List z celi śmierci

Skazaniec z celi śmierci najsłynniejszego więzienia świata pisze list do CKM. Serio! Jak wygląda codzienne życie więźnia czekającego na egzekucję w San Quentin, najsłynniejszym więzieniu świata? Jeden z osadzonych tam skazańców opisuje to w liście do CKM!
wiezienie2.jpg
JEDEN DZIEŃ W WIĘZIENIU SAN QUENTIN

Jak mogę zacząć próbę opisania całego dnia spędzanego w tym potwornym miejscu, o którym nie można napisać ani jednego dobrego słowa? Pierwsze odgłosy dnia zaczynają się o godz. 4 rano od nieprzyjemnych i nieznośnych dźwięków wydawanych przez osobników osadzonych w celach w moim najbliższym otoczeniu. Do ich bełkotu szybko dołączają strażnicy, wrzeszczący do siebie nawzajem na wiezienie0.jpgnieistotne tematy, a potem hałaśliwie otwierający ”food–sloty”, czyli wycięte w kratach otwory, przez które wsuwane są do naszych cel tace z jedzeniem. Wtedy wstaję z łóżka, ubieram się i przygotowuję na cokolwiek, co może przynieść nadchodzący dzień.

MOJA CELA

Moja cela nie różni się niczym od którejkolwiek z pięciu tysięcy innych cel w San Quentin. Ma szerokość 4 stóp (1,2 m), długość 10 stóp (3 m) i wysokość 8 stóp (2,4 m). Zimna stalowa półka służy za łóżko. Kiedy na niej śpię opierając się plecami o jedną ścianę, bez problemu mogę dotknąć drugą ścianę, nawet nie wyprostowując do końca ręki. ”Food–slot” znajduje się dokładnie nad łóżkiem. Po tacę z jedzeniem mógłbym z łatwością sięgnąć bez wstawania – mógłbym, gdybym spał z głową przy kracie. Ale wolę spać trzymając głowę z drugiej strony, wewnątrz celi. Natomiast na końcu łóżka przy kracie ustawiłem telewizor.

Dlaczego w ten sposób ”umeblowałem” moją celę?
Są dwa powody: 1) byłem raz świadkiem, jak strażnik wylał cały 5-galonowy (19-litrowy) baniak z gorącą kawą na głowę leżącego więźnia, wypalając mu twarz; 2) dzięki temu zapewniam sobie minimalną prywatność, bo gdyby telewizor stał na drugim końcu celi, a ja na przykład oglądałbym mecz, to każdy strażnik mógłby stanąć mi za plecami i też oglądać ten mecz – a przy okazji lustrować mi celę. Natomiast dzięki mojemu ustawieniu odbiornika jest odwrotnie – mogę spokojnie oglądać telewizję i sam obserwuję każdego, kto przechodzi lub zatrzymuje się przy mojej celi.

WIĘZIENNE JEDZENIE

O godz. 5 rano oglądam wiadomości w telewizji i sprawdzam prognozę pogody, na wypadek gdybym wychodził na spacerniak. Pomiędzy godz. 5:30 a 6 przynoszą nam to, co niby powinno być śniadaniem wiezienie6.jpg– tyle, że jest niejadalne. Więzienne jedzenie nie ma wartości odżywczych, jest fatalnie przyrządzone, ma zły smak i zdecydowanie za dużo soli. Nie je się go dla przyjemności, tylko żeby przetrwać. I nie ma czegoś takiego jak ”dokładka”. Śniadanie jest najgorsze ze wszystkiego, więc zazwyczaj mój pierwszy posiłek dnia składa się tylko z płatków śniadaniowych, które sobie sam kupuję. Wyjątkiem są dni, gdy dają jajka, które staram się jeść, licząc na unormowanie pracy przewodu pokarmowego...

TOALETA I RESZTA CELI

Kiedy mam kłopoty z żołądkiem, szczególnie przydaje się malutka toaleta i umywalka, obie zrobione z nierdzewnej stali, które są umiejscowione w głębi mojej celi. Ale toaletę możemy spłukiwać tylko dwa razy w ciągu godziny, więc naprawdę lepiej nie mieć biegunki! Ponad toaletą umieszczona jest nowość – dopiero niedawno powieszone na ścianie dwie metalowe półki na prywatne rzeczy. Nad półkami wisi jeszcze swego rodzaju ”gadżet”: tzw. tryskacz przeciwpożarowy. Jeśli zostanie uruchomiony, możesz zapomnieć o całym swoim majątku, bo wszystko zostanie automatycznie zalane wodą. Oznacza to życie w ciągłym niebezpieczeństwie, bo system przeciwpożarowy może uruchomić się przez pomyłkę, albo może go odpalić któryś ze strażników, realizujących swoje sadystyczne przyjemności (więcej o strażnikach będzie później). W głębi celi, między umywalką a łóżkiem, na dwóch kartonowych pudłach stoi moja maszyna do pisania. Właśnie na niej piszę.

WYJŚCIE Z CELI
Jeśli chcę wyjść z celi na spacerniak, to po wspomnianym wcześniej ”śniadaniu” rozbieram się do t-shirtu i majtek, resztę ubrania kładę na łóżku i czekam na przyjście strażnika. Gdy podejdzie do kraty, podaję mu zdjęte ciuchy przez ”food–slot”, żeby mógł je przeszukać. Potem zdejmuję także t-shirt i majtki (rozbierając się do naga), aby strażnik mógł zobaczyć, że niczego nie próbuję przemycić. Następnie zakładam z powrotem bieliznę i odwracam się tyłem do kraty, żeby strażnik, znów przez otwór na jedzenie, mógł mi skuć ręce kajdankami. Dopiero wtedy drzwi do mojej celi zostają otwarte, a ja, ze zwiniętym ubraniem pod pachą, idę do końca korytarza, gdzie moje ciuchy są jeszcze skanowane rentgenem, a ja sam kontrolowany wykrywaczem wiezienie3.jpgmetalu.

Po tej całej procedurze ostatecznie docieram na spacerniak, gdzie zostaję rozkuty, przywitany przez innych więźniów i mogę przez 3-4 godziny spokojnie pograć z nimi w karty. O godz. 12 w południe wracam do mojej celi, oczywiście ponownie zakuty, przeszukany i eskortowany przez strażników. Od powyższej rutyny są w zasadzie dwa wyjątki. Jeden, gdy w ogóle nie idę na spacerniak. To teraz zdarza się częściej, bo niedawno odebrano nam możliwość wychodzenia z celi codziennie – obecnie możemy to robić tylko trzy razy w tygodniu. W dni, kiedy nigdzie nie wychodzę, po prostu po śniadaniu wracam do łóżka i śpię do południa. Inny wyjątek od tego rutynowego rozkładu dnia zdarza się z powodu zachowania strażników.

ZACHOWANIE STRAŻNIKÓW
Strażnicy, których obecnie mamy w San Quentin, w większości przypadków zachowują się kulturalnie i z szacunkiem. Niestety, wciąż pozostali wśród nich tacy, którzy nie mają pojęcia o tym, czym jest szacunek do drugiego człowieka i uważają, że ich służba polega tylko na agresji, poniżaniu, lżeniu i przemocy. Odkąd ci strażnicy już nie mogą nas osobiście bić ani do nas strzelać, jak to się w przeszłości zdarzało każdego dnia, to znaleźli inne sposoby dręczenia więźniów. to poprzez ciągłe przeszukiwania naszych cel, niszczenie prywatnych rzeczy, chodzenie po celach i mówienie, czy raczej wrzeszczenie, poniżających słów, a nawet poprzez podrzucanie w celach pod nieobecność więźniów różnego rodzaju zakazanych przedmiotów. Potem te cele są oczywiście przeszukiwane i po znalezieniu kontrabandy więzień poddawany jest postępowaniu dyscyplinarnemu, które ja nazywam torturami. I chociaż takich sadystycznych strażników jest w naszym bloku coraz mniej, wciąż funkcjonują w więzieniu i mają poparcie swoich przełożonych.


ZAKOŃCZENIE DNIA
Po powrocie do celi ze spacerniaka mogę robić co chcę. Zazwyczaj oznacza to, że włączam telewizor i wiezienie4.jpgsłuchając wiadomości siadam przy mojej maszynie do pisania, żeby odpowiedzieć na stare listy, pisać artykuły do więziennych gazet itp. Pomiędzy godz. 3 a 5 po południu strażnicy roznoszą nową pocztę. Jeśli coś jest do mnie, to od razu zaczynam pisać odpowiedzi. Jeśli nic nie ma, dalej oglądam telewizję albo robię... nie wiadomo co. Ważne wydarzenie następuje o godz. 4 po południu: wtedy wszyscy stajemy przy kratach, bo strażnicy liczą więźniów na piętrze (w moim korytarzu jest nas 50.). Nie ma od tego żadnych wymówek. Jeśli nie będziesz stał przy kracie, to w twoich papierach zostanie odnotowane, że nie przestrzegasz więziennych reguł. Pomiędzy 5 a 5:30 po południu jesteśmy karmieni wieczornym posiłkiem (obiadem tego nazwać nie można) i powoli szykuję się do snu.

W celi spędzam (tak jak każdy więzień) 20 godzin dziennie – każdego dnia każdego tygodnia, każdego miesiąca, każdego roku. Bardzo rzadko zdarza się coś, co odbiega od tego, co napisałem powyżej. Myślę, że nic lepiej nie może opisać tego miejsca niż dwa słowa: ”Odosobnienie i Koszmar”. Mam nadzieję, że udało mi się odpowiednio przekazać doświadczenia, jakie doznaje człowiek w Więzieniu San Quentin.

Artykuł pochodzi z magazynu CKM 11/2014

Dodał(a): CKM / Al Cunningham Sobota 29.12.2018