Niemy ryk
Brakujące ogniwo
Elektroniczny morderca
Innym słabym punktem wyścigówek na prąd jest... też prąd. A
konkretnie porażenie prądem kierowcy i kogokolwiek, kto dotknie auta. Rzecz to
niebagatelna, gdyż samochody wyścigowe – nawet żenujące pierdoelektryki – mają
to do siebie, że często się rozbijają. Najsłynniejsze, choć na szczęście nie
śmiertelne, prądowe wypadki związane są z... Formułą 1, a konkretnie z
systemem KERS. Już podczas testów w 2008
roku jeden z inżynierów ówczesnego teamu BMW Sauber został poważnie rażony
prądem, gdy doszło do przebicia na karoserię bolidu. Dużo bardziej spektakularne
zdarzenie miało miejsce w 2012 roku, gdy tuż po Grand Prix Hiszpanii iskra z
baterii KERS spowodowała eksplozję w garażu teamu Williams (który, na
marginesie, właśnie świętował pierwsze
od 8 lat zwycięstwo w F1). Płomienie i dym spowodowały obrażenia u 31 osób, z
których 7 ostatecznie trafiło do szpitala.
Chcąc uniknąć takich i gorszych zdarzeń, pierwsze regulaminy
„Formuły E” długo i szczegółowo wyliczają zabezpieczenia, w jakie mają być
wyposażone samochody, by nie zmieniły się w elektrycznych zabójców. M.in. każdy
bolid ma mieć system automatycznie odcinający przepływ prądu w razie poważnego
zderzenia. A przy mniejszych kraksach prąd będzie można błyskawicznie wyłączyć jednym
przyciskiem – jeden będzie dostępny w kabinie kierowcy, drugi u mechaników i
ratowników na zewnątrz bolidu.