Białas w Compton

Słońce, palmy, dilerzy, zabójcy, raperzy... Nasz wysłannik Mateusz Natali pojechał do Compton, legendarnego amerykańskiego miasta gangów oraz rapu – i przeżył
natali-w-compton-ckm.jpg

Nie przyjeżdżaj do L.A., tu nikt z nas się nie cacka” – tymi słowami wita przybyszów na swoim nowym albumie YG (Young Gangsta), nowy gwiazdor rapu z Compton. To jedno
z najłagodniejszych „zaproszeń”, jakie usłyszysz od mieszkańców tych okolic. Compton to teoretycznie jedna z mniejszych dzielnic wielkiego Los Angeles w amerykańskiej Kalifornii – w praktyce siedziba słynnych gangów Bloods i Crips, miasto znane na całym świecie z przemocy, strzelanin i rekordowych wskaźników przestępczości, oraz matecznik gangsta–rapu, z którego pochodzą m.in. tacy słynni raperzy jak N.W.A.,
Dr. Dre czy też Kendrick Lamar. Czyli, innymi słowy, to świetny cel podróży wysłannika CKM.

Przystanek Oakland
Zanim jednak dotrę do Compton, przejeżdżam szlakiem innych kultowych miejsc amerykańskiego gangsta–rapu. Zaczynam od rzutu oka na Oakland, w którym karierę rozpoczęli m.in. G–Eazy i Too Short – jednego z najbardziej niebezpiecznych miejsc
w całych Stanach. Oakland jest miastem robotniczo–transportowym i idealnym punktem dla przemytników narkotyków oraz sercem tamtejszego narkobiznesu. Wprawdzie po szalonych latach 70. i 80. XX wieku sytuacja już się poprawiła, jednak nadal jest to rejon podwyższonego ryzyka.
„Oakland? Studiowałem tam cztery lata i ogólnie spoko...” – mówi mi kumpel z Polski. – „...Choć raz okradli mnie w centrum. A moją koleżankę próbowali zgwałcić w środku dnia. Raz też na domówce zjawiła się lokalna ekipa i jednego znajomego tak przekopali, że skończył na wózku” – dodaje kumpel po namyśle.
Więc ogólnie jest tam spoko...

Cel: pal!
Nadszedł czas na Compton, czy też – jak to określa wspomniany na początku tego tekstu raper YG – Bompton. YG mówi tak, bo reprezentuje gang Bloodsów, którzy litery C (a więc litery ich największych wrogów Cripsów) po prostu nie używają. Z tekstów jego i innych gangsta–raperów wyłania się obraz miasta, w którym na każdym kroku spotkać można wymianę ognia, napady, konflikty, rozboje, a spluwa w kieszeni to atrybut równie obowiązkowy jak smartfon. To oczywiście przesada, ale nie ma wątpliwości, że problem przemocy w biedniejszych dzielnicach amerykańskich miast, a szczególnie w Kalifornii (w całej aglomeracji L.A. policja odnotowuje 1350 gangów, w małym Compton jest ich jakieś 200) istnieje i jest naprawdę duży.

Welcome to CKMpton
Wybrałem się do Compton razem z Hodari Sababu, ojczymem słynnego rapera The Game’a, który wprowadził mnie w rejony, których białasowi z Europy lepiej nie eksplorować na własną rękę. Już na samym początku Hodari ostrzegł, żebym przypadkiem nie próbował pokazywać żadnych znaków gangów. Poza tym w niektórych miejscach trzeba chować telefon, no i lepiej cały czas rozglądać się na boki.
„Jest dzień, więc powinno być spokojnie, ale niedawno też kogoś oprowadzałem i akurat trafiliśmy na scenę zbrodni. Na ulicy leżał jeszcze trup, a wszyscy szybko wyskoczyli z samochodu żeby zrobić sobie na jego tle selfie. Jaka może być lepsza pamiątka z Compton?” – zapytał mnie retorycznie Hodari, 60–letni Blood z kryminalną przeszłością. – „Siedziałem 10 lat, dilowałem tu koksem tak samo jak matka Game’a, ale teraz skupiam się już na legalnym biznesie” – usprawiedliwiał się....



To tylko mały fragment relacji Mateusza Natalego z podróży do Compton. Cały artykuł przeczytasz w listopadowym numerze CKM – w kioskach!

11_ckm_2016-617.jpg

Po co iść do kiosku? Zamów CKM prosto do domu! Nie tylko zaoszczędzisz pieniądze, ale dostaniesz ekstra książkę gratis

prenumerata-listopad-2016.jpg


Dodał(a): CKM Piątek 04.11.2016