Mateusz Borek - skrzypek na wizji

O piłce, boksie, tajskich babochłopach, muzyce klasycznej oraz mniej klasycznej i jeszcze o paru innych rzeczach mówi nam Mateusz Borek – kultowy komentator sportowy i promotor twardych facetów.

borek-ckm.jpg

Mateusz Borek

Rocznik 1973. Pochodzi z Dębicy. Dziennikarz i komentator sportowy, a ostatnio promotor bokserski. Połowa kultowego duetu komentatorów Borek–Hajto, bohater pozytywnych memów, miłośnik Twittera. Jest żonaty z modelką Joanną Chętnik, ma syna.

(...)

CKM: Coraz częściej „zdradzasz” futbol na rzecz boksu.
Mateusz Borek: To kolejna moja pasja, która z wiekiem zaczęła odgrywać coraz większą rolę. Pochodzę z Dębicy, gdzie sporty walki od zawsze były ważne. W niedzielę chodziło się na mszę, a potem na boks – zwłaszcza jak przyjeżdżali pięściarze Legii lub Gwardii.

Działasz nie tylko jako dziennikarz, ale też jako promotor bokserski. Skąd ten pomysł?
Mateusz Borek: Bo zawsze szukam w życiu nowych wyzwań. Gdy zaczyna brakować tej odrobiny ryzyka i niepewności, próbuję czegoś nowego. Od ponad 20 lat byłem obecny przy boksie i długo zastanawiałem się, jak mogę wykorzystać moją wiedzę w innej roli. Praca promotora i organizatora to ciężki kawałek chleba. To dziesiątki zezwoleń, pozwoleń i działań, których nie widać w kamerze, ale bez których nie byłoby dużej imprezy.

Jaki jest przepis na dobry boks według Mateusza Borka?
Mateusz Borek: Nie „buduję” zawodników – chcę organizować takie walki, które sam oglądałbym jako kibic. Chcę otwartych, emocjonujących zestawień, w których jest pełno znaków zapytania. Robienie takiego boksu w Polsce jest wyzwaniem, bo nasze realia finansowe w porównaniu do Anglii i Stanów Zjednoczonych są bardzo skromne.

6 kwietnia organizujesz w Katowicach galę „Ostatni taniec”. Kibice liczyli tam na pożegnanie Tomasza Adamka.
Mateusz Borek: To skomplikowana sytuacja. Sam Tomek pewnie chciałby pożegnać się w ringu, ale jego żona ma na ten temat inne zdanie (śmiech). Mimo wszystko mówimy o pięściarzu zamożnym, który nie potrzebuje już boksu. „Ostatni taniec” to ogólne hasło, które ma dawać do myślenia i odnosi się do kilku innych uczestników tej gali. Jeśli Mariusz Wach przegra, to przestanie funkcjonować w poważnym boksie. Patryk Szymański do niedawna był jednym z najlepiej zapowiadających się polskich pięściarzy, ale jeśli przegra drugi raz z rzędu, to też pewnego poziomu już nie przeskoczy.

Jedno wiem na pewno: gdy mówisz o tym wydarzeniu, to w twoim głosie słychać pasję.
Mateusz Borek: Nie ukrywam, że to mnie napędza. Dopóki mogę robić imprezy na satysfakcjonującym poziomie sportowym, które mogę fajnie opakować, to chcę to robić dalej. Nie interesują mnie jednostronne walki, gdzie polscy pięściarze mają obijać przeciętnych pięściarzy z zagranicy, którzy przyjeżdżają tylko po wypłatę. Skoro już bawię się w boks, to robię to na poważnie. Na pewno nie po to, żeby zarobić – bardziej po to, by poczuć adrenalinę.

Nie żałujesz, że twoja gala bokserska  nie generuje takiego zainteresowania jak bójki internetowych celebrytów w Fame MMA?
Mateusz Borek: Taki jest dzisiejszy świat (śmiech). Można się na to obrażać, ale to świat internetowy, wirtualny. Zupełnie inny niż ten, w którym się wychowałem i który pamiętam z młodości. Dla mnie ważne było, żeby pójść pograć w piłkę albo z kolegami nad rzekę, jednak dziś liczą się inne rzeczy. Łatwo jest krytykować Fame MMA, ale to po prostu biznes, który trafia w oczekiwania dzisiejszej publiczności. Ktoś woli obejrzeć UFC i walki na poważnym poziomie, a ktoś inny szukając rozrywki, kieruje się innymi wartościami. Tak było, jest i będzie. (...)

To był tylko fragment naszej rozmowy z Mateuszem Borkiem. Całość znajdziesz tylko w kwietniowym numerze CKM - w kioskach!


ckm-04-19-95ffa0ef8ac8c0c217136765970ea559_9f077d.jpg
Kup CKM przez internet: zamawiając prenumeratę na rok 2019 dostaniesz dwa numery GRATIS! KLIKNIJ TUTAJ. 


Dodał(a): CKM Czwartek 04.04.2019