Niemy ryk

Łabędzi huk
elektryczkaART3.jpg

No i ostatni, najważniejszy, element, w którym elektryczne samochody wyścigowe zawodzą na całej linii. Dźwięk. Kto potraktuje poważnie choćby najszybszy samochód, który w szczytowym momencie brzmi jak dziecięca zabawka na baterie R14? Inżynierowie od „elektryków” wiedzą o tym i intensywnie kombinują, jak podgłośnić swoje dzieła. Jednym z pomysłów jest zainstalowanie głośników puszczających nagrane wycie (stosuje się to w „cywilnych” samochodach elektrycznych), ale to wariant tak żałosny, że chyba nikt nie traktuje go serio. Opcja mniej sztuczna to wyeksponowanie autentycznych dźwięków auta, np. turbiny. Jednak jak dotąd daje to e–wyścigówce maks. 60–80 decybeli. Śmiechu warte.

Mimo to wyścigi elektrycznych samochodów są przyszłością motosportu. Nie dlatego, że chcą tego widzowie, ale dlatego, że chcą tego organizatorzy i firmy. – Jeśli nie zrobimy nowej kategorii wyścigowej z nową energią, za 5–10 lat skończymy jak dinozaury – ucina wszelkie dyskusje Jean Todt, szef FIA. Niedawno zmierzono hałas w Formule 1. Najgłośniejszy okazał się bolid teamu Mercedes GP, którego silnik zaryczał z siłą 127,8 decybela. Zapamiętaj ten upojny dźwięk. To ostatnie chwile, gdy możesz się nim delektować.


Dodał(a): Mateusz Zieliński Poniedziałek 17.09.2012