Fight Club w realu

"Rynek" podziemnych walk na gołe pięści jest wart miliardy dolarów. Tak twierdzi ich organizator i promotor, były gangster - Danny Provenzano. To nielegalny sport, dlatego dostęp do takich klubów mają nieliczni. Tym razem wpuszczono tam reporterów z kamerami.
fightclubotw.jpg

Pamiętasz film Fight Club (Podziemny Krąg)? Narrator (Edward Norton) zmęczony swoim życiem i konsumpcjonizmem szuka sposobu na uporanie się z bezsennością w grupach wsparcia. To przynosi ulgę, która najprawdopodobniej powoduje stworzenie w jego głowie alter ego. „Razem” tworzą klub, w którym jego członkowie walczą na gołe pięści, bo potrzebują silnych bodźców, pozwalających im na odcięcie się od stresującej codzienności. Nie będę psuł Ci frajdy i jeśli nie oglądałeś tej kultowej pozycji, odpal ją, gdy nie będziesz wiedział, co obejrzeć. Jeżeli go widziałeś, wiesz o co chodzi. No i oczywiście zobacz go ponownie.

Takie kluby powstawały przed nakręceniem filmu (który był ekranizacją książki Chucka Palahniuka z 1996 roku),  jak i po jego premierze. Tylko że później wyrastały jak grzyby po deszczu albo siniaki na twarzach członków fight clubu po nocce na zawodach w piwnicy. Reporterzy BarcroftTV zgłębili temat i zobaczył, jak wygląda taki klub od środka.

fightclub1.jpg

Danny Provenzano, były gangster, zajmuje się organizacją i promocją walk bokserskich na gołe pięści. Promocja może brzmieć nienaturalnie, bo nie zależy mu na dużej publiczności, gdyż zawody te nie są legalne. Gdzieś na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych w warsztacie samochodowym zbierają się fascynacji tej rozrywki oraz młodzi adepci, którzy chcą zaistnieć w tym sporcie. Zaistnieć i zarobić.

Najlepsi, jak Bobby Gunn, zgarniają nawet 100 000 dolarów za walkę. Jest najlepszym i niepokonanym zawodnikiem wagi ciężkiej. Nic dziwnego, ma za sobą 24-letnie doświadczenie w boksie zawodowym. Mówi, że do tej pory poważną krzywdę wyrządził jedynie dwóm zawodnikom, którzy bali się wyrządzić krzywdę jemu. Zaznacza jednak, że walka na gołe pięści to sport, a nie uliczne mordobicie. Tu nie odgryza się uszu i nie wydłubuje się oczu. Obawiał się, że mógł umrzeć w ringu, gdy walczył zawodowo. Ale słusznie zauważa, że ten sport jest równie niebezpieczny co futbol, baseball czy samo życie.



Boks na gołe pięści jest bardziej złożonym i wymagającym sportem, bo złe trafienie może połamać dłoń, a brak uniku roztrzaskanie twarzy. Jednak zapewnia, że ciosów pada mniej, bo są bardziej precyzyjne, co eliminuje ryzyko poważnych kontuzji, w tym uszkodzenie mózgu. Oczywiście siniaki i rozcięcia pojawiają się dużo szybciej, niż w regularnym boksie.

Na razie fighterzy kryją się w podziemiach, ale liczą na legalizację zawodów, by móc konkurować nawet z UFC. Bobby twierdzi, że wkrótce będzie to dyscyplina numer 3. w sportach walki, zaraz po boksie i MMA. Danny twierdzi, że będzie starał się o wyprowadzenie tej aktywności z piwnic, ciemnych zaułków, warsztatów samochodowych czy opuszczonych fabryk. Tym bardziej, że według niego ten rynek wart jest miliardy dolarów, a wojownikom należy się godne wynagrodzenie. Tylko czy ktoś dopuści do legitymizacji tak niebezpiecznego sportu? Obstawiam, że szanse są marne, bo nawet żeby dostać porządny wpier*ol, trzeba spełnić warunki regulaminowe każdej tego typu imprezy.

Czy ktoś słyszał o podobnych klubach w Polsce? Chętnie zrobimy z tego materiał.


fightclub2.jpg

Dyskutuj z autorem na Twitterze






Dodał(a): Paweł Jaśkowski Poniedziałek 28.09.2015