Żywe tarcze

Słowo honoru- najlepsi ochroniarze nie mają nic wspólnego z tymi dziwnymi facetami, którzy pilnują supermarketów.

ochrona

Dwa samochody z rykiem silników ruszają spod budynku urzędu. Po dwustu metrach drogę zajeżdża im zielony sedan, z którego wyskakuje dwóch drabów. Na VIP–owski minikonwój sypią się pociski. Z aut wyskakują agenci. Dwaj ściągają na siebie ogień. Trzeci, nie wystawiając głowy ponad dachy samochodów, przeprowadza VIP–a z zaatakowanej limuzyny do drugiej. Auto odjeżdża. Po strzelaninie zamachowcy leżą zabici, a VIP jest już daleko od miejsca napadu. — To tylko jedno z wielu morderczych ćwiczeń, ale w rzeczywistej sytuacji moi ludzie równie szybko opróżnialiby magazynki. Z ostrej amunicji — mówi ppłk Zbigniew Powojewski, były dowódca oddziału w formacji GROM. Dwudniowy trening szkolonych przez niego agentów, który miałem okazję obserwować, upewnił mnie: u ich boku jest bezpiecznie jak w schronie przeciwatomowym.

KORZENIE
W roku 2002 grupa byłych oficerów GROM postanowiła spożytkować swoje umiejętności i — we współpracy z innym biurem — stworzyć grupę agentów do ochrony VIP—ów. Najlepszą grupę — prosi o podkreślenie ppłk Powojewski. Tak powstała Agencja Ochrony GROM HP, którą dzisiaj tworzą trzy firmy, z czego dwie zajmują się konwojami, patrolami, ochroną obiektów i imprez masowych. Ludzie z naszywkami GROM zajmują się tylko VIP—ami. — Agencję stworzyli ludzie z GROM—owską przeszłością, szkoleniami zajmują się ludzie z GROM—owską przeszłością, wielu agentów ma GROM—owską przeszłość— wylicza Andrzej, proszący o nieujawnianie nazwiska członek rady nadzorczej agencji. To on, wraz z bratem Tomaszem, wielokrotnym mistrzem świata w karate, stworzył podstawy działania firmy. Obaj zresztą wciąż trenują codziennie. Andrzej fach opanował jeszcze w „czasach wojskowych”: w 1991 roku był w pierwszym pierścieniu ochrony Jana Pawła II. Później szkolenia policyjne i ćwiczenia z międzynarodowymi specjalistami od ochrony VIP—ów. W końcu z dwoma braćmi przeszedł na swoje i stworzył agencję. — Mamy do dyspozycji dwudziestu w pełni przygotowanych ludzi. Niewielu? Po pierwsze — tylu wystarczy, żeby obsłużyć polski rynek, po drugie mamy tutaj naprawdę gęste sito — twierdzi Kazimierz. Ma za sobą służbę w jednostkach (po prostu „jednostkach”) i staż w potężnej niemieckiej firmie ochrony VIP—ów. — Zaczynamy ćwiczenia — przerywa naszą pogawędkę ppłk Powojewski.

PRZEKROCZONE GRANICE
Agenci mają do perfekcji opanowany każdy najmniejszy nawet ruch, ale szef wciąż na nich wrzeszczy. „Głowa, kurwa, niżej!” — krzyczy podpułkownik i do znudzenia katuje jednego z ludzi zmieniających pozycję strzelecką za osłoną samochodu. — Wystawił ją tylko na kilka milimetrów ponad dach — dziwię się tej pedanterii. — Te kilka milimetrów, przy odrobinie pecha, wystarczy, żeby dostał w łeb — syczy do mnie podpułkownik. Ile czasu potrzeba, aby wyszkolić perfekcyjną maszynę do ochrony? — Wybieramy tylko najzdolniejszych i ze stażem w jednostkach specjalnych. Dokładnie prześwietlonych na różne sposoby. W specsłużbach zakłada się, że żołnierz podstawowe umiejętności może posiąść po trzech latach intensywnego, codziennego treningu. Do nas trafiają tylko tacy. Pierwszy etap mego szkolenia trwa trzy miesiące. Po kolejnym roku i wielu testach mogę powierzyć im życie klienta. Muszę mieć stuprocentową pewność, że w skrajnej sytuacji agent zrobi absolutnie wszystko, by uratować ochranianego człowieka — tłumaczy ppłk Powojewski.

FORTUNA DLA BOGACZY
— Kto płaci za swoją ochronę, niejako kupuje życie naszych ludzi. Ci zaś wiedzą, że mogą zabić, wykonując swoje zadania — dodaje Andrzej. Zabić, ale tak, żeby nie złamać zapisów ustawy o ochronie osób i mienia. Czyli w ramach obrony koniecznej. — Zabić? Wielu już dawno przekroczyło tę granicę — mówi agent Piotr, dając mi do zrozumienia, że sporo się działo podczas misji wojskowych, w których brał udział. — O szczegółach nikt nie opowiada, o tym nie mówi się nawet najbliższym. To stary, dobry zwyczaj wyniesiony ze specsłużb. — A na oko, ilu ludzi masz na koncie? — Jutro chyba będzie padać — słyszę odpowiedź. Nawet nie jestem nią zaskoczony. — Nie jesteśmy tani — Andrzej odpowiada na pytanie, kogo stać na profesjonalną ochronę. — Wszystko zaczyna się od stu złotych za godzinę pracy jednego ochroniarza. Pełna opcja, trzy kordony specjalistów to okolice kilkunastu tysięcy dziennie. Do tego koszty rozpoznania. Tutaj dolną granicą są dwa tysiące dziennie za usługi dwóch osób. — Bardzo szczegółowego rozpoznania, bez niego nie podejmujemy się zlecenia— mówi Andrzej. W jego ramach agencyjni fachowcy zbierają i przetwarzają informacje o tobie i twoim otoczeniu, przeczesują okolicę specjalistycznym sprzętem, zapewniają ochronę elektroniczną, robią dokładny wywiad środowiskowy. — Także współpracując z różnymi instytuacjami — mówi Kazimierz, a ja domyślam się, że chodzi o służby specjalne i policję. — Powiedzmy sobie jasno: działanie fizyczne, eskortowanie to niewielka część naszej pracy. Bezpieczne przewiezienie VIP—a z punktu A do B poprzedza rozpoznawanie, obserwacja otoczenia, przygotowywanie tras przejazdu. Tym głównie się zajmujemy. Czy przy odpowiednio zasobnym portfelu każdy może kupić taki święty spokój? — Nie. Nie przyjmiemy zlecenia, jeśli źródła dochodu klienta są ewidentnie nielegalne — wyjaśnia Andrzej. Ludzie z tzw. miasta nie mają po co do nich przychodzić. Kim zatem są klienci? — Zasadniczo są nimi biznesmeni i prezesi ważnych instytucji — wymijająco odpowiada ppłk Powojewski. Dzień drugi. Pobudka o 7.00 i początek treningu: „samochodowe techniki jazdy specjalnej”, interwencja na terenie willi osoby ochranianej, przeprowadzanie VIP—a z budynku do samochodu. Ppłk Powojewski podkreśla, że agent ochrony często pracuje tak jak agent wywiadu. — Organizacja zamachu musi zająć przestępcom minimum dwa tygodnie. Przy wnikliwej obserwacji wprawne oko ma szansę zauważyć te przygotowania. Pojawiające się np. wielokrotnie te same pojazdy i ludzie mogą sugerować, że coś się dzieje i dać szansę uniknięcia zagrożenia atakiem. „Sam bądź nieprzewidywalny” – to motto ppłk Powojewskiego. — I pamiętajmy, za wielu ludzi zginęło, bo bagatelizowało kobiety. Są równie groźne, jak mężczyźni, a mniej rzucają się w oczy. Dlatego coraz częściej wykorzystują je przestępcy — mówi ppłk Powojewski. — W skrajnych sytuacjach trzeba wobec nich postępować bez litości. Pamiętacie terrorystki z Dubrowki? — pyta Piotr.  — Wszystkie zabito — odpowiadam. — Zneutralizowano, zne—u—tra—li—zo—wa—no! — poprawia mnie Tomek. No, w każdym razie neutralizacja mocno im zaszkodziła.


PS  Imiona niektórych osób zostały zmienione.



Dodał(a): Michał Jośko Środa 31.08.2011