Zielony potwór

Jeśli przynajmniej raz w życiu nie chciałeś poszaleć fordem mustangiem tak jak porucznik Bullitt, to znaczy, że w młodości bawiłeś się lalkami.

Zielony potwór


- Witam. Nazywam się Frank Bullitt i jestem policjantem z Kalifornii w stopniu porucznika. Akurat ze swojego zielonego Forda Mustanga patrzę w oczy dwóm zabójcom polującym na mnie w czarnym Dodge’u Chargerze. Wrzucam jedynkę, potężna moc zarzuca na boki tyłem narowistego samochodu. W kłębach dymu ze spalonych opon zwalam się na złamanie karku stromymi ulicami San Francisco. Powietrze rozdziera przejmujący dźwięk jednostki V8... Cholera! To nie silnik, tylko budzik! Budzik, który wyje w środku nocy, żebym mógł na czas stawić się na lotnisku, skąd rozpocznę jedną z najlepszych podróży w swoim życiu — do Miasta Mgieł, czyli San Francisco. Tam będę miał możliwość przejechać się Mustangiem Bullittem. To auto jest reedycją pojazdu, za kierownicą którego Steve McQueen jako Bullitt stworzył najsłynniejszą scenę pościgu samochodowego w historii kina.

PIERWSZY RAZ

Ford uczcił 40. urodziny filmowego Mustanga 390 GT Fastback limitowaną i rasowaną edycją współczesnego Mustanga GT. Auto ku czci porucznika B. dostępne jest w jedynym dopuszczalnym w tym przypadku kolorze — zgniłozielonym górskim. Dzięki tej barwie pojazd w kalifornijskim słońcu wygląda niczym wóz bojowy porwany z jednostki wojskowej. Obchodzę auto z respektem, podziwiając jego męską surowość. Twórcy tej edycji najwidoczniej rozumieli, że mają do czynienia z legendą, której nie wolno skrzywić metroseksualnym spojrzeniem. Dlatego jubileuszowe poprawki są niewielkie i trzymają się kupy — inny grill, gustowny pakiet aerodynamiczny i oldskulowe alufelgi w rozmiarze 18 cali. To wszystko! Wystarczy! Spokojnie mogę powiedzieć, że ten Mustang jest prawowitym synem klasycznych amerykańskich muscle carów!

Okej, czas rozbudzić potwora. Potwór jest benzynowcem V8 o mocy 315 KM, dysponującym „ciężarówkowym” momentem obrotowym 440 Nm przy 4250 obr./min. Wchodzę do środka. Kokpit Bullitta przypomina wnętrze droższego Mustanga Shelby GT500 i zaskakuje całkiem porządną jakością. A to w jankeskim wozie rzecz co najmniej dziwna. Muskam kierownicę z napisem „Bullitt” i retrodrążek zmiany biegów, odpalam silnik i robię przegazówkę.

Wraz ze wszystkimi żyjącymi istotami w promieniu tysiąca mil sycę się jego głębokim, basowym pomrukiem. Silnik o pojemności 4,6 litra plus podwójny układ wydechowy zaprojektowany specjalnie do tego modelu wytwarzają dźwięk, który strąca z nieba samoloty. Ponoć Ford zatrudnił akustyków, którzy mieli wspólnie z inżynierami dokładnie odtworzyć brzmienie oryginału z 1968 roku. Szacun! Z rozdziawioną gębą i uszkodzonymi bębenkami w uszach wrzucam opornie wchodzącą jedynkę i ruszam z Union Square.




Dodał(a): Michał Jośko Poniedziałek 11.04.2011