Spacer śmierci - Nik Wallenda

Nik parę dni temu przeszedł po linie bez zabezpieczenia na wysokości 180 metrów nad ziemią. Wysoko, nisko? Wyobraź sobie balansowanie na krawędzi 67-piętrowego bloku mieszkalnego. Podczas swoich spacerów pobił dwa rekordy Guinnessa.
nik-wallenda-rekord.jpg

Nik Wallenda tak samo jak spacery po linie bez asekuracji, trenuje również spadanie. W zaciszu domowym opracowuje techniki, które uratują mu życie, kiedy wisi na niebotycznej wysokości. Gdyby miała mu powinąć się noga, jest w stanie (teoretycznie) złapać w locie linę, po której idzie i trzymać się jej przez 20 minut. Później spadnie i zabije się.

Tak jak jego dziadek w 1978 roku w Puerto Rico. Miał 73 lata i dokonał żywota w taki sam sposób, w jaki je przeżył – igrając z losem podczas spacerów na wysokościach. Chodzenie po linie bez asekuracji to tradycja rodzinna Wallendów pielęgnowana od siedmiu pokoleń. Nic więc dziwnego, że Nik i jego mama Delilah po 33 latach pojechali na miejsce tragedii i dokończyli przejście seniora.



Tym razem 35-letni Nik postawił sobie poprzeczkę, a właściwie linę, jeszcze wyżej. Na wysokości 180 metrów nad ziemią. Do przejścia miał odległość 138 metrów, bo tyle dzieliło od siebie dwa budynki w Chicago: Leo Burnett Building i Marina Tower. Rekord, który ustanowił podczas tego spaceru, dotyczył najbardziej stromego podejścia – przez ostatnie 25 metrów szeroka na niecałe dwa centymetry lina wzbijała się pod kątem 19 stopni. Nik cała trasę pokonał w niecałe siedem minut.  

Nik pobił też drugi rekord Guinnessa w wysokości spaceru po linie bez zabezpieczeń z zasłoniętymi oczami. Zrobił to na wysokości 165,5 metra na dystansie 94 metrów między budynkami Marina Tower w czasie 1:17.



Patrząc na postępy w karierze linoskoczka, śmiało zaryzykujemy stwierdzenie, że Nik celuje coraz wyżej i na pewno zajdzie wysoko.







Dodał(a): gianni Środa 05.11.2014