Gladiator
Po zakończeniu jakże obfitej w sukcesy „kariery” Marcin Najman doczekał się filmu. Film jest dłuższy niż ostatnie walki człowieka, który nazwał się „el testosteronem”.
Póki, co w sieci krążą dwie części tego jakże pasjonującego widowiska. W pierwszej z nich mieszkaniec Częstochowy przedstawia swoją karierę amatorską, po czym tłumaczy swoje pierwsze zawodowe porażki kontuzją. W zawodowym debiucie uległ jakże utalentowanemu Peterowi Simko, który na ten czas miał bilans 0-11, gdzie zero jest ilością zwycięstw 11 porażek… No cóż kontuzja to kontuzja, nie ma co polemizować! Wszak lewa ręka to w boksie podstawa a tutaj nie mógł nią uderzać. Trudno się mówi. Taki jest sport. Druga walka to porażka z „mistrzem Podkarpacia” jak później nazywał Dawida Kosteckiego. Interesujące jest to, że „Cygan” przed odsiadką był w światowych czołówkach wagi półciężkiej na świecie, a ze złotoustego Marcina śmiała się cała Polska. No, ale Marcin widział to inaczej…
Druga część filmu zaczyna się opowieścią o imponującej ilości zwycięstw. Marcin Najman był niepokonany przez pięć lat! Ależ on bił! Szkoda tylko, że rywali o bilansach 0-0, 0-1, 0-2, 1-12, 6-4, 2-30, 10-11, 2-27, 0-8, 10-17,2-33,3-18. W tym okresie wziął rewanż na Peterze Simko, który miał już dwa zwycięstwa na koncie, przy 30 porażkach. To podobno najbardziej srogi rewanż, jaki wzięto w historii boksu.
Podobno ciąg dalszy opowieści nastąpi. Tam to się będzie działo…