Kartky: 'Teraz mam swoją ostoję. Jestem spokojniejszy i bogatszy o doświadczenie' – rozmowa

Kartky (Jakub Jankowski) przez długi czas nie był aktywny w mediach, lecz zgodził się na wywiad z dziennikarzem prowadzącym portal CKM.PL Konradem Klimkiewiczem. Choć milczenie było spowodowane upublicznionymi sytuacjami z życia prywatnego, my chcieliśmy skupić się na rzeczach związanych z muzyką i twórczością, bo w tej kwestii fani z pewnością dotychczas narzekali na niedobór informacji.
Zrzut ekranu 2022-01-3 o 04.48.29.png

Wywiad przeprowadzono 22.12.2021 r.

Konrad Klimkiewicz (CKM.PL): Mam takie wrażenie, że od Twojego najburzliwszego okresu, poszedłeś na taki niepisany układ z mediami. Rapowe fanpage przestały o Tobie pisać, a ty sam się odciąłeś. Zważywszy na okoliczności, wydaje się to być zdrową opcją.

Kartky: Nie wiem czy zdrową, ale fakt jest faktem. 

Doszło jednak do tego, że "Kraina Lodu" zrobiła duże wyświetlenia i nawet była przez pewien czas pierwsza na OLIS. 

Cieszę się, że się tak udało zrobić i fajnie jest, jak muzyka idzie taką drogą. Jeśli chodzi o pierwsze miejsce na OLIS, to już kiedyś o tym mówiłem, że nie do końca jest to dobry wyznacznik sukcesu, jak to jest odbierane. Oczywiście jestem z tego bardzo zadowolony. Jeszcze co do mediów – wiadomo, że jesteśmy w takiej sytuacji, a nie innej, ale staramy się być "Outside" (OU7SIDE – nazwa wytwórni), troszeczkę z boku.

Na "Krainie Lodu" nie pojawił się jednak żaden "banger", a mimo to cieszyła się ogromną popularnością. Wcześniej pojawiały się u Ciebie takie numery, które robiły kolosalne wyświetlenia, jak chociażby "Koszmar minionego lata" z płyty "Dom na skraju niczego"...

Tak tylko potem jeszcze były "Zakazane piosenki", które z kolei nie zrobiły tych kolosalnych wyświetleń, ale to były dwie zupełnie inne krążki. Często mi się zarzuca, że jestem artystą, który wydaje płyty cały czas. Ja w tym nie widzę nic złego, bo w moim życiu jest tylko muzyka. Codziennie wstaję bardzo wcześnie i już od rana wszystko kręci się wokół myślenia nad twórczością. Bardzo chciałbym działać tak, jak np. artyści w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, którzy często wrzucają sobie luźne numery na SoundCloud i tworzyć jeszcze więcej płyt, ale bardziej skupiać się przy tym na tworzeniu na nich nowych, niezależnych od siebie historii. Poszedłem w tym kierunku i ostatnio wyszła Kraina Lodu, w styczniu pojawi się "Księga jesiennych demonów", a następnie puścimy całość w nieco zaburzonym rytmie pór roku. Jesienią nagrałem płytę o zimowej tematyce, zimą pójdzie jesienna i następnie wróci to już w normalny rytm.

Teraz chyba bardzo zacząłeś dbać o to, by większość kwestii z Twojego życia prywatnego nie wychodziło poza zaufane grono.

Myślę, że ciężko tak powiedzieć. Nie usuwam niczego z Instagrama, nawet jak coś wrzucę pod wpływem. Teraz jednak mam swoją ostoję, jestem także spokojniejszy i bogatszy o doświadczenie. Wiesz, też jest tak, że ile czasu nie minie, to i tak ktoś zawsze będzie żył przeszłością i wypominał mi szereg sytuacji z przeszłości. Moje obecne czyny nie mają znaczenia w żaden sposób, bo i tak wiele osób będzie na mnie patrzeć przez pryzmat rzeczy, które miały miejsce dawno. Można to ciągnąć w nieskończoność i już dawno przestałem się tym przejmować. Oczywiście nadal mnie to boli, ale przestało mnie to dotykać względem obecnych działań. Teraz jestem bardzo aktywny muzycznie, pracujemy nad świetną kolekcją ubrań i chcemy wejść jeszcze na rynki, z którymi wcześniej nie mieliśmy styczności. Zawsze pojawią się jednak osoby, które nie będą tego traktowały poważnie, bo coś w przeszłości wyglądało tak, a nie inaczej.
W tym momencie raperzy w wielu przypadkach trzymają się określonych ram i stałych patentów, które znacznie ułatwiają osiągnięcie sukcesu. Z Tobą jest jednak inaczej, masz teraz ogromną swobodę twórczą, ponieważ hejterzy skupiają się jednak na życiu prywatnym.

Moim zdaniem to tylko przez to, że właśnie ta część na hejt została wypełniona życiem prywatnym. Zapewne gdyby nie było żadnej afery ze mną, to w tym miejscu mielibyśmy wysyp miliardów negatywnych komentarzy, szczególnie z zarzutami odnośnie tworzenia ciągle tego samego.

Na "Krainie Lodu" pojawiły się jednak nowości, nigdy tak dużo nie melorecytowałeś.

Tak, w ogóle ta płyta z założenia miała być audiobookiem. Nagrałem jednak "Krzyk" i mi się odwidziało, wtedy zacząłem pisać coś przypominającego prozę  i może to kiedyś wyjdzie, ale nie jestem co do tego przekonany, bo sam nienawidzę, gdy raperzy lub osoby nie mające pojęcia o literaturze biorą się za pisanie nie wiadomo jakich książek. Sam coś tam sobie napisałem i od tego się zaczęło. Teraz na "Księdze jesiennych demonów" już nie ja będę lektorem, tylko podjęliśmy współpracę z osobą, na której bardzo mi zależało i ona przeczyta fragmenty. 

"Kraina Lodu" też nie była recenzowana w sieci, co mogło jakoś zakłócić jej odbiór.

W korzystniejszych warunkach marketingowych zapewne i by były, ale opierałyby się albo na pier*oleniu o tym, że jestem nudny, bo to jest powtarzana muzyka dla fanów, którzy się w tym odnajdują i to okej, nie ma w tym nic złego, albo dorabianie filozofii do półgeniuszu i skupianie się na wykrzyknieniach, przejściach z niskiego wokalu itd. Skilli w żaden sposób nie można mi odebrać. Używam bardzo mało autotune a jeśli już, to bardzo świadomie. Oczywiście pojawiają się rzeczy, które trzeba w jakiś sposób poprawić w studio, ale to zdarza się każdemu, natomiast jestem w stanie bezproblemowo zaśpiewać wszystko na żywo, na koncercie staram się pokazywać umiejętności na suchych bębnach i mam nawet taki żarcik podczas grania, by "wyłączyć autotune i zagrać na sucho". 

Czyli myślisz, że tak naprawdę brak recenzji nie miał wpływu na podejście odbiorców do tej płyty?

A jak zrecenzować coś, co ma 30 kawałków? Zapewne wyszedłbym albo na debila, albo na prawie geniusza. Jeżeli wybierzemy sobie pięciu randomowych typów z pierwszej dwudziestki raperów w Polsce względem popularności i wylosujemy część moich kawałków, które oni by "podali" z kosmiczną ilością filozofii w tle, to byłoby to w topie. Ja przyzwyczaiłem słuchaczy i hejterów równego poziomu, przez co jest to albo małostkowo spłaszczane do tego, co powiedziała wcześniej, albo przez niektórych wynoszone bardziej, niż powinno. Oczywiście ja świadomie pracuję i wiem, jak zadziałać na czyjeś emocje, jak wywołać poruszenie głosem albo jak zmanipulować dźwiękami, by nakierować podejście odbiorcy i uzyskać pożądany efekt. Bardzo się cieszę, gdy słuchacze to doceniają. Jednym z założeń mojej muzyki jest to, by słuchacz mógł zamknąć oczy i odnaleźć siebie w tekście.

Zrzut ekranu 2022-01-3 o 04.49.20.png

Najgłośniejszym kawałkiem z "Krainy lodu" był "Krzyk", który nagrałeś z RuskieFajki...

Właśnie, że nie. Wczoraj sprawdzałem, że "miłość bez ść" ma już dużo więcej wyświetleń.

Mówię o odtworzeniach na Spotify, bo jednak głównie korzystam z platform streamingowych poświęconych wyłącznie muzyce. 

Wiesz co, ja staram się to mierzyć wyłącznie przez YouTube. Spotify ma odrobinę mylący mechanizm, na którym tracą artyści mojego pokroju. Prawie wcale nie mam gościnnych zwrotek, przez co pokazują się słuchacze wyszukujący tylko moją ksywę. Z kolei mogą być artyści, którzy zrobią np. dwa kawałki z Kizo i nagle są na szczycie. 

Posprawdzałem komentarze pod wieloma Twoimi kawałkami i generalnie istnieje powszechna opinia, że "Kartky nie istniałby bez kobiet, bo nie miałby o kim pisać i dla kogo".

Dziwny to jest zarzut, kiedy od wielu lat liczba kobiet i mężczyzn, którzy mnie obserwują, jest dość równa. Często dochodzi nawet do tego, że obserwuje mnie większość facetów. Zacznijmy od ludzie cały czas rzucają komentarze, bym przestał pisać o swojej byłej dziewczynie. Pisałem jednak w podobnym tonie, gdy jeszcze nie byłem z tą dziewczyną. To jest stała forma, którą w ten sposób wyrażam i która może przybrać dla mnie różne postacie. Od tego jednak także staram się odchodzić. Oczywiście zawsze miałem na swoim fanpage dziewczyny, które rzeczywiście miały życiowe problemy i z tego miejsca bardzo je pozdrawiam, trzymajcie się. Moi obserwujący jednak, to dokładnie (wg. statystyk z instagvrama) w 51 proc. mężczyźni, a 49 proc. kobiety. Nawet gdybyśmy mieli rzeczywiście przyjąć, że moja twórczość opiera się na kobietach, to nie widzę w tym problemu i pozostawałbym im wdzięczny za to, że mogę w ten sposób działać. 

Mimo tego niektórzy ci zarzucają, że jesteś seksistą. Za tym też leci szereg nieprzyjemnych określeń, których z grzeczności tu nie przytoczę.

Ciężko mi to zrozumieć, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że jestem tym facetem, który wstanie o 5 nad ranem i pójdzie dziewczynie po ulubionego pączka, albo kupuje sto paczek żelek i nie chodzi o to, że mogę być taki stale taki grzeczny, a po alkoholu nagle pewnie ją biję. Nie chodzi mi zupełnie o to. Często jest tak, że goście którzy prawią morały o podejściu do kobiet albo nigdy żadnej nie mieli, albo mają idiotyczne, stereotypowe podejście. Dla mnie osoba, którą mam obok siebie, jest zawsze najważniejsza, choć czasem się zagubię. Ludzie większość sytuacji oceniają jednak zero–jedynkowo, bez wiedzy o okolicznościach.

Tutaj też Twoja kwestia wygląda inaczej, bo to ty byłeś tą osobą znacznie sławniejszą. W ten temat wolałbym się jednak nie zagłębiać...

Rozumiem. Właśnie gdy wysłałeś wiadomość z pytaniem o wywiad, to zgodziłem się tylko dlatego, że zainteresowała mnie forma, jaką zaproponowałeś (przez długą nieobecność Kuby w mediach, zaproponowałem mu wywiad oparty na kwestiach muzycznych, bez ingerencji w kwestie prywatne).
Wróćmy w takim razie do muzyki. Mam styczność z Twoją twórczością już od dawna i na przestrzeni lat Twój styl mocno się zmienił. Wiesz, mi bliżej jednak do starych kawałków pokroju "weatherpeople"...

Bardzo się cieszę, że tak mówisz. Niestety to nie to do końca moja zasługa, bo tam jest bit genialnego producenta RJDII i ja zwyczajnie napisałem pod to, pocięliśmy to i poszło. Sam bardzo lubię ten numer. Pamiętam, jak go wtedy tworzyłem. Była godzina 18:00, usłyszałem muzykę, napisałem to i 20:10 miałem ostatni pociąg do Bielska—Białej, gdzie było studio. Wtedy jeszcze mieszkałem w Katowicach. Tam chłopaki pozwalali mi się przespać, bo to takie czasy jeszcze były, że musiałem 50 zł pożyczać na bilet i kilka piw. Nagrałem to w dwie godziny, byłem zachwycony i mówię "ku*wa, nie czekam. Puszczamy to" i jakoś o 23 czy 24 musiałem już to wrzucić. Zresztą, zawsze robiłem podobnie. Rozumiem, że niektórzy robią premiery o 19, 20 czy tam 21 w końcu różne są filozofie, ale ja zawsze robię o 7 nad ranem w niedzielę i kocham tę moją porę, gdy ludzie się budzą i mają kawałek. 

Planujesz puścić coś w podobnym stylu i przypomnieć fanom "starego Kubę"?

Tak. Po rozmowie Ci puszczę. Pewnie, że wielu osobom mogą przeszkadzać modyfikacje stylu i podejmowanie prób szukania czegoś nowego. Wiadomo, że możesz mieć takie uczucie, gdy jako słuchacz nie jesteś inwazyjny w tym wszystkim. Ja jako artysta powinienem też mieć kredyt zaufania od fanów w kwestii właśnie tego, że niekiedy mam ochotę zrobić coś innego. Każdy ma różne etapy w swoim życiu i powinniśmy to doceniać. A jak ja słyszę, że "obiecałem, że w święta wyjdzie latte macchiato, czyli diss na Quebonafide" i tyle, to o czym my rozmawiamy. Ja nawet nie wiem, na które święta. Przyjęło się, że te. Nie ma opcji, że to wyjdzie w najbliższym czasie, bo stworzyłem za*ebistą płytę i wolę się skupić na takich rzeczach.

Wypuszczenie dissu na Quebonafide mogłoby być formą promocji płyty. Z tego już prosta droga do założenia TikToka i powoli stawania się produktem.

Czasem żałuję, że nie umiem myśleć w ten sposób nad promocją, albo raczej tak myślę już po czasie. W każdym razie – nie planuję na razie wrzucać żadnego "latte macchiato". Co prawda napisałem wtedy na świeżo dwie szesnastki, wymyśliłem refren i wszystko trwało dobę, ale nic więcej z tym nie zrobiłem. Z mojej strony nie było żadnej napinki, ale została ona po prostu sztucznie wykreowana. Nie można jednak powiedzieć, że się boję. Bo jako człowiek, który nie ma nic do stracenia, mogę zrobić co chce. Uważam, że słuchacze powinni mnie bardziej docenić za obecne działanie, niż za to jak po tych wszystkich sytuacjach mógłbym pójść na skróty i obrać znacznie prostszą i łatwiejszą drogę. Mogłem przecież pojawić się na jakiejś konferencji którejś teraz z popularnych federacji pokroju Fame MMA i coś świrować, ale tego nie zrobiłem bo miałem wiele innych rzeczy na głowie.

Taki brak reakcji wyszedł Ci na dobre, bo słuchacze mogą teraz skupić się na kwestiach muzycznych.

Zgodzę się, bo mało kto ma teraz na to czas. Może byłoby tak, że gdybym ponownie się znalazł w takiej sytuacji, to mógłbym to wykorzystać swoją sytuację, pokazać się w kilku miejscach i tym samym promować. Natomiast to, jak to rzeczywiście wyszło, z pewnością uczyniło moją twórczość lepszą. Nie ukrywajmy jednak, że wtedy płynąłem na fali tych wszystkich wydarzeń i nie wiedziałem, gdzie mnie to zaprowadzi. Teraz przyszły refleksje i mogę tym świadomie kierować. 



Myślisz, że można to nazwać takim drugim, rapowym początkiem? Czuć świeżość i zupełnie inny vibe odkąd wydajesz pod własnym szyldem. W QueQuality jednak musiałeś mieć określone ramy działania. 

Trzeba jednak powiedzieć, że byłem tam dość niezależny. Tam nie mogłem w pełni działać chwilą i np. wypuścić kawałek o 1:00 w nocy, bo właśnie go nagrałem. Co prawa kilka takich numerów mi wyszło, ale generalnie jakiś tam łańcuch był. Cały mechanizm jednak tak dużej wytwórni i ogrom możliwości, jakie za sobą niesie, były bardzo na plus. Zawsze mówiłem jednak, że w QueQuality było super, ale to tylko przez jedną osobę, czyli głównego managera Dawida Szynala. Artyści, którzy potrafili mądrze poprowadzić współpracę z nim, zawsze na tym dużo zyskiwali. Przedstawiciele wytwórni zawsze byli przy mnie, gdy miałem jakiś kryzys, ale gdy w wytwórni źle się działo, to także bardzo się starałem pomóc. Gdy "przebojowy frontman" nie wydawał żadnej płyty i nie zanosiło się na konkretne plany, to próbowałem więcej działać i też służyć wsparciem. 

Diss na Quebonafide to jedno. Drugą sprawą jest to, że nie masz teraz żadnych aktywnych konfliktów z raperami. Czy to nie jest trochę kwestia tego, że przez te sytuacje z przeszłości mógłbyś startować już z przegranej pozycji?

Moim zdaniem jest wręcz przeciwnie. Ludzie mogą się opierać na pojedynczych, zasłyszanych zdaniach i trzech faktów. Dla mnie to jest bardzo komfortowa sytuacja. Tak naprawdę środowisko rapowe jest bardzo łatwe do zmanipulowania i nie docenia, że ja mu tego nie robię. Przecież ja na trueschoolu mogę nagrać coś na pstryknięcie palcem, ale nie chcę. Są tacy raperzy, z którymi nikt nie chciałby mieć beefu. Mówi się tu chociażby o Białasie. Według mnie, ze mną także nikt nie chciałby się w ten sposób konfrontować. Wiadomo, że mogą mówić, że jest inaczej, bo mieliby wsparcie itd., ale nikt nie jest takim psychopatą, jak ja, który potrafi zamknąć się na 48 dni i nocy, zatrzymać czas i tylko napie*dalać wersy. Są tacy raperzy, którzy jednak bardzo by tego chcieli i się o to starają, ale bliżej im w tym do cyrkowców, niż poważnych ludzi. 

Po rozwiązaniu umowy z QueQuality był w międzyczasie jeszcze taki pomysł, by spróbować swoich sił w innej wytwórni, czy jednak OU7SIDE było rzeczą naturalną od razu po tej sytuacji?

Już dużo wcześniej pojawił się pomysł, by wyjść "na swoje", ale zawsze szanowałem to, jak się umówiłem z przedstawicielami wytwórni i bardzo mi to pasowało. Wiele rzeczy, które teraz muszę ogarniać we własnym zakresie, tam "działy się same". Zapewne lepiej by się dla mnie wszystko potoczyło, gdybym odszedł z wytwórni przed całą aferą związaną ze mną, ale nie chciałem być nie fair w stosunku do ludzi, którzy we mnie wierzyli i zainwestowali. Wbrew temu co się o mnie mówi, nigdy nie byłem takim człowiekiem, który zostawia ludzi na lodzie. Mimo tego, że zaufanie było tam aż tak duże, że wiele rzeczy ogarnialiśmy "na słowo". 

***

Niedługo po zakończeniu rozmowy Kuba zapoznał mnie z jego najnowszym materiałem, czyli "Księgą jesiennych demonów" i z czystym sumieniem mogę zapewnić, że pod względem muzycznym ma wyśmienicie. Preorder do nabycia znajdziecie tutaj.


Dodał(a): Konrad Klimkiewicz / fot.: CHOJRAK MEDIA Niedziela 16.01.2022