Zawód: najemnik

Niegdyś był operatorem jednostki GROM i najemnikiem pracującym w Iraku dla słynnej firmy Blackwater. Później stał się kompanem do kielicha redaktora CKM. Przeczytaj mrożące krew w żyłach wspomnienia tego człowieka wojny

iStock_67406737_SMALL.jpg

Faludża, 2004 r. Rozwścieczony motłoch wyszarpuje cztery na pół zwęglone postaci z dwóch palących się Mitsubishi Pajero należących do najemniczej firmy Blackwater Security Consulting, nazywanej też Amerykańską Legią Cudzoziemską. Trzej pasażerowie dają jeszcze oznaki życia, Irakijczycy miażdżą im więc głowy cegłami i stopami. Dosłownie odrywają kawałki ciał, ciągną je za samochodem. 

Dwa ciała śpiewający wesołe pieśni tłum wiesza na moście nad Eufratem. Jedne ze zwłok nie mają głowy. Przewody wysokiego napięcia są ozdobione ludzką nogą.

- Kiedy dotarliśmy na miejsce, pozostało nam już tylko z bezpiecznej odległości obserwować, jak kilkuletnie bachory karmią kawałkami przypieczonych ciał stado pięciu zadowolonych psów - akurat siedzę przy piwie z człowiekiem, który tamtego marcowego dnia był członkiem ośmioosobowej grupy interwencyjnej wezwanej na miejsce zasadzki. 

Kapitan Pieprz (tak będziemy go nazywać - nie zgadza się na publikację nazwiska ani nawet imienia) mógł jedynie wycofać się i czekać na udział w potężnej pacyfikacji miasta przy wsparciu US Army. Ten opalony mężczyzna z fryzurą „na jarheada" mocno wyróżnia się spośród zniewieściałej klienteli lanserskiego lokalu w Warszawie, w którym rozmawiamy. Ale trudno się dziwić - ten koleś wykonuje w końcu najniebezpieczniejszy zawód świata - jest nowoczesnym najemnikiem, który całe lata pracował dla największej prywatnej organizacji wojskowej w historii. O czym mowa? O gigantycznej korporacji, której korzenie sięgają roku 1997 – wówczas to Erik Prince, były komandos Navy SEAL’s, założył firmę Blackwater USA. Dziś, po wielu zawirowaniach, nosi ona nazwę Academi, lecz w historii i popkulturze to właśnie słowo „Blackwater” wciąż jest zapisane czerwonymi zgłoskami.

iStock_54147590_SMALL.jpg


Pies wojny
- Czułeś kiedyś słodkawy odór spalonych zwłok? - to pytanie sprawia, że bekonowe czipsy zaczynają mi smakować zupełnie inaczej. Pieprz nie traci jednak apetytu. Cholera, czy to jeden z elementów treningu specsłużb? - myślę, zamawiając tym razem czystą wódkę. 
Dawno, dawno temu mój kompan od kielicha był „operatorem w JW 2305" czyli, przekładając to na język śmiertelników, komandosem z zespołu uderzeniowego w jednostce GROM.
- W drugiej połowie lat 90. poszedłem „na swoje". Zostałem prywatnym konsultantem ds. antyterrorystycznych podczas konfliktu w byłej Jugosławii - opowiada z niewinną miną. Co można rozumieć pod tym eufemizmem? Szkolił doborowe jednostki serbskich Czetników pod kątem najskuteczniejszego wyrzynania żołnierzy albańskiej Armia Wyzwolenia Kosowa. 
- Jednak w roku 1999 zrobiło się tam zbyt gorąco...
- Więc zaszyłeś się u babci w Sulejówku? - próbuję żartować.
- E, nie. Popracowałem trochę jako pracownik ochrony. W Sierra Leone.

Opadają mi ręce – przecież wiadomo, że w tym ociekającym krwią afrykańskim państewku nie chodziło raczej o pracę ochroniarza w sklepie Carrefour. To właśnie w Afryce były GROM-owiec otrzymał propozycję pracy dla Blackwater – firmy, dla której przepracował w sumie 3,5 roku w Iraku.
- Zajmowałem się głównie ochroną rafinerii, konwojów i ochroną VIP-ów. Czasami było fajnie. Jednak częściej było naprawdę przejebane - Pieprz po wojskowemu nie owija w bawełnę. Aha, musimy jeszcze ustalić pewne kwestie terminologiczne, kapitan nie lubi określeń „najemnik" czy „pies wojny". 
- Znacznie zgrabniej brzmi „konsultant wojskowy" bądź „operator" - uśmiecha się przekornie. 

iStock_95303113_SMALL.jpg


W białych rękawiczkach
- Jesteśmy świadkami końca ery „psów wojny", czyli indywidualnych najemników. Dziś konfliktami zbrojnymi rządzą firmy PMC (Private Military Corporations - prywatne korporacje wojskowe - przyp. red.), zapewniające zlecenia i lepszy „socjal". Na pozór to zwykłe korporacje zarządzane przez menedżerów w drogich garniturach z drogich biurowców - niedawno tłumaczył mi Radek, kumpel Pieprza, także zatrudniony niegdyś w Blackwater. Owe korporacje zajmują się „kompleksowymi usługami w zakresie bezpieczeństwa". Co można przez to rozumieć? 

- To błyskawiczna „operacja pokojowa" w dowolnym zakątku kuli ziemskiej, włącznie z desantem morskim i powietrznym, zrealizowana w kilkanaście godzin od zamówienia. A wszystko to zupełnie prywatnie - tłumaczy Pieprz. Gdy o tego rodzaju działaniach zrobiło się głośno w mediach, dział prasowy Blackwater patetycznie zapewniał, iż firma „W przeciwieństwie do psów wojny rządzi się etyką i za żadne pieniądze nie wynajmą jej siły zła. W każdym miejscu kuli ziemskiej może przeprowadzić prowadząca misję stabilizacyjną, zaprowadzić wolność i demokrację. Ochrania pokój na świecie”. 
Cóż, w każdym bądź razie trzeba przyznać, że firma z amerykańskiego Moyock (Północna Karolina) ma w tej dziedzinie konkretne zaplecze. 

- Tych operatorów spotkasz w najgorętszych miejscach Ameryki Południowej, Azji i Afryki. Od lat szkolili lokalne policje, chronili konwoje, obiekty przemysłowe, rurociągi - wylicza Pieprz. 
Ba, jak się okazuje tę największą firmę PMC wynajmował… rząd USA. „Prywaciarze" od wielu lat ochraniają ambasady w Iraku, koszary wojskowe i polityków. Korporacja zatrudnia kilkadziesiąt tysięcy pracowników (dokładna ilość jest tajemnicą) - od inżynierow, logistyków, saperów, pilotów, płetwonurków, poprzez umundurowanych komandosów aż po własny wywiad.

- Prywatne transportery opancerzone, samoloty i helikoptery bojowe na zlecenie US Army od lat walczą też z południowoamerykańskimi kartelami narkotykowymi - dodaje mój rozmówca. 
Określenie „firma ochroniarska” kojarzy ci się z polskimi studentami i emerytami, włóczącymi się po supermarketach w koszulkach „Security”? A więc może ruszy cię fakt, że to nie żadna z „państwowych” armii, lecz właśnie Blackwater stworzyła najlepsze, najlepiej wyposażone bojowe centrum szkoleniowe na świecie? 
- Ten prywatny poligon jest tak dobry, że od lat wynajmuje go np. marynarka wojenna USA, żeby szkolić swoje Komando Foki - z Pieprzem wznosimy toast za ten „plac zabaw” w Moyock.

Za (niezłą) garść dolarów
- Jeśli masz zabijać nie „za ojczyznę", to przynajmniej za naprawdę konkretną kasę. To przecież uczciwe - z Pieprzem gładko przechodzimy do tematu wynagrodzeń i zasad rekrutacji. Do Blackwater nie można było dostać się z ulicy - tutaj wstęp od zawsze mieli wyłącznie byli członkowie elitarnych jednostek policyjnych, wojskowych oraz wywiadu. Najczęściej z polecenia, dzieki znajomościom z międzynarodowych systemach „specszkoleń".
- Członkowie amerykańskich Fok i brytyjskiego SAS. GROM-u i Specnazu. Oficerowie superjednostek policji RPA z czasów apartheidu i komandosi z Chile, Peru czy Kolumbii. Spadochroniarze z Legii Cudzoziemskiej i napalscy Ghurkowie - wylicza Pieprz. 
Selekcja zawsze była bardzo ostra, ale jest o co walczyć. Zarobki w tej branży są uzależnione od twoich umiejętności, ryzyka i narodowości. Na pewno nie zarobisz tutaj mniej, niż 15-20 tys. zł miesięcznie. Kasa jest wielka, bo i biznes jest żyłą złota. Wpływy samych firm PMC to ponad 300 miliardów złotych rocznie! Wg szacunków ONZ w samym tylko Iraku, w najgorętszych latach, działało nawet 50 tys. najemników zatrudnionych w ponad 80 firmach. Ale dosyć ogólników - ile wyciągał Pieprz?

- Ja w Iraku średnio zarabiałem miesięcznie niecałe 60 tys. zł. To niedużo, bo np. amerykański eks-oficer mógł skosić nawet 300 tys. zł w 30 dni! Dla porównania: gdybym służył w Iraku jako kapitan polskiej armii to wliczając dodatek wojenny, dostawałbym około 6 tys. zł. Jest różnica? - mruga okiem Pieprz i stawia następną kolejkę. Stać go.

Prywatna okupacja
- Jednak za tę konkretną kasę wykonujesz robotę cholernie niebezpieczną dla twojego tyłka. Życie i kariera konsultanta wojskowego często nie trwają zbyt długo - opowiada Pieprz, któremu jak na razie się udawało. Odsłużył na Bliskim Wschodzie 3,5 roku i w tym czasie zaliczył „zaledwie" 3 niezbyt groźne postrzały. Według ostrożnych szacunków w samym Iraku w ciągu kilku lat od obalenia Saddama Husajna w 2003 r. w Iraku zginęło przynajmniej 300 najemników, rannych zostało około tysiąca. Wśród zabitych było kilku byłych GROM-owców. Firmy najemnicze często nie podają nawet tożsamości poległych.
- W 2004 pod Bagdadem Al-Kaida zmasakrowała w drogowej pułapce dwóch naszych chłopaków i dwóch Jankesów jadących na lotnisko. Wierz mi, kilka tysięcy kul i granatniki wiele z nich nie zostawiły - mówi weteran, podkreślając różnice pomiędzy służbą w wojsku i firmie PMC. 
- W tym pierwszym wypadku w razie czego możesz liczyć na odsiecz całej armii. Jako „prywaciarz" często musisz dać sobie radę sam, nawet jeśli wykonujesz zlecenie rządu amerykańskiego - mówi Pieprz. 
Dlaczego? Wojskowi po prostu nienawidzą firm PMC. Dowództwo za wchodzenie w kompetencje armii, reszta za to, że każdy z najemników zarabia tyle, co pluton wojska. O tym, jak działa ta zasada, Pieprz najlepiej przekonał się w kwietniu 2004 r. w Nadżafie, podczas kilkudniowych walk z kilkunastotysięczną Armią Mahdiego. 

- W niektórych miejscach my, „blackwaterowcy" walczyliśmy ramię w ramię z wojskiem brytyjskim i amerykańskim. Nasz helikopter ewakuował nawet rannych żołnierzy. W innych rejonach miasta broniło się kilkudziesięciu otoczonych „prywaciarzy", w tym Pieprz.

iStock_90581753_SMALL.jpg


-  Armia koalicyjna nie ukrywała nawet, że ma w dupie nasze wezwania pomocy. Po jakimś czasie te skurwysyny zrobiły nam jedynie łaskę w postaci zrzucenia odrobiny amunicji. To była rzeź - wspomina. Nawet jeśli nie zginiesz, może być niewesoło („Dostałeś się do niewoli? Firma oficjalnie umywa ręce. Nawet jeśli odbyło się to w trakcie kontraktu na zlecenie US Army"). Rozumiem więc, że Pieprz już swoje zarobił, poszedł po rozum do głowy i da sobie spokój z awanturniczą karierą konsultanta wojskowego? 
- W życiu! Widzisz, ja po prostu muszę otrzymywać swoją dawkę adrenaliny, inaczej ocipieję. Co, miałbym zostać specem od systemów alarmowych w willach bogaczy, zatrudnionym w jakiejś polskiej agencji ochrony? Kurwa, to już wolę, żeby mnie powiesili na moście! 


Dodał(a): Michał Jośko/ fot.: iStock Poniedziałek 03.10.2016