Dziwaczne rytuały gwiazd futbolu

Żeby pozyskać przychylność sił wyższych, są w stanie przez lata obsesyjnie powtarzać przeróżne rytuały.

warka.jpg

Żeby odnieść dziś sukces w futbolu potrzebna jest ogromna praca, zaangażowanie, konsekwentnie realizowany plan i poświęcenie się wyznaczonemu celu.
W decydujących momentach piłkarze i trenerzy często potrzebują jednak czegoś jeszcze – przekonania, że los im sprzyja.

Za przesądnego uchodzi Adam Nawałka, trener polskiej kadry i bohater tegorocznej kampanii marki Warka, która przed mistrzostwami rozdaje kibicom 2 mln biało-czerwonych chust. Tymczasem nasz selekcjoner jest po prostu bardziej przywiązany
do pewnych procedur. Jeśli wszystko dobrze się układa, to nie chce niczego zmieniać.

Jeszcze podczas pracy w Górniku Zabrze wprowadził zasadę, że autobus z piłkarzami nie może się cofać. Jeśli więc kierowca minie miejsce parkowania, zawodnicy muszą wysiąść i pieszo pokonać drogę do punktu docelowego. Żelazna konsekwencja dotyczy też strojów. Choć do dyspozycji kadry są trzy komplety, w meczach wyjazdowych gramy cali na biało. Te biało-czerwone zarezerwowane są wyłącznie na spotkania rozgrywane w roli gospodarza. Czy to pomaga? Na pewno daje trenerowi, przed meczem, większy spokój. Ale na tle wielu innych piłkarskich rytuałów, zwyczaje naszego selekcjonera nie wyglądają na ekscentryczne.

Czosnek lekiem na klątwę

Futbolowe przesądy są stare jak ta dyscyplina sportu. Przykładem jest choćby historia Realu Madryt. Gdy w 1912 roku klub przeniósł się na nowy stadion, przez pięć lat nie był w stanie wywalczyć żadnego trofeum. Żeby przerwać tę „klątwę” władze klubu podjęły radykalne środki i… spaliły na środku murawy główkę czosnku. Najwyraźniej zadziałało, bo jeszcze w tym samym sezonie zespół wygrał Puchar Króla.

Dla piłkarzy i trenerów wszystko może mieć znaczenie – od części garderoby, poprzez dietę, aż po wykonywanie dokładnie tych samych czynności. Argentyński trener Carlos Bilardo, podczas MŚ w 1986 roku, kategorycznie zakazał swoim graczom jedzenia kurczaka, który w Ameryce Południowej jest jednym z symboli tchórzostwa. Przed pierwszym meczem turnieju pożyczył od jednego ze swoich zawodników pastę
do zębów, a ponieważ spotkanie było wygrane (3:1 z Koreą Południową), to piłkarz musiał już do końca turnieju dzielić się pastą z trenerem. Argentyna zdobyła tytuł,
a gdy na kolejnych mistrzostwa znów grała w finale, Bilardo założył ten sam krawat. Przez cztery lata magia musiała jednak wyparować, bo tym razem lepsi okazali się Niemcy.

chusty-06457.jpg

Bo to zły znak zodiaku był

Ciekawe metody podczas zmagań najlepszych reprezentacji świata stosowała też Francja. W 1998 roku, przed każdym meczem, obrońca Laurent Blanc czule całował łysą głowę bramkarza Fabiena Bartheza. Efekt? Wygrana w finale 3:0 z Brazylią.
Ten rytuał wygląda jednak niewinnie przy tym, co wyprawiał Raymond Domenech, trener Francuzów w latach 2004-2010. Wybierając graczy do składu kierował się horoskopem i kartami tarota. Nie powoływał do kadry skorpionów, bo uważał,
że ludzie spod tego znaku są kłótliwi. Niewiele lepiej traktował lwy, a akurat ten znak reprezentował najlepszy wówczas piłkarz „Tricolores” – Thierry Henry. On zresztą również miał swoje zwyczaje. Przed meczem zdarzało mu się zjadać pół paczki żelkowych misiów. I zawsze zaczynał od ich głów.

Wielu trenerów i futbolistów jest też wierna pewnym elementom garderoby. Kilku znanych trenerów, w tym Polak Jerzy Engel, przypisywało magiczną moc swoim płaszczom. Niektórzy zawodnicy, m.in. Kolumbijczyk Rene Higuita i Rumun Adrian Mutu, na mecz wybierali wyłącznie niebieską bieliznę, a ten drugi dodatkowo jeszcze zakładał ją na lewą stronę.

Palona kura uchroni przed kontuzją

Podobną obsesję miał nawet piłkarz wszech czasów – Pele. Kiedyś podarował kibicowi swoją koszulkę, a niedługo później zagrał bardzo słabo. Zlecił więc przyjacielowi odnalezienie fana i odzyskanie trykotu. Przed kolejnym spotkaniem dostał upragniony strój i zdobył zwycięską bramkę. Dopiero później dowiedział się, że kibica nie udało się znaleźć, a szczęśliwa koszulka była dokładnie tą samą, którą miał na sobie podczas tego przegranego meczu.

Jedni więc wierzą w magię ubrań, inni szukają bardziej wyszukanych środków. Niezwykły sposób na zapewnienie sobie przychylności losu mieli gracze Wybrzeża Kości Słoniowej. Przed meczami czasem palili kurę, a popiołem nacierali sobie kolana
i kostki, by w ten sposób uchronić się przed kontuzjami. O tym zwyczaju opowiadał trener Henryk Kasperczak, który obok WKS, trenował także m.in. Tunezję, Mali
i Senegal, naszych grupowych rywali w Rosji.

Swoje konsekwentnie powtarzane rytuały mają także kibice, często nie wyobrażając sobie meczu bez swojego szczęśliwego gadżetu, najlepiej w narodowych barwach.
W tym roku taką rolę mogą odegrać biało-czerwone chusty, rozdawane przez Warkę
w loterii piwnej. W końcu widnieje na nich podpis samego Adama Nawałki, który zawsze dba o najdrobniejsze szczegóły, nawet te wymykające się racjonalnej kalkulacji.


Dodał(a): Izabela Popko Środa 13.06.2018