Przetrwać w „Zielonym piekle"

Maciej Dreszer ma 18 lat i doświadczenie wyścigowe, którego zazdroszczą mu setki mistrzów kierownicy z całego świata. Młody Tarnowianin w czerwcu tego roku wystartował w słynnym całodobowym wyścigu na Nürburgringu – najdłuższym i najtrudniejszym torze świata! O tym jak to jest przetrwać dobę w „Zielonym piekle”, być wyprzedzanym przez bolid pędzący 340 km/h i zdawać egzamin na prawo jazdy, gdy ma się już licencję wyścigową , opowiada najmłodszy polski talent w sportach motorowych i wchodząca gwiazda wyścigów.

_MG_1708.jpg


CKM: Czy całodobowy wyścig na słynnym torze Nürburgring to były najtrudniejsze 24-godziny w twoim życiu?

Maciej Dreszer:
Zdecydowanie tak. Ale nie zamierzam narzekać, bo to wspaniałe doświadczenie! W ciągu doby, w słońcu i w deszczu, wraz z moimi trzema zmiennikami pokonałem ponad 3500 kilometrów.

CKM: W tym roku skończyłeś 18 lat, byłeś najmłodszym kierowcą w historii całodobowych wyścigów na Nordschleife. To była presja czy pozytywny bodziec?
Maciej Dreszer:
Zdecydowanie pozytywny bodziec. Presję poczułem dopiero w 23. godzinie wyścigu kiedy ode mnie zależało dowiezienie zwycięstwa do mety. Nie trafiliśmy na „pudło”, ale nasz start nazywam zwycięstwem, bo w tym wyścigu, podobnie jak w maratonie, każdy kto dojedzie do mety jest zwycięzcą. Na skutek awarii i wypadków zawodów nie ukończyło w tym roku ponad 80 samochodów!

CKM: Byłeś nie tylko najmłodszym kierowcą na torze, ale do tego jeszcze do niedawna nie miałeś nawet prawa jazdy...
Maciej Dreszer:
Prawo jazdy już jest! Egzamin zdałem kilka tygodni przed wyścigiem, za pierwszym podejściem. To był dla mnie niezły stres, bo jak prezentowałby się kierowca wyścigowy, który oblał egzamin na „prawko”? (śmiech). Faktem jednak jest to, że na większości torów do startu w wyścigach wystarcza licencja wyścigowa. Nikt nie pyta o prawo jazdy.

CKM: Młody wiek stanowił utrudnienie w przygotowaniach do wyścigu?
Maciej Dreszer: Startować w wyścigu mogłem bez prawa jazdy na podstawie licencji wyścigowej, którą uzyskałem jako szesnastolatek. Jednak na Nürburgringu wprowadzono dla wszystkich dodatkową restrykcję wiekową – zgodnie z nią musiałem czekać do osiemnastych urodzin aby móc potrenować na torze w „realu”! Nie traciłem jednak czasu – wcześniej ponad pół roku ćwiczyłem na symulatorze. Mój pierwszy wyścig na N–ringu miał miejsce dwa dni po mojej „osiemnastce”. Dzięki symulatorom byłem do niego dobrze przygotowany.

_MG_1844.jpg

CKM: Ci, którzy znają Nürburgring, mówią o nim „Grüne Hölle” – „zielone piekło”. Co w nim piekielnego?
Maciej Dreszer:
Tor leży w niemieckich górach Eifel. Duża pętla, nazwana Nordschleife, została zbudowana w latach dwudziestych ubiegłego wieku. Ma ponad 20 kilometrów długości i biegnie przez górzyste tereny, a do tego, żeby było ciekawiej, ma kilka rodzajów nawierzchni wielokrotnie naprawianej przez ostatnie sto lat. Zdarzało się, że gdy jechałem po Nordschleife, w jednej części toru toru świeciło słońce, a na innej padał śnieg. Są tam takie miejsca, w których auto, przy prędkościach powyżej 200 km/h, wręcz odrywa się od ziemi!

CKM: W tym roku podczas wyścigu było bardzo wiele wypadków. Jak przetrwać dobę na tym torze?
Maciej Dreszer:
W czasie wyścigu Nürburgring to teren działań wojennych. W tym roku na starcie znalazło się ponad dwieście bardzo mocnych maszyn! Kierowcy walczą o każdy metr toru, auta są wyprzedzane równocześnie z dwóch stron, trzeba mieć oczy wokół głowy. Tłok na torze powoduje że najdrobniejsza stłuczka może wywołać karambol – auto zaczyna zachowywać się jak kula bilardowa, odbija się od barierek i często przypadkiem trafia w inne samochody. Stąd taka ilość wypadków. Jedynym sposobem na przetrwanie jest trzymanie się swojego toru jazdy i podejmowanie zdecydowanych decyzji o wyprzedzaniu. Nie ma miejsca na błąd. Każde hamowanie, wejście w zakręt i przyśpieszenie musi być precyzyjne. Wówczas nie przeszkadza się innym, w szczególności tym, którzy pędzą 340 km/h, podczas gdy moja Toyota wyciąga „ledwie” 240km/h...

_MG_2008.jpgCKM: Co to za Toyota?
Maciej Dreszer:
Wyścigowa wersja Toyoty GT86. Samochód prowadzi się doskonale, jest bezawaryjny, a jego możliwości trakcyjne pozwalają na zwiększenie mocy silnika nawet o pięćdziesiąt procent bez ryzyka niestabilnego zachowania w zakrętach. Jedyna awaria jaka nam się przydarzyła była konsekwencją stłuczki – w nocy, podczas hamowania, wjechał we mnie Volkswagen i moje auto „straciło” pół bagażnika i część układu wydechowego.

CKM: Nürburgring znany jest z tego, że startują tam najróżniejsze samochody – od supermocnych potworów w specyfikacji GT3 po pojazdy niemal zabytkowe, jak kultowy Opel Manta, który ściga się tam od lat. Jaki pojazd zapamiętałeś z tego roku?
Maciej Dreszer:
Najbardziej niezwykły był stary Volkswagen Golf III. Ten samochód to już niemal oldtimer, a jednak walczył z najlepszymi. Nie mam pojęcia, ile miał koni pod maską, ale był bardzo szybki.

CKM: A wyścigowo – do którego chciałbyś się przesiąść?
Maciej Dreszer:
Zdecydowanie McLaren 12C GT3. To auto o kosmicznej technologii. Już na pierwszym okrążeniu wyprzedziło inne samochody o ponad dwie sekundy! No i jest przepiękne...

CKM: Ile godzin udało ci się przespać w czasie wyścigu?
Maciej Dreszer:
Nie liczyłem. Najczęściej drzemałem, gdy jechali moi zmiennicy. Emocje były tak ogromne, że ciężko było zmrużyć oko. Sen z powiek spędzała mi myśl, że w czasie mojego odpoczynku auto prowadzone przez zmiennika mogłoby ulec awarii i nie ukończylibyśmy wyścigu.

CKM: Jak zmienialiście się za kierownicą?
Maciej Dreszer:
Tydzień przed startem wszystko było ustalone. Każdy kierowca miał jechać 75 minut, mieliśmy dokładnie 18 sekund na tankowanie i zmianę za „kółkiem”. Realia okazały się inne. Taktyka konkurencji wymusiła na nas wydłużenie zmian kierowców do 150 minut. Do tego warunki atmosferyczne i nieoczekiwane awarie spowodowały, że każdy z kierowców musiał pozostawać w gotowości przez pełne 24 godziny. Adrenalina była tak wielka jakbyśmy brali udział w akcji komandosów.

CKM: Ile czasu zajął ci powrót do normalności po takim wysiłku?
Maciej Dreszer:
Mam 18 lat, codziennie pływam, biegam, więc już po trzech dniach byłem zregenerowany i ponownie czułem głód wyścigów.

_MG_1100.jpg
CKM: Jak to się stało, że w ogóle startowałeś w tym roku na Nürburgringu?

Maciej Dreszer:
W życiu często decyduje przypadek. Miałem w tym roku ścigać się najnowszym BMW. Jednak fabryka nie zdążyła z realizacją zamówienia do końca lutego 2014. Alternatywą okazały się starty w pucharze Toyoty w barwach niemieckiego zespołu Doerr Motorsport. Zostałem bardzo życzliwe przyjęty, czuję się tam jak w dużej sportowej rodzinie. Doerr Motorsport to doświadczony team, który zajmuje się wyszukiwaniem wyścigowych talentów w całej Europie, a także testowaniem wyścigowych McLarenów. Być może wkrótce zacznę treningi za kierownicą tego samochodu – słyszałem, że szefowie zespołu mają taki plan. Nie miałbym nic przeciwko temu (śmiech).

CKM: W jakim wieku trzeba zacząć treningi, by jako osiemnastolatek ścigać się na Nürburgringu?
Maciej Dreszer:
Jeżdżę, odkąd pamiętam. Poważne ściganie zaczęło się po zdobyciu licencji kierowcy wyścigowego w wieku 16 lat. Najpierw był udział w Kia Lotos Race, w kolejnym sezonie doszła rywalizacja w pucharze Volkswagen Castrol Cup. W tym roku trafiłem do Doerr Motorsport i to był strzał w „dziesiątkę”. Kilka udanych startów sprawiło, że wpadłem w oko ludziom z Pirelli, a to zaowocowało zaproszeniem na Nürburgring.

CKM: Najsłynniejszy wyścig całodobowy to Le Mans. Czy to twój cel?
Maciej Dreszer:
Wielu kierowców nawet nie próbuje marzyć o Le Mans, bo to wyścig, który wymaga budżetu rzędu milionów złotych. Do tego niezbędne jest wsparcie mocnego sponsora. Mam nadzieję, że mój partner - Grupa Azoty – pomoże mi w realizacji tego marzenia.

CKM: Robert Kubica powiedział kiedyś, że endurance go nie interesuje, bo tam nie ma ścigania z przeciwnikiem tylko z czasem i samym sobą. Jak patrzysz na wyścigi długodystansowe?
Maciej Dreszer:
O F1 też możnaby powiedzieć, że tam nie ma ścigania tylko „wyścig zbrojeń”, ten kto ma najlepiej przygotowany bolid najczęściej prowadzi od startu do mety. W każdym sporcie motorowym decydująca jest walka z czasem. To rywal, któremu nie sposób uciec, można tylko wykradać cenne sekundy.

_MG_0870.jpg

CKM: Czy endurance będzie twoją specjalizacją?

Maciej Dreszer:
Za wcześnie na takie deklaracje. Starty na Nürburgringu dają mi kontakt z najlepszymi zespołami na świecie, co pozwala na rozwój wśród najlepszych. Jednak jest to jazda zespołowa, gdzie wynik jest wypadkową umiejętności i błędów kilku kierowców. A każdy sportowiec marzy o tym, by być docenianym za swój własny wynik...

CKM: Nurburgring 24h za tobą, jakie masz plany na resztę sezonu?
Maciej Dreszer: 
Startuję w długodystansowym pucharze Toyoty na torze Nürburgring. Do końca sezonu jeszcze kilka wyścigów, czeka mnie trudna walka o podium. Biorę też udział w Górskich Mistrzostwach Europy jako reprezentant Polski w zespole Race National Team Poland. Może uda się wywalczyć jakiś medal, choć o złoto będzie bardzo ciężko. Koniec roku to „Rajd Barbórki” na Karowej w Warszawie. To bardzo ważna impreza dla każdego kierowcy, zamknięcie sezonu w polskim motorsporcie. W ubiegłym roku nie miałem prawa jazdy i nie mogłem tam wystartować. W tym postaram się pokazać umiejętności.

CKM: A cele na najbliższe dwa lata?

Maciej Dreszer: Po pierwsze matura – trudny egzamin dla każdego, kto łączy naukę ze sportem wyczynowym. Kolejny cel to ściganie się za kierownicą McLarena 12C GT3 i start w prestiżowych wyścigach, w których nie było jeszcze żadnego Polaka. Szczegóły zostawiam na razie dla siebie, to moja sportowa tajemnica...


Dodał(a): Andrzej Chojnowski / Zdjęcia:(c)Dreszer Motorsport Czwartek 21.08.2014