Łukasz "Lotek" Lodkowski. Masa żartów

Wywiad z jednym z najpopularniejszych polskich stand-uperów to przyjemność, ponieważ Łukasz „Lotek” Lodkowski sam z siebie opowiada dowcipy i sypie anegdotami nie gorzej niż na scenie. Nam zdradza, że stand-up nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i przyznaje się, co zrobiłby z Robertem Więckiewiczem, gdyby spotkał go na ulicy...

Lotek_1.jpg


Najśmieszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałeś to...

Ł.L.: No to mnie zastrzeliłeś! Co jakiś czas, kiedy coś widzę, myślę sobie: „To jest najśmieszniejsza rzecz na świecie!”. Ale żeby tak je sobie nagle przypomnieć... Na pewno najbardziej śmieszą mnie proste rzeczy. Na przykład jak ktoś się przewróci albo próbuje coś zrobić, ale nie może, bo jest gruby. 

Bez kombinowania, co?

Ł.L.: Uwielbiam kompilacje wypadków! Mogę na nie patrzeć bez końca. Zresztą oglądanie ich jest nie tylko śmieszne, ale i pouczające. Widziałem na YouTubie tyle wypadków, że sam już się nie przewracam – jestem zbyt ostrożny.

Bawią cię klasyczne dowcipy, takie do opowiadania u cioci na imieninach?

Ł.L.: Jasne, mogę ci nawet opowiedzieć dwa moje ulubione. Przynajmniej ulubione na te chwile.

Zamieniam się w słuch.

Ł.L.: Dwóch Irlandczyków znalazło się na Dzikim Zachodzie. Przychodzą do szeryfa i mówią: „Szeryfie, chcielibyśmy zarobić jakieś pieniądze”. Na to szeryf: „Panowie, spokojnie, po prostu pojedzcie na południe. Tam jest mnóstwo Indian. Za każdy skalp Indianina, który mi przywieziecie, zapłacę wam sto dolarów”. Irlandczycy ucieszyli się i pojechali na południe. W pewnym momencie znaleźli się w sporym kanionie i otoczyły ich setki, a może nawet tysiące Indian. Irlandczycy patrzą jeden na drugiego i chórem mówią: „Będziemy bogaci!” (śmiech).

A ten drugi dowcip?

Ł.L.: W cyrku trwa przedstawienie. Na arenę wychodzi dyrektor i mówi: „Panie i panowie, przed wami największy numer w historii naszego cyrku! Wymaga od was tylko jednego – musicie zachować absolutna cisze”. Na środku areny stoi jeden stołek, na który pada snop światła. Po chwili wchodzi mężczyzna, staje na tym stołku, wyciąga fujarę i zaczyna walić konia. Wali i wali, trwa to i trwa, a wśród publiczności faktycznie cisza jak makiem zasiał. W końcu ktoś w tylnych rzędach nie wytrzymuje i chrząka. Facet na arenie aż podskakuje i pyta: „Ktoś tu jest???” (śmiech). To jeden z najlepszych dowcipów, jakie ostatnio słyszałem!

Jesteś kolesiem, który na imprezach rodzinnych nagle wstaje i opowiada ciociom takie dowcipy?

Ł.L.: Nie, dowcipów nie opowiadam, ale bardzo dużo żartuje sytuacyjnie. Moja rodzina jest bardzo spoko – wszyscy kumają moje żarty i przy stole jest fajnie. 

Słyszałem, że twoja rodzina nie pije. Czy to kolejny żart?

Ł.L.: Tylko od święta, a i wtedy zazwyczaj wino – maksymalnie kieliszek albo dwa. Nigdy nie ma pijaństwa. Pamiętam, że raz ojciec zaproponował wujkowi, mnie i mojemu bratu, że w święta napijemy się wódeczki. Zgodziliśmy się, więc on zaczął polewać. Polewa, więc mówię, żeby podali cole, a on z wujkiem: „Po co ci cola?”. Odpowiadam, że na popitkę, na co oni: „Tak, dobry pomysł!”. Ojciec z wujkiem tak bardzo nie pija, że nawet nie wiedzieli, jak się do tego zabrać! No ale nic: ojciec polewa jednego, pijemy. Po chwili polewa drugiego, pijemy. I tak poszło chyba z sześć luf, aż w końcu mówię: „Panowie, spokojnie, zwolnijmy tempo, bo zaraz tu pośniemy!”. Na co ojciec z wujkiem znowu: „Tak, dobry pomysł!”. Skończyło się tak, ze oni rzeczywiście po godzinie spali i flaszkę dokończyliśmy już tylko z bratem (...). 

Rozmawiał Radosław Pulkowski



Cały wywiad z Łukaszem "Lotkiem" Lodkowskim przeczytasz w najnowszym 

CKM nr 10 (254) PAŹDZIERNIK 2019 




ZOBACZ TAKŻE: WAKACJE OD FACETA




Dodał(a): CKM /fot. Łukasz Falkowski & Waciak / Studio MPP Poniedziałek 30.09.2019