Wolna Amerykanka

Co za czasy! Wielka karierę można dziś zrobić tylko w wielkim kraju!

american dream


Takim wielkim krajem jest tylko Ameryka— wyłącznie tam czekają na ciebie naprawdę wielkie pieniądze, piękne kobiety i sukces. Jak bowiem mawiał ś.p. Henry Ford, lepiej być pucybutem w USA niż przemysłowcem w Europie. Pucybut w Stanach może tylko pójść do góry — europejski menedżer wyłącznie w dół. Chyba, że wybierze karierę pucybuta w USA i pozna reguły dobrego zachowania, postępowania i wychowania rządzące Nowym Światem, czyli „American way of life”.

Na haju
Reguły te wcale nie są proste. Sama znajomość języka angielskiego to za mało. Już samo witanie się w USA to problem. Żadne tam staropolskie „misie”. Tutaj należy podać dłoń i mocno, ale tylko raz uścisnąć rękę rozmówcy. Jeśli osoba witana jest dobrze ci znanym mężczyzną (nazwijmy go Smithem), możesz go poklepać drugą dłonią po plecach. Tutaj pierwsze odstępstwo od tej zasady: klepiesz tylko facetów młodszych od siebie lub mniej utytułowanych i nigdy nie klepiesz kobiet. Faceci starsi i z większą forsą klepią ciebie. Kiedy spotkasz Smitha następnego dnia, nie zdziw się, jeżeli na dzień dobry nie ściśnie ci ręki, tylko rzuci krótkie „Hi!” (czyt.: haj). W Ameryce uścisk dłoni jest gestem ceremonialnym i uroczystym. Na co dzień ludzie witają się tylko słowami. I pamiętaj: nawet gdybyś tego samego faceta widział tego samego dnia po raz setny, zawsze mu rzucaj „Hi!”.


Żegnaj misiu!

Wiesz już, że słowiański „miś” jest w USA tym czym u nas gwałt. Owszem, Amerykanie obściskują się, ale co to, pożal się boże, za uściski. Polegają one na dotykaniu się bokami twarzy, obejmowaniu ramionami, przy czym reszta ciała, od ramion w dół, jest na dystans. Z reguły za oceanem obowiązuje reguła „don’t touch!” — nie dotykaj. Wiadomo: co dotknięte, to kupione. Dotyczy to też typowo polskiej galanterii — całowania kobiet w dłoń. Przysporzy ci ono raczej kłopotów niż uznania— z oskarżeniem o „sexual harassment” (molestowanie seksualne) włącznie.


Jaki dablju?
Jeśli nie zawaliłeś początkowych lekcji dobrego wychowania, przejdźmy teraz do klasy z tabliczką „rozmowy”. Jankesi szybko przechodzą na ty, a częste operowanie imionami podnosi serdeczność rozmowy. Kłopot w tym, że Amerykanie mają ogromną liczbę imion, nie mieszczących się w żadnych leksykonach. Mają też zwyczaj nazywania dzieci nazwiskami sławnych osób, a potem — w celu ułatwienia — posługują się tylko pierwszą sylabą imienia. Jeśli więc przed 20 laty tata naszego Smitha nadał mu imię Wałęsa, to teraz zostanie ci on przedstawiony jako W. (czytaj: dablju) Smith i tak musisz do niego mówić. W sytuacjach tzw. nierówności pozycji, np. kiedy jesteś u lekarza, to mimo iż przedstawił się on imieniem, staraj się mówić do niego bezosobowo. Demokracja demokracją, ale lekarz może nie wytrzymać „tykania” i — niby zupełnie przypadkiem— zamiast leku na przeziębienie, zaaplikować lek na przeczyszczenie. Pełna równość panuje natomiast w rozmowie. Co to znaczy? Macie gadać na zmianę, obowiązuje bowiem zasada „turn—talking” — wymienności. Masz 30 sekund, potem 30 sekund ma twój rozmówca. Jak bardzo przestrzegana to reguła przekonasz się, gdy interlokutor przerwie ci po przysługującym ci czasie opowiadanie kawału zanim dotrzesz do puenty.

Rozmowy ograniczone
Musisz też wiedzieć o czym rozmawiać. Zapomnij więc o polityce, geografii czy historii, bo może się okazać, że twój rozmówca myli Polskę z Pernambuko, a powiedzenie mu tego będzie szczytem nieuprzejmości. Rozmawiaj o tematach bezpiecznych: pogodzie, sporcie, rodzinie (ale powierzchownie, bez żadnych zwierzeń). Dobrze jest pochwalić się udanymi zakupami lub zyskowną sprzedażą. Amerykanin, choćby był najbogatszy, jest szczęśliwy tylko wtedy, gdy zrobi byznes, big byznes. I, na miły bóg, nigdy nie rozmawiaj o rzeczach smutnych, ani nie narzekaj. Babcia umarła? Mów, że wyjechała na Florydę. Dziecko się upiło? Powiedz, że jest rozentuzjazmowane po spotkaniu z kolegami. Żona się puściła? Zapewniaj, że jest towarzysko rozrywana. W Polsce twoja szczerość z reguły wzbudza sympatię, ale tutaj traktuje się ludzi z problemami jak barany z pryszczycą. Musisz zatem przykleić sobie uśmiech (keep smiling), nawet gdybyś od tygodnia cierpiał na ostre rozwolnienie.

Miękko i bezpłciowo

Niech nie opuszcza cię świadomość, że mieszkasz w kraju równości i demokracji. Jeśli więc przypadkiem jesteś profesorem sinologii, a rozmawiasz z wietnamskim dozorcą, nigdy nie chwal się swoim tytułem, bo facet może poczuć się urażony i skończyć u psychoanalityka (zasada poprawności politycznej). Dobre wychowanie po amerykańsku wyklucza sprawianie rozmówcy przykrości. Jeśli akwizytor wciska ci przeterminowany towar, nie mów mu „nie kupię” (bo się zmartwi), tylko „zastanowię się nad tym”. Jeśli współpracownik daje ci analizę, która do niczego się nie nadaje, nie mów mu „jesteś osłem”, ale „twoja analiza nie jest całkiem dobra”. W ogóle dobrze robi zmiękczanie opinii negatywnych słowami „myślę, że”, „wierzę, że” itp. Musisz też uważać, żeby kogoś nie obrazić, mówiąc coś identyfikującego — bo on może tę identyfikację uznać za dyskryminującą. Dlatego nie podnoś w rozmowie kwestii płci, rasy czy pochodzenia etnicznego. Nie mów o strażaku „fireman” (strażak), bo jest tam maskulinarne „man”, tylko „firefighter”, co jest nieskończenie bezpłciowe. Podobnie zamiast „postman” (listonosz) mów „lettercarrier”, zamiast „man—made” (wyprodukowane), mów „constructed” lub „manufactured” (to samo, ale bez „man”).


Dziecko jest Murzynem Świata
Aby uniknąć oskarżenia o molestowanie seksualne (modny w USA sposób zarabiania na życie), unikaj nie tylko przepuszczania kobiety przodem przez drzwi, ale też prawienia komplementów. Jeśli nie możesz się powstrzymać, to nie mów „she is a nice girl” (to miła dziewczyna), tylko „a nice person” (miła osoba). Możesz też obrazić rodziców, identyfikując ich pociechę jako chłopca lub dziewczynkę! Słowo „dziecko” też jest obraźliwe, bo „ono” to prawie to samo co „rzecz”, a dziecko rzeczą nie jest. Czekaj więc aż rodzice pomogą ci, nazywając malca po imieniu i też go tak nazywaj. Jeśli imię jest niezrozumiałe, a ty już musisz coś powiedzieć, mów: „What a nice little sweetie” (jakie słodkie maleństwo). Murzyna w USA nie waż się nazwać „Negro” lub „Black”. To po prostu Afro—American (afrykański Amerykanin). Trzymając się tej logiki, masz prawo pójść do sądu po wielomilionowe odszkodowanie, gdy ktoś określi cię jako Pole (Polak), który kojarzy się w Stanach z niewybrednymi „Polish jockes”. Jesteś teraz Polish American. I tak ma zostać!


Pijany drwal
Było powitanie, przyszedł czas na pożegnania. Banalne „goodbye” może być odebrane jako lekceważące, a „thank you for your attention” (dzięki za twoją uwagę) jako niepoprawne, bo nigdy nie wiadomo, czy obaj poświęciliście rozmowie tyle samo uwagi. Ma być neutralnie, więc najlepiej „thank you for your time” (dzięki za twój czas). Skomplikowane? Pewnie. Ale gdy masz już milion, a jeszcze lepiej kilkanaście milionów na koncie, możesz nawet zachowywać się jak pijany drwal i nikt złego słowa ci nie powie. Bo, trawestując hasło wyborcze byłego prezydenta USA (tego od cygar): „Najpierw kasa, głupku”. A polityczną poprawnością wypchaj sobie trampki.


Dodał(a): Piotr Skalski Poniedziałek 12.09.2011