Nowa definicja szaleństwa

Zapomnijcie o wszystkich autach, które w swoim życiu nazwaliście „szalonymi”, ponieważ nigdy, do żadnego z nich, to określenie nie pasowało tak bardzo, jak do tego. Oto odrzutowe Ferrari Enzo.
ferrari-enzo-jet-car-insanity.jpg

Szaleniec i psychopata czy geniusz i wizjoner? Wciąż nie możemy się zdecydować jak nazwać Ryana McQueena, Kanadyjczyka, który przez 12 lat budował odrzutowe auto, będące repliką Ferrari Enzo.

Z jednej strony to szaleniec, ponieważ miał już w swoim garażu Corvette i sprzedał ją tylko po to, by za pieniądze, które za nią otrzymał, nabyć dwa silniki odrzutowe produkcji Rolls-Royce’a i wykorzystać je do budowy własnego odrzutowego samochodu.

Jest on szaleńcem tym bardziej, że zdecydował się zrobić to wszystko, pomimo że nie miał wcześniej żadnych doświadczeń konstruktorskich, a o spawaniu wiedział tyle, ile przeciętny siedmiolatek i doskonale zdawał sobie sprawę, że wprowadzenie w życie jego śmiałego projektu, zajmie mu co najmniej kilka lat.


I owszem, przez jakieś 11 lat i 364 dni Ryan McQueen mógł być nazywany szaleńcem, jednak gdy po 12 latach wreszcie skończył swoje dzieło, już chyba można go tylko nazwać geniuszem.

I to pomimo że zaprojektowana przez niego, wyposażona w dwa silniki odrzutowe, replika Ferrari Enzo jest już czymś kompletnie szalonym. I nawet pominiemy już fakt, że aby zbudować całą konstrukcję, McQueen musiał wydać równowartość 275 tys. złotych.

Sami więc widzicie, jak bardzo cienka i płynna jest granica między geniuszem i szaleństwem. Dowody na załączonych zdjęciach.




Dodał(a): Jakub Rusak/ fot. motor1 Poniedziałek 11.07.2016