Dzisiaj będę żołnierzem - o rekonstruktorach historycznych

Możesz zabijać wirtualnie, ale możesz też walczyć z wrogiem twarzą w twarz, na świeżym powietrzu, w blasku słońca. Choć w dalszym ciągu na niby i dla zabawy. Tak robią rekonstruktorzy, fanatycy historii, którzy potrafią też nieźle zarobić na swojej pasji.
iStock-90155195.jpg

Pierwsze skojarzenie najczęściej jest jedno i dotyczy dwóch nagich... mieczy. Inscenizacja słynnej bitwy pod Grunwaldem z 1410 roku ma długą historię i z roku na rok przyciąga coraz większe tłumy. W 2018 roku na polach Grunwaldu „walczyło” około półtora tysiąca rycerzy, a obserwowało ich, według niektórych szacunków, łącznie nawet 100 tysięcy widzów. To pokazuje skalę zjawiska, jakie w ostatnich latach zawładnęło Polską.

– Przełomowe były dla nas lata 2008-2015. W dużej mierze dzięki Internetowi mieliśmy wtedy prawdziwy boom na rekonstrukcje historyczne. Dzisiaj, według moich ostrożnych szacunków, liczba aktywnych rekonstruktorów w Polsce kształtuje się na poziomie 80-100 tysięcy – mówi CKM Grzegorz Antoszek, od wielu lat uczestniczący w rekonstrukcjach jako członek grupy GRH „Grenadiere”, a także jako fotograf uwieczniający działania innych.

Podróż w czasie

Polscy rekonstruktorzy cofają się do prawie wszystkich historycznych epok. Bardzo popularni są wikingowie (Wolin!). Nie brak odwołań do początków kultury słowiańskiej, co gładko przenika się z grupami przybliżającymi realia życia w średniowieczu. Najpopularniejszym trendem w ostatnich latach jest jednak rekonstrukcja II wojny światowej i pierwszych lat po niej. Chociaż tu pojawia się problem: z kimś polscy żołnierze i powstańcy muszą walczyć, a nie ma wielu chętnych do paradowania w mundurach nazistów (co nie znaczy, że się jednak nie znajdują). Tego problemu nie mają ci, którzy odtwarzają walki „żołnierzy wyklętych” – polskiego podziemia antykomunistycznego z lat 40. XX wieku, na których, z różnych względów, panuje ostatnio prawdziwa moda.

[...]

Kosztowna zabawa
Kiedyś odtwarzanie historii było tanim hobby. Kij od mopa mógł służyć za miecz, a do stroju nikt nie przywiązywał specjalnej wagi – liczyła się pasja i możliwość spędzenia czasu z podobnymi sobie fanami historii. Dziś jest inaczej. Jeżeli rekonstruktor poważnie traktuje swoja robotę, na samym tylko starcie musi się liczyć z wydatkiem rzędu nawet 5 tys. złotych. I to tylko na zakup bazowego wyposażenia, niezależnie od epoki (choć wiadomo, że zrekonstruowanie pełnego munduru z uzbrojeniem jest droższe niż ciuchy prostego partyzanta). Lecz wydatki na ubiór i broń są dopiero początkiem. W grupach odtwarzających poczynania husarii czy kawalerii wielu uczestników jeździ na własnych koniach, a zafascynowani II wojna światową nie zadowalają się tylko bronią ręczną. W oparciu o własne części potrafią zrekonstruować niemieckie działo samobieżne lub nawet czołg i tutaj wydatki szybują już do dziesiątek tysięcy złotych i wyżej. Na tym tle kwoty związane z regularnymi wyjazdami na rekonstrukcje w całej Polsce to już naprawdę drobiazg.

To był fragment tekstu o rekonstruktorach historycznych - resztę znajdziesz tylko w listopadowym numerze CKM.

ckm-11-18-9d0d44b8672c24937079ae02113f028e_718536.jpg

Kup CKM przez internet: zamawiając prenumeratę na cały rok dostaniesz dwa numery za darmo i dodatkowy prezent gratis. KLIKNIJ TUTAJ.


Dodał(a): Kacper Bartosiak/ fot. istockphoto.com Poniedziałek 26.11.2018