Normalni inaczej

Jedni z najpopularniejszych kabareciarzy w Polsce, Paranienormalni w specjalnym wywiadzie dla magazynu CKM, w którym zdradzają tajniki swojego warsztatu.
Paranienormalni CKM
CKM: Z czego śmieją się Polacy?

Igor Kwiatkowski: Z rzeczy, które
dotyczą życia zwykłych ludzi. Ale nie dotykają bezpośrednio widzów.
Robert Motyka: Bardzo dobrze sprawdza się też miksowanie realnego świata z odrobiną abstrakcji.

CKM: Lecz pierwszy wielki hit „Paranienormalnych”, postać blondynki Marioli, obraża połowę kobiet w tym kraju. 
Igor: Przede wszystkim chcielibyśmy tu przeprosić wszystkie blondynki – Mariolka miała być brunetką, ale blond peruka była pierwsza jaką znaleźliśmy.
Michał Paszczyk: Gdyby nie to, obrazilibyśmy drugą połowę kobiet.
Robert: Parodiujemy, poniekąd obrażamy, różne osoby – ale w naszym rozumieniu to jest dla nich komplement, wyróżnienie, że są na tyle ciekawymi postaciami, że się nimi zainteresowaliśmy.
Michał: Czyli teraz mogą się poczuć niefajnie ci, których nie parodiujemy...

CKM: Mieszacie stand–up z kabaretem. Jak tak można?

Robert: Każdy występ zaczynamy od, jak my to nazywamy, „zdwojonego stand–upu”, czyli wychodzimy z Igorem i prowadzimy dialog - ze sobą, ale też z widzami.
Igor: To wygodna forma sprzedawania żartów. Niektóre pomysły, jakieś gry słów, są za krótkie żeby paranienormalni_ramka1.jpgrobić z nich całe kabaretowe skecze. A możemy je fajnie sprzedać na krótko w naszym stand–upie. Dlatego mieszamy te formy.

CKM: Ale stand–up to powinna być jazda bez trzymanki. Inni klną,

są niepoprawni politycznie, naprawdę obrażają. A wy...
Robert: Zgadza się: my popełniamy taki grzeczny stand–up.
Michał: U nas nie ma hardziorów, ostrych dowcipów po bandzie. Niektórzy mówią, że nie ma to jak dobra dupa w skeczu – ale my, jeśli znajdujemy alternatywę na tę dupę, to idziemy w drugą stronę.

CKM: Why???
Michal: Prawdziwy stand–up jest dla innej publiczności. Staramy się trafić szerzej, żeby na nasz spektakl przyszedł i syn i ojciec. Tam przyjdzie albo syn, albo ojciec.
Robert: Stand–up dobrze rozwija się w Polsce, mogę nawet powiedzieć, że przeżywa rozkwit – choć bardziej w klubach i na youtube, bo w telewizji pojawia się tylko czasami... Czy większość widzów, wychowana na klasycznym polskim kabarecie, jest gotowa na taki brutalny dowcip – to zupełnie inna historia.

CKM: Jeśli macie jakiś numer za ostry na telewizję – to teraz jest świetna okazja, żeby go przedstawić w CKM.
Robert: Mamy taki skecz, który jakoś szalenie ostry nie jest, ale nieco się o to ociera. Skecz z tatarem – pamiętacie, chłopaki?
Michał: Przychodzi klient do restauracji i prosi kelnera o tatara.
Igor: Ja jestem tym kelnerem i zaczynam nucić: „Tatara tatara, tatara tatara”.
Michał: Ale proszę pana, mi chodziło o tatara z mięsem!
Igor: O przepraszam, już daję: „Tatara tatara, kurwa, tatara tatara, kurwa!“
Michał: Ależ panie, ja chcę tatara z mięsem i z jajkami!
Igor: A kelner dalej śpiewa te „Tatara tatara, kurwa” i łapie się za krocze...

CKM: (śmiech)
Robert: No. Więc zagraliśmy kiedyś ten skecz na branżowym kabaretowym festiwalu „Ryjek” i tam to zadziałało. Ludzie pękali ze śmiechu. Ale potem próbowaliśmy go grać parę razy podczas normalnych występów gdzieś w Polsce. I przyjęto go dużo chłodniej.
Igor: Poczuliśmy, że przekroczyliśmy pewną granicę, której nasi widzowie nie lubią. Więcej tego numeru nie robimy. Nie jest nam potrzebny.

CKM: Są jakieś miejsca w Polsce, gdzie przez 10 lat istnienia
„Paranienormalnych” jeszcze nie występowaliście?
Igor: Wąbrzeźno! (śmiech)
Robert: Naprawdę. Jeździmy po całej Polsce, wszędzie gdzie są nasi fani, ale akurat w Wąbrzeźnie w województwie kujawsko–pomorskim chyba trzy razy próbowaliśmy dać występ – i z różnych przyczyn nigdy się nie udało.
Michał: Tak, graliśmy już w Nowym Jorku, Chicago, Toronto, ale w Wąbrzeźnie wciąż nie graliśmy...

CKM: Za granicą występujecie tylko dla Polonii. A gdyby przetłumaczyć te dowcipy na inny język – czy polski humor mógłby chwycić?
Igor: Myślę, że tak. My też przecież lubimy słuchać występów kabareciarzy z innych krajów.
Michał: Nasz humor jest raczej uniwersalny. Nie poruszamy lokalnych polskich spraw. Taki szalony bokser jak Balcerzak mógłby się trafić w innych krajach, takie zwariowane blondynki jak Mariola są na całym świecie.
Robert: Szczerze mówiąc, mamy taki pomysł, żeby przetłumaczyć kilka skeczy na angielski i wrzucić je do internetu. Ale ciągle brakuje nam na to czasu.
Michał: Ostatnio byliśmy w trasie po Norwegii. Po którymś występie jeden z technicznych, czystej krwi Norweg, powiedział mi po angielsku: „Niczego nie zrozumiałem, ale byliście naprawdę śmieszni”. To chyba coś znaczy, co nie?
paranienormalni1.jpg
CKM: Rockmeni czy hiphopowcy
w trasie zachowują się normalnie: wódka, koks, dziewczyny. A „Paranienormalni”?
Robert: A my nienormalnie.
Michał: Przez chwilę nawet próbowaliśmy takiego rockendrolowego stylu życia, ale to nie szło ze sobą w parze.
Igor: Zdarzył się raz występ, dawno temu, gdzie za kulisami nie było wody, ale za to było wino. I po sześciu lampkach tego wina Mariola nie mogła się wysłowić... Powiedziałem sobie wtedy: to pierwszy i ostatni raz.
Robert: Z szacunku dla widza, który przychodzi na nasz występ i płaci za bilet, mocno się pilnujemy. Staramy się w trasie nie zarywać nocy, żeby być w formie na występ kolejnego dnia.

CKM: Heloł, artyści całego świata tworzą największe dzieła po pijaku!
Igor: Taaaak. My kiedyś też na jakiejś imprezie trochę wypiliśmy i wpadliśmy na genialny pomysł
- po prostu najlepszy skecz ever. Spisaliśmy go bardzo zadowoleni z siebie - ale jak rano na trzeźwo ten genialny wywód przeczytaliśmy... Już nie wracaliśmy do tematu...

CKM: Jak więc powstają wasze teksty, że tak spytam.
Robert: Na przykład niedawno szykowaliśmy specjalne skecze z Kryspinem na „Płocką Noc Kabaretową”. Mieliśmy tylko dwa tygodnie na wszystko – scenariusz, scenografię, próby. Spotkaliśmy się u mnie w domu na tarasie...
Michał: ...pracowaliśmy dwa dni bez przerwy, jak jeden nie wytrzymywał i szedł spać, to drugi zostawał przy komputerze i dosmaczał pomysły.

CKM: Dwa dni i kilka skrzynek, czy dwa dni i dużo kawy?

Michał: Dużo kawy i soków.
Igor: Na skrzynkach to siedzieliśmy.
Michał: Gdybyśmy te skrzynki wypili, to by z tego nic nie wyszło.
Robert: Ale takie siedzenie i wymyślanie to dopiero pierwszy etap. Słuchamy też publiczności – po
reakcjach widzów może się okazać, że naszym zdaniem słabszy skecz ma jednak coś w sobie i scena czy postać zaczynają się rozwijać.
paranienormalni3.jpg
CKM: Jak Mariolka, Makłowicz, Balcerzak?
Robert: W zasadzie cały Balcerzek powstał na scenie. Sporo przy nim improwizowaliśmy i słuchaliśmy, notowaliśmy, gdzie widzowie śmieją się najgłośniej. A teraz to skecz, który rozrósł się do gigantycznych rozmiarów – może trwać 25 minut i cały czas utrzymuje temperaturę. To jest właśnie ten miks realnego świata z odrobiną abstrakcji, o którym mówiłem na początku.
Igor: Uwielbiam grać postać szalonego boksera Balcerzaka i doprowadzić Roberta, czyli poważnego
doktora Prozaka, do płaczu.
Robert: A ja stawiam sobie za cel w tym skeczu nie pęknąć, nie złamać się.

CKM: Proszę, mamy pojedynek na scenie.
Robert: Uwierz mi, kiedy po 25 minutach kończymy ten numer, jestem z siebie autentycznie dumny, że nie dałem się złamać, że zachowałem ludzką godność przy takim idiocie!
Michał: Co nie jest łatwe, bo grając Balcerzaka Igor nieźle się nakręca. Raz tak kompletnie popłynął, że sam się zgubił. Nie wiedział, co robić, co mówić i w końcu przerwał skecz, bezradnie stanął na scenie i załkał: „Sorry, ja już nie wiem gdzie teraz jestem...”
Igor: (śmiech) Ale ludziom to się też podobało.

CKM: Czyli improwizacja rządzi?
Michał: Szczególnie, gdy zdarza się dziura: na przykład ktoś miał wyjść na scenę, ale nie wyszedł, bo zgubił rekwizyt – tu znacząco patrzę teraz na Igora (śmiech). Albo zapomniał tekstu i tak dalej. Wtedy
trzeba coś uszyć na szybko i czasem z takiego łatania dziury całkiem
fajne ciuszki powstają.
Robert: Zapominanie tekstu... no tak. Na początku naszych występów wpadaliśmy w panikę – taka wpadka w środku przedstawienia, jak tak można! Była panika na scenie i złość po występie. A dziś przy jakichś kłopotach po prostu improwizujemy. Publiczność lubi takie wpadki.
Igor: Choć największym przebojem są wymyślane na szybko filmiki, które kręcimy od ręki i wrzucamy na youtube.
paranienormalni2.jpg
CKM: Ich gwiazdą jest Kryspin, samozwańczy cesarz internetu.
Robert: To dla nas niesamowita sprawa. Ta postać już żyje własnym życiem. W sieci jest mnóstwo jego naśladowców, dorośli ludzie sami nakładają sobie sztuczne zęby i dla żartów „robią Kryspina”!
Igor: W ogóle internet jest dla nas nowym zjawiskiem. Wszyscy musieliśmy nauczyć się przełknąć zjawisko hejterów.
Michał: A Kryspin jest dla nas takim lekarstwem na hejterów – sami siebie hejtujemy i w ten sposób
odbieramy innym argumenty. Sprytne, co?

CKM: Igor, oprócz tego, że jesteś Kryspinem, Balcerzakiem i Mariolką w jednej osobie, jesteś też zawodowym kucharzem.
Karmisz pozostałych „Paranienormalnych”?
Igor: Bardzo miło wspominam moją szkołę zawodową, bo mogłem się
w niej nic nie uczyć. W efekcie po szkole byłem kucharzem beznadziejnym. Za to teraz chętnie gotuję – najbardziej lubię otworzyć lodówkę i dać się ponieść...
Robert: On lubi mówić o jedzeniu i lubi karmić innych.
Igor: ...nakarmiony człowiek to wspaniały widok: gładzi się po brzuszku i mówi, że już więcej nie może... Niestety, często moje jedzenie jest zjadliwe tylko dla mnie, inni mówią, że jest okropne.

CKM: I tu na pomoc zbolałym żołądkom może przyjść Robert, było nie było, prawie lekarz.
Robert: Dla ścisłości technik weterynarii.

CKM: Obśmiewanie ludzi lepsze od leczenia słodkich malutkich zwierzątek?
Robert: O nie, ja od dziecka chciałem leczyć duże zwierzęta, konie i takie tam. Ale w technikum weterynarii okazało się, że nie tylko się je leczy, ale też np. usypia, kastruje. Więc mi to szybko przeszło i tak się stało, że wylądowałem w radio – które na kilka lat stało się całym moim życiem.
Igor: Przez długi czas próbowałeś nawet łączyć radio z kabaretem.
Robert: Kiedy powstawali „Paranienormalni”, nie byłem pewien co wybrać. Ale robienie obu tych rzeczy równocześnie było koszmarem – w Roxy FM robiłem poranek, po nim jechałem samochodem z Warszawy do Krakowa na występ, który kończył się o północy, i zaraz po nim wracałem na kolejny poranek w radio.
Michał: Pozostałością tej historii jest to, że Robert do dziś stara się być naszym DJ–em. Jak jedziemy samochodem na występ, układa plejlistę i cały czas częstuje nas muzyką.



CKM: Michał, w porównaniu z tą dwójką, twoje występy na scenie dziwią najmniej – jesteś zawodowym aktorem.

Michał: I to niezłym – w Teatrze Polskim we Wrocławiu pracowałem przez cały jeden rok... Po czym
objęły mnie zwolnienia grupowe. Wywalono grupę aktorów o nazwie „Michał Paszczyk”. Ale w różnych kabaretach działałem jeszcze od studiów, więc nie narzekam.

CKM: Pamiętacie jeszcze, kto 10 lat temu wymyślił tę idiotyczną nazwę: „Paranienormalni”?
Igor: (śmiech) Ja!
Robert: Lecz podkreślmy, że braliśmy pod uwagę jeszcze głupsze nazwy. Pierwszą, która się zrodziła – jeszcze w klubie, w którym z Igorem razem pracowaliśmy – była „Taxobie“, pisane przez iks. Ale szybko nam przeszło, bo pomyśleliśmy, że ludzie będą wychodzili z występu, ktoś spyta jak było i co usłyszy? „Nooo, tak sobie...”
Igor: Był też wariant „Wyjęci spod lewa”. Wiesz, że niby nie „spod prawa”, tylko z lewa. To był naprawdę głupi pomysł.
Robert: Z „Paranienormalnymi” też długo się wahaliśmy – że nazwa długa, że nikt tego nie wymówi.
Ale wtedy byliśmy na scenie tylko we dwóch, bo Michał dołączył do nas później, a więc byliśmy parą.
Poza tym para to moc, energia.
Igor: A co najważniejsze: „paranormalni” i „nienormalni” to podwójne zaprzeczenie. Czyli ta nazwa oznacza, że jesteśmy... normalni.

paranienormalni_ramka2.jpg
Wywiad pochodzi z magazynu CKM 1/2015

Dodał(a): Rozmawiał: Mateusz Zieliński / fot. Marcin Klaban Wtorek 14.04.2015