Strzelec wyborowy
Robert Lewandowski: No pewnie, na boisku zdecydowanie lepiej czuję się jako napastnik niż pomocnik.
CKM: A poza stadionem piłkarskim?
Robert Lewandowski: Czasami chodzę na strzelnicę. Waliłem już z paru fajnych
rzeczy – pistoletów, rewolwerów, nawet z karabinu maszynowego. Strzelanie z
broni to nie jest taka prosta sprawa, jak się wydaje.
CKM: Coś o tym wiem, grałem kiedyś w „Call of Duty”...
Robert Lewandowski: Ja też. Wzięło się to stąd, że po meczu
wracasz do domu, a adrenalina oraz emocje jeszcze w tobie buzują. I nie możesz
zasnąć. Więc w Dortmundzie mieliśmy taki zwyczaj, że po prawie każdym meczu w
dziesięciu chłopaków wchodziliśmy w swoich domach do sieci i do trzeciej, czwartej
w nocy strzelaliśmy do siebie w „Call of Duty”. Ostatnio ja koś z tą zabawą
przestaliśmy, ale właśnie wychodzi nowe „CoD” i wiem, że chłopaki już się na to
szykują.
CKM: Toczyliście II wojnę światową? Z jednej strony polscy
piłkarze w Borusii: ty, Kuba Błaszczykowski i Łukasz Piszczek, a z drugiej
dywizje pancerne Niemców...
Robert Lewandowski: Aż tak daleko to nie poszło. Ale za to od
czasu do czasu w szatni puszczamy pozostałym chłopakom polski hip hop, więc
wiedzą, że z nami nie ma żartów. (śmiech)
CKM: Najważniejsza bramka, jaką strzeliłeś w życiu?
Robert Lewandowski: Mam nadzieję, że
jeszcze jest przede mną.
CKM: A akcja lub mecz, o których chciałbyś zapomnieć?
Robert Lewandowski: Polska - Hiszpania
0:6. W zasadzie już o tym zapomniałem. Dzięki za przypomnienie...
CKM: Żeby nie być
słabym, trzeba trenować od małego. Porównaj swoje młodzieżowe treningi w
Warszawie z tym, co widzisz w Niemczech.
Robert Lewandowski: Uf, ciężko to porównać. Jak uczyłem się
grać w piłkę w klubie Varsovia Warszawa, to mieliśmy do dyspozycji tylko jedno
boisko, a na nim głównie piasek. A w Borusii jest... 13 boisk do trenowania, z
czego tylko dwa dla seniorów, a reszta dla młodszych zawodników. W tym dwa
boiska są podgrzewane, a jedno ze sztuczną nawierzchnią.
CKM: ...a więc w pierwszej kolejności trzeba w Polsce
budować boiska?
Robert Lewandowski: Zacząłbym od reformy systemu szkolenia. Niemcy są znani z
jednej z najlepszych szkół piłkarskich w Europie. Głównym aspektem treningów
jest technika. Czym młodszy chłopak, tym więcej musi mieć kontaktu z piłką,
uczyć się jej kontrolowania, dryblingów. Dzieciaki powinny się bawić tą piłką –
a nie ćwiczyć siłę, jak w Polsce. Jak ja byłem chłopakiem, to np. ostro
musiałem trenować biegi. Teraz jestem starszy i się pytam: po co to było?
Robert Lewandowski: Nie, zbieżność nazwisk przypadkowa. Ale jak kiedyś razem graliśmy w reprezentacji, to był śmieszny problem – ktoś na boisku krzyknął „Lewy” i nie wiedzieliśmy, czy to do mnie, czy do niego.
CKM: Jednak cała twoja rodzina jest bardzo sportowa.
Robert Lewandowski: Tata był mistrzem Polski w judo i pierwszym trenerem Pawła
Nastuli. Mama z kolei miała mistrzostwo Polski w siatkówce. Siostra też gra w
siatkę, choć trochę brakuje jej wzrostu i wielkiej kariery nie zrobiła.
CKM: No i jeszcze twoja oficjalna narzeczona...
Robert Lewandowski: Jak ją spotkałem po raz pierwszy, myślałem, że ćwiczy balet. Taka jest drobna. Zaś Ania
jest mistrzynią Europy w karate, a na mistrzostwach świata była trzecia!
CKM: Często wali cię „z karata”?
Robert Lewandowski: Żadnej przemocy! Nie
bijemy się ze sobą, co najwyżej trochę przekomarzamy.
CKM: Spędzicie razem
najbliższe święta i sylwestra?
Robert Lewandowski: Oczywiście, choć raczej nigdzie dalej
niż do Polski nie wyjedziemy. 21 grudnia jeszcze gram mecz i już 3 stycznia
muszę być z powrotem w Dortmundzie. Więc nowy rok powitam pewnie w okolicach
Warszawy.
CKM: Będziesz strzelał fajerwerki?
Robert Lewandowski: Pewnie tak. W tamtym roku parę odpaliłem i udało się bez
straty palców. Ale lepiej uważać na takie rzeczy, więc jeszcze muszę to
przemyśleć.
CKM: Kto gotuje w waszym domu?
Robert Lewandowski: Oboje gotujemy, ale Ani to zawsze jakoś lepiej wychodzi.
Uwielbiam makarony, ryby, szczególnie łososia, no i steki. Kiedyś byłem też
maniakiem słodyczy, ale musiałem przystopować. Słodycze osłabiają organizm.
CKM: W przeciwieństwie, jak wiadomo, do alkoholu...
Robert Lewandowski: Pozwól, że nie do końca się z tym zgodzę... Owszem, lubię
białe wino, do czerwonego chyba jeszcze nie dorosłem. Czasem też po meczu wyjdziemy
całą drużyną na piwo czy dwa, ale każdy piłkarz jest przecież profesjonalistą i
wie, ile wypić.
CKM: Nawet np. przy
oblewaniu zdobycia mistrzostwa kraju?
Robert Lewandowski: No tak, wtedy to już nikt nie liczy, ile piw poszło. Ja
jednak bardziej lubię świętowanie na mieście. Jak zdobyliśmy mistrzostwo Polski
z Lechem, to na poznański rynek przyszedł tłum kibiców. A w Dortmundzie jechaliśmy
przez miasto w otwartym autobusie i fetowało nas chyba 500 tysięcy ludzi!
Wrażenia niesamowite.
CKM: Jeśli nie jedziesz akurat odkrytym autobusem, to czym?
Robert Lewandowski: Mam Audi RS5 i trochę większe Audi Q7.
CKM: Więc pewnie zebrałeś już niezłą kolekcję zdjęć z
fotoradarów.
Robert Lewandowski: Taaak, nawet trochę się zdziwiłem po przeprowadzce do
Dortmundu. Po pierwszym tygodniu przyszły do mnie trzy mandaty. I to jakie...
CKM: No jakie?
Robert Lewandowski: W terenie zabudowanym jechałem kolejno 56, 53 i 54 km/h. I
za to w Niemczech już dają mandaty!
CKM: Na szczęście u nas nie musisz tak się ograniczać.
Robert Lewandowski: Prawdę mówiąc, mam
już w sobie ten niemiecki nawyk do jazdy zgodnie z przepisami. Ale jak wjeżdżam
z Niemiec do Polski, to szybko się przestawiam.