Złoty piernik

Muniek o nowej płycie T.Love, tabletach, fejsie, spódniczkach i yerba mate. Przeczytaj, a przekonasz się, że to nie tylko wzorzec autentycznego rockmana, lecz także ktoś, kto przywraca wiarę w istnienie prawdziwych facetów w starym dobrym stylu.

Muniek T.Love

CKM: Czy po aferze z firmą Amber Gold warto jeszcze inwestować w złoto?
Zygmunt „Muniek” Staszczyk: „Old is Gold”, tytuł i koncepcję naszego nowego albumu miałem gotowe już jakieś pięć lat temu, czyli zanim Amber Gold zaczęło kręcić lody (śmiech). A czy warto inwestować w złoto T.Love? To zweryfikuje rynek. Jak na razie pierwsze opinie na temat tego wydawnictwa są pozytywne, dzięki czemu tym bardziej uważam, że warto było pracować nad nim cztery lata.

CKM: Jak bardzo zestarzeliście się w ciągu tych lat?
Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Wiesz, nie jesteśmy młodzieniaszkami – T.Love stuknęło 30 lat, a ja sam za rok mam 5 dych. Jesteśmy starszawi i dojrzali, a „Old is Gold” może być rodzajem pożegnania z chłopięcością. Postanowiliśmy zmierzyć się tutaj z tradycją rocka, która przecież zawiera się w bluesie, folku, country, a nawet jazzie. Dylan, Cash, wczesny Presley, Coltrane czy Davis – to tylko niektórzy artyści, których chcieliśmy uczcić, nagrywając ten album..

Muniek T.Love
CKM: Czy współczesną młodzież może interesować, że stare pierniki czczą jeszcze starszych pierników?
Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Nie jesteśmy zespołem młodzieżowym, ale na naszych koncertach widać naprawdę dużo młodych ludzi. Pewnie zwykle przychodzą zachęceni przez starsze rodzeństwo, ale chyba dobrze się bawią. Wiesz, bałbym się pojęcia „misja”,  żeby nie wyjść na jakiegoś nauczającego zgredzika. Natomiast sukcesem będzie, jeśli dzięki naszemu nowemu albumowi przynajmniej kilku małolatów zainteresuje się korzeniami rocka. Zwłaszcza że analogowa muzyka sprzed kilku dekad wciąż ma pierdolnięcie – to przecież totalny czad, coś szorstkiego, dzikiego i brudnego!

Tyle że polska młodzież często tego nie wie. Potrzebni są współcześni artyści, by jej to uświadomić. W USA jest ich masa; przykładowo moja 19-letnia córka przepada za zespołem The Black Keys, a to właśnie jest granie inspirowane oldskulowym analogowym brzmieniem – solidnym, ciepłym, grubym. Rock and roll nie ma już swej siły, ta muzyka nie jest tak ważna. Dzisiaj standardem jest „rockowy McDonald’s”: pierdolniesz sobie kilkadziesiąt kolczyków i do tego szesnaście tatuaży i myślisz, że jesteś fachowy. Gówno prawda. Większość takich osób nie wie nic na temat rocka. Oni nie słuchają, oni wyglądają.

muniek_dossier.jpgCKM: Myślisz,  że w naszych „singlowych” czasach ktokolwiek posłucha uważnie całego dwupłytowego albumu?

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Gdy uparłem się, że „Old is Gold” to mają być dwa krążki, mnóstwo osób pukało się w głowę: „Muniek, czy ciebie już totalnie popierdoliło? To strzał w stopę!”. Mam to gdzieś. Wydaliśmy album dla tych, którzy pomimo naszych szalonych czasów idą, a nie gnają przez życie. A przynajmniej potrafią od czasu do czasu zwolnić. Stary, świat zapierdala, a my cofnęliśmy się celowo. I mi tak pasuje. Wiem, że dziś trendowe jest robienie kariery w internecie, występy w telewizyjnych talent shows albo w reklamach. Spoko, nie zamierzam z tymi trendami walczyć, ale nie zamierzam też im się poddać. Jestem muzykiem i moje miejsce jest na scenie, a nie w reklamach czy „Tańcu z gwiazdami”!

CKM: Na ile przeraża cię cyfrowa rzeczywistość?

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Już się nie zmienię – do końca życia będę kupował płyty „fizycznie”. W domu mam jakieś 5 czy 6 tysięcy kompaktów i z 500–600 winyli. Gdyby mi okradli dom, to przeżyłbym utratę wszystkiego oprócz tej kolekcji właśnie. Bo dzięki niej mogę usiąść sobie wieczorem i delektować się jej widokiem. Wziąć do ręki jedną z płyt, włączyć ją sobie, podotykać opakowania, obejrzeć poligrafię – pooglądać sobie zdjęcia artysty, przeczytać, w jakim studiu nagrał te kawałki itp. Żadna empetrójka tego nie zastąpi! Dziś mogę mieć w małym urządzeniu tysiąc albumów. I co z tego? I chuj.

CKM: Ale wiesz, co to komputer?

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Spoko – potrafię  ściągnąć mejla i odpowiedzieć na niego. No chyba, że jest jakiś bardziej skomplikowany załącznik (śmiech). W ogóle gadżety mnie nie kręcą. Jakiś iPod, tablet, smartfon – nawet nie wiem, czym to się różni i śmieszy mnie powszechny dziś „onanizm z tabletem”. Gdy robię zdjęcia cyfrówką, to od razu wywołuję papierowe odbitki, które wkładam do albumu. Jest to uznawane za dziwactwo – po cholerę zagracać mieszkanie, skoro wszystkie zdjęcia mogę mieć tylko na kompie. Sorry, ale wolę jak stary dziadek poprzeglądać sobie album. Tak fajniej się wspomina. Tak samo jak lepiej czyta się zwykłą książkę, którą można dotknąć i powąchać.

CKM:  Na nowej płycie po orwellowsku straszysz wszczepianiem ludziom czipów, wszechobecnymi kamerami...

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Popatrz na taki Londyn, gdzie dzięki systemowi tysięcy kamer monitoruje się dosłownie całe miasto. Coś za coś – zwiększa się dzięki temu twoje bezpieczeństwo, lecz jesteś permanentnie śledzony. Strasznie wkurza mnie też coś innego: w naszych czasach w kółko atakują cię jakieś telewizje kablowe i oferują po sześćset zajebistych opcji. Później wydzwaniają z telefonii komórkowej. Ci znów oferują 50 smartfonów, żeby cię już pojebało kompletnie.
Muniek T.Love
Ty chcesz, żeby się wreszcie odpierdolili dla świętego spokoju zgadzasz się na ich ofertę. No i jak co jakiś czas jakiś dekoder albo komórka się zepsuje, a ty wisisz godzinami na telefonie. Wysłuchujesz „wszystkie linie zajęte”, a oni mają cię w dupie. Kiedyś, gdy w domu coś się zepsuło, po prostu umawiałeś się na godzinę 15 z symbolicznym panem Władziem. Dziś to niemożliwe – nie da się od razu skontaktować z konkretnym człowiekiem, bo wszystko przechodzi przez system komputerowy.

CKM: Ostatnio śpiewasz, że „pierdolisz Fejsa”...

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Mam szacunek dla kolesia, który założył Facebooka. Ale zastanówmy się nad płytkością relacji międzyludzkich na takich serwisach. Nie mogę skumać, czemu ludzie tak skupiają się na życiu w internecie, że zapominają o „realu”? Wiesz, moje dzieciaki urodziły się w latach 90., a pomimo tego nigdy nie spędzały nie wiadomo ile czasu przed komputerem. Po prostu zdają sobie sprawę, że nic nie zastąpi normalnych znajomości „z podwórka”, kontaktu z ludźmi, z którymi  łączą nas realne zainteresowania. Inna sprawa – rozumiem, że dla wielu osób komunikacja internetowa to szansa na zaistnienie. Takiemu facetowi jak ja udało się w życiu i może wymądrzać się w mediach, chcą go słuchać. Nie każdy ma taką możliwość, więc korzysta z egalitaryzmu internetu. I ja to rozumiem.

Tylko dlaczego tyle w tym głupoty i lansowania celebrytów? Bo kim jest celebryta? To próżniak. Współczuję takim ludziom – zyskują nagłą sławę, przyzwyczają się do niej i po pięciu minutach nikt o nich nie pamięta. No, ale we współczesnych mediach możesz być kimś za nic. Stary, widziałem szoł, w którym jakiś facet przebijał sobie fiuta gwoździem i dzięki temu stał się celebrytą. Kurwa, nie jestem pruderyjny, ale jak mam cenić kogoś takiego? Docenić mogę człowieka za ciężką pracę, dobrą robotę – dobrego lekarza, księdza, sportowca, malarza, szewca albo muzyka.

CKM: Ale przecież na punkcie cyfry zdarza się szaleć także facetom w twoim wieku. Chodzi o odmłodzenie się w oczach dziewczyn?

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Pewnie tak... Pamiętam, że kiedy dopadła mnie czterdziestka, zaliczyłem kryzys wieku średniego. Teraz absolutnie akceptuję siebie. Wiadomo, człowiek zbliżający się do pięćdziesiątki ma coraz większy brzuch, nie staje się coraz piękniejszy. Ale mam to w dupie, nie myślę desperacko o jakichś dietach ani o udawaniu młodzieniaszka. Wielu gości w średnim wieku zaczyna dodawać sobie męskości poprzez kupowanie najnowszych cyfrowych gadżetów, uprawianie sportów ekstremalnych albo po prostu zmieniając w kółko dupy. Ja tego nie potrzebuję, bo emocje i adrenalinę zapewnia mi scena. Koncert jako taki jest bardzo seksualną, biologiczną interakcją pomiędzy artystą a fankami. To spełnienie dla faceta.

CKM: Z biegiem lat zaczynasz wypatrywać pod sceną coraz młodsze spódniczki?

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Zaznaczmy, że nie chodzi o jakieś romansowanie – część lasek przychodzących na nasze koncerty jest w wieku mojej córki, są pewne granice. Ale przecież każdy normalny facet obejrzy się na widok ładnej dziewczyny. Czasami może to być wręcz bolesne – pamiętam, jak kupiłem fajny samochód i dosłownie tydzień po odebraniu go z salonu, jadąc Alejami Jerozolimskimi w Warszawie, zagapiłem się na zajebiste babki. No i „jeb!” – zaliczyłem dzwona (śmiech). Zasadniczo jest tak, że z wiekiem człowiek oczywiście wciąż jara się kobietami, ale już nie wariuje na ich punkcie.

CKM: Z wiekiem pewnie coraz większa ilość twoich znajomych równolatków skarży się na problemy z potencją?

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Zdarza mi się umówić z kumplami i po prostu popierdolić o kobietach. Ale przecież nie gadamy ze sobą wtedy o sprawności seksualnej (śmiech). Kiedyś opowiadało się bardziej anatomicznie i dosłownie, z biegiem lat szczegółowe opowieści o tym, jak ktoś wybzykał jakąś panienkę, już nie kręcą. A tym bardziej nie gadamy o tym, czy komuś staje albo ile kto ładuje viagry. To niepoważne. Dzisiaj chodzi raczej o grupę wsparcia – można przysiąść przy piwie czy wódce i na poważnie pogadać o związkach oraz problemach uczuciowych.

Muniek T.Love
CKM: A jakimi substancjami wspieraliście się, tworząc „Old is Gold”?
Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Tak jak – nawiązując do poprzedniego wątku – nikt z nas nie jest już jakimś Don Juanem, tak samo nikt nie chleje już na potęgę ani nie ćpa. Te trzy rzeczy zmieniają się z wiekiem. Przy tej płycie podstawą była cholernie ciężka praca. Graliśmy mnóstwo prób, aby do-pracować do perfekcji każdy dźwięk. A na bani to po prostu nie udałoby się. Wiadomo – czasem wypiję sobie ze trzy piwka, po czym coś tam skrobnę. Ale bez schlewania się, bo wtedy nic sensownego by nie powstało. Wracając do procesu nagrywania „Old is Gold” – część materiału nagrywaliśmy w analogowym studiu położonym w pięknej wsi Rogalów. I tam, po ciężkim dniu pracy, zdarzało się zrelaksować przy lokalnym bimberku, bo na wsi kac nie męczy tak jak w mieście. Ale i tak wszystko odbywało się bez przegięcia pały. Natomiast główna część prac przebiegła pod znakiem yerba mate, którą podkręcaliśmy się twórczo.


Dodał(a): Rozmawiał: Michał Jośko Poniedziałek 31.12.2012