Krzysztof Kozak: 'Obecna scena rapu ma dużo wspólnego ze starą, ale uzyskuje to za pośrednictwem innych narzędzi'

Krzysztofa Kozaka niewątpliwie można przedstawić jako człowieka, który tworzył polski hip–hop. Założyciel legendarnej wytwórni RRX, o której każdy szanujący się fan rapu musiał słyszeć. Niedawno wydał książkę 'Za drinem drin, za kreską kreska. Perypetie hip-hopowej wytwórni RRX', która przedstawia czasy świetności wytwórni. Postanowiliśmy porozmawiać z nim o niej jeszcze przed przeczytaniem.
Krzysiek Zm�czony_b.jpg

Konrad Klimkiewicz (CKM.PL): Początki wytwórni RRX sięgają 1995 r. Dlaczego książka o niej wychodzi dopiero po 26 latach?

Krzysztof Kozak: Książka nie opowiada o początkach działalności wytwórni RRX, ale o kilku najbardziej szalonych latach. Dokładnie to o latach 2000-2002, kiedy w moim warszawskim studiu Schron tworzyła się żywa historia polskiego rapu. Dopiero teraz nabrałem dystansu i chęci opowiedzenia o tym wszystkim. Wiele wątków poruszonych w książce jest dla mnie niewygodnych, ale potrafię przyznać się do błędów.

Piszesz, że gdyby nie ty, to kilku raperów nie dostałoby Fryderyka. A co by było z Tobą, gdyby nie oni?

Myślę, że to samo co teraz. Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki. Gdyby nie oni… Z pewnością byliby inni, którzy osiągnęliby podobne sukcesy.

Ile wspólnego ma obecna scena hip–hopowa z prekursorami tej muzyki w Polsce?

Artyści, którzy potrafią przekazać swoje emocje, teraz szybciej docierają do odbiorców. Ale wciąż chcą tego samego, czego prekursorzy rapu w Polsce. Chcą pieniędzy, sławy – po prostu chcą zaistnieć. Hip-hop się rozwija. Niektórzy starzy wyjadacze krytykują nową szkołę, może dlatego, że za nią nie nadążają, a inni próbują iść z duchem czasu. Jestem daleki od takiej krytyki. Patrzę na to z zupełnie innej perspektywy. Jestem wizjonerem. Rap jest formą wyrażenia siebie, a teraz jest znacznie więcej możliwości. Nie każdy newschool będzie popularny, tylko ten ciekawy. Obecna scena ma dużo wspólnego ze starą, ale uzyskuje to za pośrednictwem innych narzędzi. Zmieniły się brzmienia i efekty nakładane na wokal, ale jedno w większości przypadków pozostaje niezmienne: teksty wciąż są rapowane.

Gdzie się podziały te Katowice, o których krążyły legendy, gdzie powstawał prawdziwy hip–hop?

W dzisiejszych czasach każdy artysta udostępnia swoją twórczość w mediach społecznościowych. Jest znacznie większy dostęp do muzyki z całego kraju, więc środowiska rapowe się rozbiły, nie ma już tak silnej więzi terytorialnej, która po prostu zanikła. Mimo tego uważam, że scena katowicka jest teraz tak samo mocna jak legendarne Katowice.

Jak to było z Twojej perspektywy z Paktofoniką?

Wiele razy już odnosiłem się do tej sprawy. Wysłałem Paktofonikę do opłaconego wcześniej studia. Profesjonalnie zrealizowane zostały tylko trzy utworu, Jednak potem oczekiwania finansowe zaproponowane przez zespół okazały się zbyt wygórowane. Artyści oczekiwali regularnej wypłaty podczas powstawania płyty. Chcieli pieniędzy za coś, czego jeszcze nie ma. Pół roku później wyraziłem zgodę na wydanie tych utworów przez inną wytwórnię. W filmie została przedstawiona nieprawda, co później udowodniłem w sądzie, wygrywając proces wytoczony twórcom „Jesteś bogiem”.

Z iloma raperami ze "starej szkoły" dobrze żyjesz do teraz?

Z większością. Tede zaprasza mnie na swoje koncerty, ostatnio nawet zrobiliśmy wspólne zdjęcie, gdy przekazywałem mu egzemplarz recenzencki swojej książki. Peja zeznawał na moją korzyść podczas wspomnianej rozprawy sądowej z twórcami filmowymi, a Borixon po wysłuchaniu audiobooka „Za drinem drin” zadzwonił do mnie i podziękował mi za wszystko. To było cholernie wzruszające. Jest jednak kilku raperów, którzy wciąż mają do mnie pretensję i żal. Najgłośniej krzyczą ci, którzy teraz nie zarabiają dużych pieniędzy na rapie.



Ćpanie było receptą na tworzenie dużej liczby hitów w krótkim czasie?

To był tylko dodatek, który nas napędzał. Pieniądze z płyty dzieliliśmy na trzy części: pierwsza dla artysty, druga dla mnie, a trzecia na świętowanie sukcesu. Receptą była jednak zdrowa rywalizacja między raperami i chęć każdego z nich, by być najlepszym. Szalony, szybki styl życia i atmosfera, jaką tworzyliśmy, przyczyniły się do powstawania utworów pod szyldem RRX.

Borixon nadal aktywnie trzyma się hip–hopowej sceny, podobnie zresztą, jak Tede. Dlaczego tak często nie słyszy się o Krzysztofie Kozaku?

Problemy rodzinne spowodowały, że odsunąłem się na drugi plan. Najważniejsza jest dla mnie rodzina, musiałem poświęcić jej więcej czasu i zaangażowania. Jeśli na chwilę wypadniesz z rap biznesu, ciężko do niego wrócić. Lubię realizować i produkować hity. Tede i Borixon są artystami, którzy świetnie odnaleźli się w nowych realiach. To o nich mówią ludzie.

Patrząc na dzisiejszy rapowy mainstream, kogo wziąłbyś pod swoje skrzydła, gdyby RRX wznowiło działalność?

Mam kilku swoich liderów: Malik Montana, Young Igi, Young Multi, Szpaku, Kizo, Major SPZ, Avi x Louis. Oczywiście nie może zabraknąć moich zawodników: Borixona, Tedego, Peji. Cenię w nich stuprocentową autentyczność, staranie dobrane słowa, świetną lirykę i to, że potrafią się bawić. Są elastyczni, ich flow jest elastyczne, pozbawione schematów. Jestem otwarty na nowych artystów, z każdym potrafiłbym stworzyć coś wyjątkowego.

Bardziej bawiliście się hip–hopem, czy traktowaliście go jak świętość?

Świętość i zabawa. Ciężka praca i szaleństwo. Poświęcenie i radość. Na wszystko był czas…

Zrzut ekranu 2021-10-16 o 21.23.28.png


Dodał(a): Konrad Klimkiewicz / for.: Archiwum Krzysztofa Kozaka Sobota 16.10.2021