wykosił wszystkich w Gamie, tej restauracji od największej strzelaniny-masakry w historii Warszawy, to był koleżka Chady. Tomek znał ich wszystkich.

Był typem samotnika, który w jakiś specyficzny sposób dogadywał się z TDF-em. Rzadko, ale czasami u Tedego na kwadracie coś tam sobie razem nagrywali. Mieli dużo wspólnych pomysłów.

Pracowałem z nim nad płytami solowymi, których w końcu nie wydałem. Nagrywaliśmy utwory na płyty producenckie Volta i inne składanki. Rap Chady był prosty, ale ciekawy i zajebisty.

Sprawdź również: Ostatni wywiad Chady

Swój pierwszy motor dostał ode mnie. Yamahę 750. Oczywiście za kawałki. Otrzymałem za niego dwa albo trzy utwory. Przyjdzie moment, że ujrzą światło dzienne. Siedemset pięćdziesiątka stała u mnie na podwórku. Chada zobaczył ją i mówi:

– Krzysiek, to może daj mi ten motor.
– Chcesz, Tomek? Dobra, to jakieś trzy kawałki dasz mi gratisowo.
– Dobra, okej!
– A masz, Tomek, prawo jazdy?
– Po co mi?

No i tym motorem pojechał. Później jeździł innym, który już sam sobie kupił.

***

Chada uwielbiał być sam w studiu. Nie chciał, żeby ktokolwiek mu przeszkadzał, żeby ktokolwiek przyjeżdżał. To nie było proste do zorganizowania, bo u nas nie było wolnych dni ani świąt – cały czas nagrywaliśmy.

Ale w któryś weekend raperzy akurat porozjeżdżali się na koncerty. Wtedy się odezwał. Czy mógłby u mnie ponagrywać, czy załatwię dla niego, że studio będzie wolne. Pokłócił się z Kaśką i zapytał, czy może spędzić weekend w Schronie. Zastrzegł, żeby absolutnie nikt do studia nie przychodził, bo nie chce nikogo widzieć. A jakby Kaśka dzwoniła, to też go nie ma.

– Ile masz?
– Pięćdziesiątkę.
– O kurwa…

Przyjechał na niepełne trzy dni i on przez te dni wywąchał sam pięćdziesiąt gramów koki. No, prawie sam. Trochę mu pomogłem. Ale tylko trochę, bo chciał się karmić ciszą. Wyobrażacie sobie? PIĘĆDZIESIĄT GRAMÓW!

Mam żal do Boga, że takie ścierwo żyje
Nie bez powodu chodzisz z tym pochlastanym ryjem
Miej tą świadomość, że moja czarna lista
Zaczyna się, kurwo, od twojego nazwiska
Los takich jak ty z reguły bywa krótki
Powinieneś pod uwagę wziąć karierę prostytutki
(…)
Ja mam nadzieję, że dotrze to do ciebie
Mam również cichą nadzieję, że cię wkrótce ktoś odjebie.
To o jakimś wspólniku.
Poczekaj kurwa, jeszcze się odkuję
Mówię, co czuję, niczego nie żałuję.

Próbowaliśmy nagrywać, ale się nie dało. Chada miał taką schizę, że cały czas podchodził do okna. Rozglądał się, czy nikt nie jedzie, nie idzie. Cały był taki rozproszony, rozdygany. Wchodził do kabiny, kazał mi zgasić światło. Przy lampce tam siedział, zamknięty od środka. I wąchał. Maks takiej schizy. On i węgorze…

Koks zwielokrotniał poczucie własnego ego. Napędzał je.

Czujesz się królem życia, wszystko ci się udaje. Chyba że przewąchałeś dawkę. Wtedy zaczynasz czuć bezsilność, strach – po paru dniach takiego wąchania non toper. Bo u niego to nie było takie wciąganie, że wąchasz, potem masz przerwę. Tylko wąchasz i wąchasz. I wąchasz. I wąchasz. Noc się kończy, a ty jeszcze wąchasz. Zaczyna się robić jasno, a ty wąchasz. Zaczynają się odzywać pierwsze ptaki, a ty wąchasz. Ludzie wstają, jeszcze wąchasz. Przewąchałeś więcej niż pięć, siedem gramów i wtedy po prostu musisz zapić to alkoholem. Żeby organizm odleciał. Na siłę. Żeby organizm sam wrócił. Żeby w ogóle zasnąć. Serce zaczyna ci coraz mocniej bić. To są już wręcz palpitacje.

Przywiózł pięćdziesiąt gramów. A jak wyjeżdżał w niedzielę rano, to nie miał nic.

To oczywiście nie wszystko. Jeśli chcesz przeczytać więcej historii, 13 października odbędzie się premiera książki. Zamów w przedsprzedaży tutaj.

Za drinem drin - grafika pozioma.jpg


Dodał(a): Konrad Klimkiewicz / fot.: archiwum Krzysztofa Kozaka Niedziela 03.10.2021