Wojny robotów

Bądź miły dla swojego tostera. Jego więksi kuzyni strzelają już do ludzi ostrą amunicją!

Wojny robotów


F—18 nadleciały w nocy. Domy niedaleko Kabulu, stolicy Afganistanu, zamieniły się w ruiny. Ludzie — w pochodnie. Ale ten, który miał zginąć — przeżył atak. Mohammed Atef, główny doradca Osamy bin Ladena i jeden z organizatorów terrorystycznego ataku na Nowy Jork i Waszyngton, pozostał nietknięty. Dziękował właśnie Allahowi za ocalenie, gdy dosięgła go rakieta. Amerykańscy piloci co prawda odlecieli, ale na niebie pozostał Predator. Bezzałogowa maszyna odpaliła pocisk i po kilku sekundach Atef przypominał skwierczący kawał mięsa. Był 14 listopada 2001 roku. Po raz pierwszy w dziejach ludzkości wojskowy robot celowo i z premedytacją zabił człowieka.

Mechatronika wrzuca kolejny bieg, a sztuczna inteligencja nabiera rozpędu...

ELEKTRONICZNY MORDERCA
„Gwiezdne wojny”, „Terminator”, „Transformers”... Jeszcze niedawno wojny maszyn były filmową fikcją. Dziś uzbrojone roboty patrolują ulice Iraku, kontrolują niebo nad Afganistanem oraz non stop trenują na poligonach USA, Izraela, Korei Południowej i tuzina innych państw (oprócz Polski). Wojen jeszcze nie wygrywają, ale na pewno minimalizują własne straty. I powiększają je w szeregach wrogów. Predator, zabójca Atefa, był pierwszą bezzałogową maszyną, która dostała broń. Po zamachach we wrześniu 2001 roku Amerykanie wyposażyli ten samolot zwiadowczy w dwie rakiety i wysłali go na polowanie na arabskich terrorystów. Wkrótce dołączył do niego Reaper mogący unieść aż siedem razy więcej broni. Po opanowaniu nieba maszyny ruszyły na podbój lądu. SWORDS, pierwszy robot bojowy działający w Iraku od 2007 roku, to wprawdzie stary saperski automat TALON, któremu dodano karabin maszynowy, ale jego następca MAARS został już zaprojektowany specjalnie z myślą o zabijaniu. A to dopiero początek roborewolucji.

SZTUCZNA INTELIGENCJA
— Maszyny są dużo lepszymi żołnierzami od ludzi. Nigdy się nie męczą. Nie zamykają oczu. Nie znają strachu — słowa majora Kennetha Rose’a z Dowództwa Doktryn i Szkolenia Wojsk Lądowych USA nigdy nie były tak aktualne, jak dzisiaj. Obecnie (jesienią 2008 roku) w alianckich armiach stacjonujących w Iraku i Afganistanie służy ok. 5 tys. robotów. Choć większość z nich to nieuzbrojeni mechaniczni saperzy i zwiadowcy, jednak w ogólnej liczbie szybko zwiększa się udział maszyn bojowych.Od 2003 roku w USA działa gigantyczny program o nazwie Future Combat Systems (Bojowe Systemy Przyszłości). Tysiące naukowców z setek ośrodków badawczych pracują nad czternastoma projektami nowych broni, w większości morderczych robotów. Koszt tego przedsięwzięcia szacowany jest na 340 miliardów dolarów! Pierwsze efekty programu już widać. Latem 2008 roku US Army zamówiła 1700 pojazdów MULE — sześciokołowych maszyn wielkości terenówki, w których wprawdzie nie będzie miejsca dla człowieka, ale znajdzie się dla karabinów maszynowych i wyrzutni rakiet przeciwpancernych. Do 2015 roku Amerykanie chcą zastąpić robotami jedną trzecią obecnych wozów bojowych. Szykują się gry wojskowe w realu.

ŁOWCA ANDROIDÓW
Na razie wojskowe maszyny nie mają pełnej wolności. Starsze modele są całkowicie zależne od człowieka. Sterują nimi zdalnie żołnierze — bezpiecznie ukryci często wiele dziesiątków kilometrów od miejsca akcji i używający kontrolerów podobnych do tych z konsoli PlayStation. Najnowsze roboty potrafią więcej niż starsze generacje — niektóre nawet poruszają się autonomicznie i same wybierają trasę między wskazanymi punktami. Jednak w żadnym wypadku wojskowa maszyna nie może sama użyć broni. Rozkaz wystrzelenia morderczego pocisku zawsze musi wydać człowiek. Czy to się zmieni? — Zezwolenie maszynie na samodzielne otwarcie ognia nie jest kwestią technologii, bo taka już istnieje, a jedynie kwestią bezpieczeństwa. Roboty wciąż mają problem z odróżnieniem przyjaciela od wroga. Zastrzelą dziecko z plastikowym kałasznikowem, ale zignorują partyzanta schowanego za krową — twierdzi Scott Myers, współtwórca General Dynamics Robotic Systems, światowego lidera w produkcji wojskowych automatów. Naukowcy pracują nad tym problemem pełną parą. Nie wszystko idzie po ich myśli.


Dodał(a): Mateusz Zieliński Czwartek 04.08.2011